Leszek Herman

Sieci widma


Скачать книгу

schodzące w dół pleców, mrowienie.

      Zrekompensuje sobie tę podróż na najbliższym postoju.

      Uśmiechnął się. Twarz dziewczyny od razu rozjaśniła radość.

      Znali się od pół roku. Spotykali od około trzech tygodni. Miesiąc temu musiał zakończyć poprzednią relację, która stanowczo zaczynała go uwierać. Oplatać jak bluszcz. Dziewczyna zaczęła go kontrolować, traktować jak swoją własność. Oczywiście ich relacja dawała jej pewne większe uprawnienia, zwłaszcza w sferze seksu. Mogła liczyć na stałe, regularne spotkania, które zapewniały im obojgu sporo satysfakcji, ale ona chciała więcej.

      Nic więcej nie mógł jej dać. Nic więcej nie chciał dawać nikomu.

      Krótka jazda na jedynce się właśnie skończyła i cholerny stary mercedes W124 znowu skamieniał przed maską ich opla vivaro.

      Łukasz z rezygnacją wrzucił luz i zdjął czapkę. Rzucił ją na maskę przed sobą i przejechał palcami po włosach. Ścięte przy skórze, wbrew obowiązującej modzie, jasne włosy i dwudniowy zarost to także była jakaś forma kontestacji. Przez chwilę się zastanawiał, czy uleganie modzie albo robienie jej na przekór to nie jest przypadkiem objaw takiej samej słabości, ale stwierdził, że ma to gdzieś. Po prostu szlag by go trafił, gdyby miał codziennie rano układać sobie grzywę i czesać brodę. Wolał pobiegać.

      Spojrzał na długie opalone nogi Ewy. Miał nadzieję, że ich relacja się nie zmieni, że dziewczyna zachowa dystans i nadal będzie wyluzowana. Po ostatnim związku nie miał ochoty na kolejne sceny zazdrości i psychopatyczne śledzenie jego komentarzy i znajomych na Facebooku.

      Ewa miała tyle samo lat co on. Dokładnie dwadzieścia pięć. Wprawdzie wolał się spotykać ze starszymi kobietami, takimi sporo po trzydziestce najlepiej, bo prawie zawsze były bardziej napalone na niego niż on na nie, ale czasami potrzebna jest przecież mała odmiana.

      Uśmiechnął się do siebie. Kiedyś w liceum jakaś koleżanka rzuciła sarkastycznie przy całej klasie „Luke – młody bóg!”. I dodała, że on chyba uważa się za nie wiadomo kogo.

      Lubił to sobie powtarzać. Zwłaszcza że doskonale pamiętał, że tamta, pozornie nieznosząca go laska, która rozpowiadała wszystkim, że jest pustakiem, także poleciałaby na jego pierwsze skinienie.

      Wrzucił jedynkę. Z tyłu dochodziły na zmianę konspiracyjne szepty albo regularne wybuchy śmiechu.

      Cieszył się na ten wyjazd. Razem z Ewą, zaprzyjaźnioną parką i dwoma kumplami postanowili uczcić zakończenie przedostatniego semestru wyjazdem do Skandynawii. Wielka wyprawa na Nordkapp1. I już wiedział, że nawet jeśli nie dotrą aż tam, to i tak będzie zajebiście.

      Pod warunkiem, że wyrwą się z tego kurewskiego korka.

      Mercedes przed nimi potoczył się w kolejną krótką przejażdżkę, ale na szczęście kilkaset metrów dalej już było widać migające światła końca zwężenia drogi.

*

      W małym oplu otwarte były na przestrzał wszystkie okna, a mimo to i tak było upiornie gorąco. W dodatku od dłuższej chwili panowała złowróżbna cisza. Siedząca na miejscu pasażera rudowłosa dziewczyna ostentacyjnie patrzyła w przestrzeń z głową opartą o zagłówek. Naiwnie myślała, że jej stara przyjaciółka ją zrozumie. Owszem, trochę się oddaliły od siebie, przez ostatnie trzy lata spotkały się może kilka razy, ale w dalszym ciągu uważała ją za kogoś bardzo bliskiego. Miała nadzieję, że nawet jeśli motywy jej postępowania będą dla niej nie do końca racjonalne i niezbyt mądre, to jednak przynajmniej ją zrozumie. Sama przecież miała nieciekawe przejścia z facetem. Latała za nim, przymykała oczy na wszystko, wybaczała nawet najgorsze wyskoki, a teraz nagle zrobiła się z niej taka mądra ciotka cnotka.

