Evan Currie

Anioły w czerni


Скачать книгу

fd.jpg" alt="Okładka"/> Tytuł

      Tytuł oryginału: Archangel One

      Text copyright © 2019 by Cleigh Currie

      All rights reserved

      This edition is made possible under a license arrangement originating with Amazon Publishing, www.apub.com, in collaboration with Graal, SP. Z.O.O.

      Projekt okładki: Tomasz Maroński

      Redakcja: Rafał Dębski

      Korekta: Agnieszka Pawlikowska

      Skład i łamanie: Karolina Kaiser

      Opracowanie wersji elektronicznej: mobisfera.pl

      Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

      Utwór niniejszy jest dziełem fikcyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.

      Wydawca:

      Drageus Publishing House Sp. z o.o.

      ul. Kopernika 5/L6

      00-367 Warszawa

      e-mail: [email protected]

       www.drageus.com

      ISBN EPUB: 978-83-66375-15-4

      ISBN MOBI: 978-83-66375-16-1

      Prolog

      Gwiezdna Kuźnia Alfa

      Wewnętrzna orbita Słońca

      Komandor Stephen „Stephanos” Michaels przemierzał długie, wijące się korytarze nowej bazy gwiezdnej z niekłamaną satysfakcją. W końcu była to pierwsza zbudowana przez ludzi platforma wykorzystująca osiągnięcia technologii Priminae. Z zasady lubił ludzkie – czy, dla ścisłości, „terrańskie” – konstrukcje.

      Priminae preferowali ceramikę jako zasadniczy budulec i musiał przyznać, że dysponowali kilkoma naprawdę niezwykłymi wariantami tego materiału. Do Stepha przemawiała jednak przede wszystkim stal.

      Na szczęście metale były naprawdę tanie, gdy miało się dostęp do układu gwiezdnego. Jeszcze lepiej, gdy miało się choćby zalążek sieci Kardaszewa drugiej klasy, która rozprzestrzeniała się w całym układzie. Maszyny replikujące, które dla admirał stanowiły pierwszą linię obrony Sol, były również wyjątkowo wydajnymi górnikami.

      Zbliżając się do drzwi, Steph spojrzał przelotnie na kamerę, by mog­ła wykonać skan biometryczny. Nie przystanął ani nie zwolnił kroku, gdy mechanizm odblokowywał przejście. Otworzyło się gładko w samą porę, by mógł przejść z korytarza tranzytowego do głównego hangaru lotniczego.

      Życie bardzo się zmieniło od czasu potyczki z Imperium. Pod pewnymi względami stało się znacznie mniej ekscytujące, ale też – z jego perspektywy – o wiele bardziej rozrywkowe.

      – Dzień dobry, komandorze – powitała go Alexandra Black.

      – Dzień dobry, Alex – odparł rozpromieniony Steph. – Zapowiada się przyjemnie, prawda?

      Na jej twarzy zagościł krzywy uśmieszek.

      – Ciekawe, czy byłbyś tak radosny, gdyby cię nie wpisano do dzisiejszego harmonogramu lotów.

      – Radosny? Niebywałe! – odparł rozbawiony. – Nie wszyscy mogą się szczycić brytyjskim stoicyzmem, komandor Black.

      Alexandra przewróciła oczami i zmieniła temat.

      – Wiesz chociaż w przybliżeniu, o co chodzi?

      Steph pokręcił głową.

      – Niestety. Przez kilka ostatnich miesięcy testowaliśmy tyle koncepcji, że już straciłem rachubę… Ale ta wyszła z biura Gracen, więc nie mogę się doczekać.

      Alex zmarszczyła brwi.

      – Nie znam admirał zbyt dobrze.

      – Jest w porządku – stwierdził Steph. – I do tego skuteczna.

      – Cóż, to na pewno dobrze – odparła Black, po czym wyprostowała się jak struna, gdy jej wzrok powędrował nad ramię Stepha.

