Filip Springer

Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz


Скачать книгу

      Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

      Projekt okładki, projekt typograficzny i skład

      ŁUKASZ ZBIERANOWSKI / FAJNE CHŁOPAKI

      Fotografie wewnątrz tomu © by FILIP SPRINGER

      Copyright © by FILIP SPRINGER, 2019

      Opieka redakcyjna MAGDALENA MOSKAL

      Redakcja KAROLINA IWASZKIEWICZ

      Konsultacja merytoryczna DR AGATA LUBOWICKA

      Korekta D2D.PL

      Skład wersji elektronicznej D2D.PL

      Dokumentacja w językach duńskim i norweskim PIOTR SZATKOWSKI

      Książka powstała przy wsparciu mecenasów: PURO HOTELS, AMBASADY KRÓLESTWA NORWEGII, THE NEST WARSZAWA.

      Książka jest efektem projektu stypendialnego „Szukając Jante” zrealizowanego w ramach Stypendium Artystycznego Miasta Stołecznego Warszawy (2018).

      ISBN 978-83-8049-906-5

      Prawie niczego nie wymyślam, ale nie wszystko, co znajduje się w cudzysłowie, jest rzeczywiście cytatem. […] Im bardziej prawdopodobne coś się wydaje, tym podejrzliwiej należy to traktować. Zawsze zachowuję się realistycznie, jednak jako że uważam realność czy rzeczywistość za największą oszustkę, nasze pomyłki bywają dla mnie dokładniejszymi świadectwami niż tak zwane facts.1

Alexander Kluge

      Tak naprawdę odwieczny cel każdego kronikarza czy świadka – opisać to, co się wydarzyło, zdać sprawę z przebiegu wypadków, pozostawić świadectwo faktów, przestępstw i czynów – to czcza iluzja i złuda, czy też, mówiąc ściśle, już sam ten cel, ta fraza są metaforyczne i stanowią część fikcji. „Opisać to, co się wydarzyło”, to rzecz nie do zrealizowania i próżna, a raczej możliwa tylko przez zmyślenie.2

Javier Marías

      Mieszkamy w mniej i bardziej rozbudowanych opowieściach, nie zaś w obiektywnych i fizycznie opisywalnych przestrzeniach.3

Przemysław Czapliński

      Ludzie po prostu nie odkryli, że prawda zazwyczaj jest najlepszym blefem.4

Aksel Sandemose

      _ Podróż

      Dzieliła mnie od niego jeszcze tylko jedna cieśnina, ostatnia woda. Nie spieszyłem się, nic mnie nie gnało. Wiedziałem, że kiedyś to zrobię. Na razie wystarczał mi widok z Końca Świata. Dziś wiem, że się łudziłem, ale wtedy, na Fur, patrzyłem na lśniące w oddali miasto i wierzyłem, że wkrótce dotrę do Jante.

      Tamtego dnia profesor Povlsen uparł się, by pokazać mi wyspę. Padało od tygodnia, drogi rozmiękły od deszczu. Na pastwiskach pasły się krowy. Było ich więcej niż ludzi w obejściach. Pojechaliśmy zobaczyć najstarszą kopalnię diatomitu. Wąwóz o stromych ścianach zarastał zielskiem. W tym miejscu od dawna niczego już nie wydobywano, ale kawałek dalej były czynne odkrywki. Gdy przejeżdżaliśmy obok, widziałem we wstecznym lusterku unoszące się spod kół obłoczki siwego pyłu.

      Povlsenowie kupili dom na Fur pod koniec lat osiemdziesiątych. Od tamtego czasu wyspy wciąż ubywa. Wszystko przez moler – występujący tylko w kilku miejscach w Europie rodzaj ziemi okrzemkowej. Licencję na jego wydobycie ma francuska korporacja. Wielu wzgórz i klifów, którymi niegdyś zachwycali się profesor i jego żona, już nie ma.

      Fur znika, być może za kilkadziesiąt lat cała pogrąży się w wodach cieśniny Limfjorden.

      Wraz z nią zniknie kolejny raj i kolejny koniec świata.