      – Niech ci będzie, Olka – odezwała się w końcu dziewczyna za kierownicą. – Pomińmy kwestię motywacji, tego, czy to ma sens, czy nie ma. Według mnie nie ma za grosz, ale co ty w ogóle masz zamiar zrobić, jak już go spotkasz? Myślisz, że to będzie taka piękna, rozdzierająca serce scena o zachodzie słońca? Staniecie naprzeciwko siebie na najwyższym pokładzie, a na lazurowym niebie pojawią się napisy końcowe?

      – Prom wypływa o dwudziestej trzeciej, idiotko. Słońce zajdzie dwie godziny wcześniej, jeśli chodzi o ścisłość. Poza tym nikt już prawie nie mówi na mnie Olka.

      – I jakie to ma znaczenie w kontekście…

      – Zwracam ci tylko uwagę, jak dużo się zmieniło. – Dziewczyna potrząsnęła energicznie rudymi lokami, przerywając przyjaciółce. – W pracy wszyscy mówią na mnie Aleks. Poza pracą, gdy razem gdzieś wychodzimy, zresztą także. On też tak do mnie mówił…

      – Pozwól, że mimo wszystko będę cię nadal nazywała Olką. – Dziewczyna za kierownicą uśmiechnęła się drwiąco. – Nie uznaję imion z „iks”.

      – Stałaś się po prostu snobką. – Aleksandra wzruszyła ramionami.

      – Ja snobką?! – Dziewczyna odwróciła wzrok i spojrzała z niedowierzaniem na przyjaciółkę. – I to twierdzi dziewczyna, która każe na siebie mówić Aleks. Przez iks!

      – A skąd ty wiesz, że to jest przez „iks”, do diabła? A może przez „k” i „s”. Tak! Snobką! Odkąd zaczęłaś się zadawać z tymi obcokrajowcami, całkiem się zmieniłaś!

      – Jezu, Olka! Obcokrajowcami? To brzmi, jakbyś wstąpiła do jakiejś nacjonalistycznej bojówki.

      – Do dupy, a nie do nacjonalistycznej bojówki! Właśnie o tym mówię. Jesteś snobką. Bogaty facet. Najpierw jeden, potem drugi, teraz Niemiec w dodatku. W domu też zawsze miałaś wszystko. Zamożni rodzice…

      – Moja mama, jak może pamiętasz, umarła, jak miałam szesnaście lat!

      W samochodzie zapadła cisza. Słychać było tylko rzężenie wentylatora i cichą muzykę w radiu. Przez otwarte okna dobiegał warkot silników samochodów.

      – No dobra, przepraszam – westchnęła Aleksandra.

      – Spoko, chyba za bardzo się nakręciłyśmy. Obie.

      – Chyba tak…

      – Wracając do właściwego tematu… Może niepotrzebnie upiększyłam swoje pytanie, ale, tak czy siak, nie odpowiedziałaś. Załóżmy, że przydybiesz go gdzieś na tym promie, że uda ci się jakoś zmusić go do rozmowy. A jeśli nie będzie chciał gadać?

      – Boże! – Aleksandra ukryła twarz w dłoniach. – Nie wiem! Nie mam żadnego planu, do cholery!

      – Ja ci tylko usiłuję powiedzieć, że możesz się znaleźć w sytuacji, której na pewno byś chciała uniknąć.

      – Ale muszę spróbować! Kocham go! Nie potrafię tego zostawić. Nie rozumiesz? Pamiętasz, jak byłyśmy w szkole, to obie miałyśmy wykaligrafowane takie powiedzenie. Nosiłyśmy je ukryte w piórnikach. Jak kretynki. Jak to było?

      – Serce ma swoje racje, których rozum nie pojmie.

      – Właśnie! Jakoś tak chyba. – Rudowłosa dziewczyna pokiwała głową i uśmiechnęła się. – Chcę spróbować wszystkiego, co tylko możliwe, żeby nie mieć uczucia, że może to ja coś zaniedbałam.

      – Niczego nie zaniedbałaś, na miłość boską! Facet cię rzucił. Nie znam całego kontekstu, bo, jak sama słusznie zauważyłaś, rzadko się ostatnio spotykałyśmy, ale z tego, co usłyszałam, po prostu cię rzucił. Zdarza się. Najlepiej zrobisz, jak się z tym pogodzisz. Najprawdopodobniej zresztą nie jest wart tego, żeby próbować czegokolwiek.

      – Trzy razy dawałaś