      Dostrzegł, że wyprężyła się na baczność, więc zrobił to samo, nawet się nie odwracając.

      – Trudno się nie zgodzić, prawda? – zaripostowała gładko admirał Amanda Gracen, stając przed nimi i kiwając głową do komandora. – I jeśli mogę się wtrącić, Steph, wieść niesie, że też jesteś w porządku. Czy skuteczny? Cóż, to się okaże.

      – Tak jest – odparł krótko.

      Co innego mógłby odpowiedzieć?

      – Dobrze was widzieć. – Gracen płynnie przeszła do rzeczy. – Jak wiecie, od czasu starcia w pobliżu Księżyca testujemy nowe platformy o wysokiej mobilności.

      Przytaknęli. Obydwoje już od jakiegoś czasu testowali projekty nie tylko załogowych, ale też bezzałogowych okrętów i dostarczali raporty dotyczące nowych konstrukcji. Prace nad projektami ruszyły krótko po tym, jak wprowadzenie przechwyconego ziemskiego heliodziała do walki przeciwko imperialnym celom pozwoliło ostatecznie przełamać wrogą ofensywę. Nie było to wprawdzie to samo co przydział w głębokiej przestrzeni kosmicznej, ale dwójka pilotów podchodziła do tego zadania z entuzjazmem i dużą satysfakcją, mając pewność, że jest ono absolutnie niezbędne do utrzymania potencjału obronnego Ziemi.

      Nim stoczono kilka ostatnich bitew, które doprowadziły do wyhamowania działań zbrojnych, lekkie i mobilne okręty były uznawane za przeżytek, gdy zestawiano je z brutalną siłą krążownika liniowego klasy Heros. Steph i Alex odegrali kluczową rolę w udowodnieniu, że myśliwce załogowe i bezzałogowe wciąż mają swoją niszę w nowoczesnej doktrynie pola walki. To dzięki tym wysiłkom otrzymali nowe przydziały, podczas gdy wielu ich towarzyszy mog­ło cieszyć się długimi przepustkami. Jako że każde z nich i tak latałoby dalej, nawet na przepustce, żeby nie zanudzić się na śmierć, nie narzekali na swój los.

      – Wasze raporty na temat nowych projektów okazały się wręcz nieocenione – oświadczyła Gracen. – Co więcej, wasz wkład posłużył do sformułowania specyfikacji technicznej konstrukcji, którą właśnie dzisiaj przyjdzie wam przetestować. Kierownik projektu bardzo docenia waszą ciężką pracę.

      – Dziękujemy, pani admirał – odparli obydwoje jednym głosem.

      – Spocznij – poleciła Gracen, po czym wskazała znajdujący się za nimi strzeżony hangar. – Zaczynamy?

      Steph i Alex ruszyli za Gracen, podczas gdy większość świty admirał pozostała na miejscu. Przy wejściu do hangaru Gracen poddała się skanowaniu biometrycznemu, a potem wprowadziła kod, który odblokował drzwi.

      Wnętrze strefy bezpieczeństwa tętniło energią. Rozmaite części hangaru zdawały się walczyć o uwagę nowo przybyłych, witając ich zgiełkiem i gorączkową bieganiną. Spojrzenia obydwojga pilotów momentalnie przyciąg­nął jednak kształt stojący pośrodku hali.

      Konstrukcja nie przypominała niczego, co kiedykolwiek dane im było widzieć – a co dopiero pilotować. Kadłub wydawał się zbyt smukły, jak na projekty Ziemian czy Priminae, a z pewnością w najmniejszym nawet stopniu nie kojarzył się z niczym, co wystawiło przeciw nim Imperium.

      Steph rozpoznał znajomy blask pancerza kamuflującego, ale na tym właściwie kończyło się wszelkie podobieństwo z jakimkolwiek znanym mu okrętem.

      Gładka, przypominająca iglicę konstrukcja rozszerzała się znacznie