      Żółty domek Povlsenów stoi na skraju osady Nederby, kilkaset metrów od przeprawy promowej. Kiedyś, gdy po Fur kursowały jeszcze autobusy, był dworcem. Teraz najbliższy przystanek jest za wodą, na Jutlandii.

      Spędzają tu kilka miesięcy w roku. Karen Klitgård Povlsen chodzi czasem na plażę i wyobraża sobie, że wzdłuż brzegu suną sjægty. W każdym siedzi kilku zarośniętych i ogorzałych mężczyzn w znoszonych kapotach. Wiosłują, czujnie wpatrując się w ląd, jakby czegoś szukali. Są z epoki, gdy wstęp na wyspę mieli tylko nieliczni. Według jednej z legend na Fur znajdowało się kiedyś coś w rodzaju świeckiego klasztoru, azyl dla kobiet z dobrych domów – pięknych, mądrych, oczywiście rudych. Miały się tu uczyć, haftować, uprawiać ogrody i pielęg-nować swoją niewinność. Sława wysepki zaludnionej przez urodziwe niewiasty sięgała daleko i przyciągała mężczyzn z całej Danii, którzy wpływali na zdradzieckie wody cieśniny, by zobaczyć choć jedną z nich.

      Być może to wraz z tą legendą narodził się mit Fur jako utopii. Spośród ponad czterystu duńskich wysp (w tym niespełna osiemdziesięciu zamieszkanych) ta kruszyna wciśnięta w kąt Limfjorden należy do najbardziej znanych w kraju. A na północy Jutlandii z pewnością zna ją każdy.

      Wielu ludzi zna Fur.

      Ją i jej większą siostrę – Mors. Tę gorszą.

      Bo Fur to dobro, szczęście, radość, słońce i niebieskie niebo oraz mikroklimat umożliwiający uprawę roślin tropikalnych. A także wspólnota, o czym przypomniał mi profesor Povlsen. Po drodze, za każdym razem, gdy kogoś mijaliśmy, podnosił z kierownicy palec wskazujący. Kierowca jadący z naprzeciwka robił to samo.

      – Dzięki temu drobnemu gestowi wiemy, że jesteśmy z jednego plemienia – wyjaśnił profesor. – Że ten mały raj należy do nas.

      Z wyspą Mors jest inaczej. Jeśli Fur to schronienie przed złem, Mors jest źródłem tego zła. Tam jest zimniej, ciemniej, brudniej. Stamtąd przywiewa smród przemysłowych świńskich ferm i ten tłusty brunatny pył, który mieszkańcy Fur ścierają później z białych ram swoich okien.

      Poza tym gdy wieje od Mors, to wiadomo, że wkrótce popsuje się pogoda.

      – O tych różnicach między wyspami pisz swobodnie, co tylko zechcesz, niech ograniczeniem będzie tylko twoja wyobraźnia. Legendy z dawnych czasów, tradycja literacka: one zawładnęły naszymi umysłami. Trzeba się z tym pogodzić – rzucił profesor Povlsen i skręcił w boczną drogę.

      Po kilkuset metrach zatrzymał się przy jakimś niewielkim gospodarstwie.

      – Jesteśmy na miejscu.

      Spojrzałem na niego zdziwiony. Nie było tam nic wartego uwagi. Stroma droga z koleinami wypełnionymi wodą, łąka, kilka drzew, zabudowania i biała deska z wymalowaną nazwą posiadłości.

      – Verdens Ende? – zapytałem, kalecząc język.

      – Koniec Świata.

      Wysiadłem i poszedłem na szczyt wzgórza. Ujrzałem zachodnią część wyspy Fur, cieśninę i wyspę Mors w oddali. Właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że widzę Jante. W tamtej chwili zaraz po deszczu, na Końcu Świata.

      – Nie łudź się – powiedział profesor. – Na Jante patrzy się zawsze przez ramię, w trwodze, podczas ucieczki.

      _ Mosty

      Fursundbroen – most, który miał zastąpić łączącą Fur ze stałym lądem przeprawę promową między miejscowościami Branden (Jutlandia) i Stenøre (Fur). Szerokość cieśniny w tym miejscu wynosi 440 metrów.

      Plany