Evan Currie

Anioły w czerni


Скачать книгу

Był to przedziwny moment, który w jego myślach powracał niemal jako wizja samego siebie stojącego przed tablicą, by wbić coś do głowy szczególnie opornemu uczniowi.

      „Mam nadzieję, że nauka nie poszła w las”.

      Eric uśmiechnął się, rozbawiony.

      – Czy uważa pan, że to w ogóle możliwe?

      Eric rzucił przelotne spojrzenie w bok, teraz już przyzwyczajony do specyficznych zachowań bytu istniejącego jako część jego okrętu.

      – Szczerze? – spytał młodzieńca w zbroi. – Nie, raczej wątpię. Ci Imperialni, których przyszło nam spotkać, nie sprawiają wrażenia zbyt uważnych uczniów.

      – Dlaczego tak pan sądzi?

      – Nie wiesz? – spytał Eric. – Przecież siedzisz w naszych głowach.

      – Nie funkcjonuję w ten sposób, kapitanie – odparł Odyseusz. – Nie dziwi mnie, że odniósł pan takie wrażenie, ale jest to bardziej skomplikowane. Nie mam dostępu do całej waszej wiedzy, jedynie do rzeczy, o których myślicie w mojej obecności.

      – Twoja obecność rozciąga się na cały okręt – zauważył Eric.

      – I dość znaczny obszar w jego otoczeniu, tak. Jednak… – Odyseusz zmarszczył brwi. – To, że coś pomyślicie, nie jest równoznaczne z refleksją na temat pełnego kontekstu, który sprawia, że ta myśl ma dla was sens. Czasem wiem jedynie, że w coś wierzycie, a nie dlaczego.

      Eric pokiwał głową.

      – Brzmi dosyć logicznie. Widzisz, sądzę, że niczego się nie nauczyli, bo wiem, jakimi ścieżkami krążą myśli takich typów. Niejeden raz walczyłem przeciw podobnie myślącym ludziom albo służyłem razem z nimi.

      – Nie rozumiem.

      – Niektórzy wierzą, że nie ma czegoś takiego jak przesada w doborze środków, że wszystkie problemy można rozwiązać siłą – wyjaśnił Eric. – To pospolite mniemanie wśród tych, którzy nie są w stanie dostosować swoich założeń do zmian zachodzących podczas wykonywania zadania. Żołdak na polu walki widzi jedynie stojący przed nim problem, a takie problemy prawie zawsze można rozwiązać, przykładając po prostu większą siłę. Gdy masz jednak szerszy ogląd sytuacji, użycie siły przestaje być idealnym rozwiązaniem. Ludzie o wąskich horyzontach próbują rozwiązać każde zagadnienie za pomocą coraz to większego młotka, ale skutki nigdy nie są takie, jakich się spodziewają.

      – Jak to? O ile tylko działanie jest skuteczne…

      – W tym właśnie rzecz – odparł Eric. – Nie chodzi tylko o eliminowanie problemów. Chodzi o ich rozwiązywanie. Przemoc wspaniale sprawdza się przy pozbywaniu się problemów, ale zupełnie nie jest w stanie ich rozwiązać, na żadnym etapie. Gdy stosujesz przemoc, powstanie kwestii ubocznych jest nie do uniknięcia.

      Odyseusz nachmurzył się, wyglądając na równie zdziwionego co poruszonego.

      – Dlaczego?

      – Jest, dajmy na to, terrorysta, który zamierza wysadzić jakiś budynek – zaczął Eric, nieświadomie przybierając ton wykładowcy. – Zabijasz go, żeby go powstrzymać. Problem wyeliminowany, czy tak?

      Byt przytaknął z ociąganiem.

      – Jednak zabicie tego człowieka wzbudziło teraz gniew jego rodziny i przyjaciół, może nawet zmotywowało ich do działania, a być może wywarło podobny wpływ na zupełnie obce mu osoby, którym wcześniej obojętne był poglądy, jakie wyznawał. W przyszłości czeka cię więc konfrontacja z dwoma, trzema czy większą liczbą terrorystów, a tym, co pchnęło ich do czynu, był akt przemocy, który miał powstrzymać jednego.

      – Czy to znaczy, że nie należy zwalczać aktów terroru przemocą? – spytał skonsternowany Odyseusz.

      – Oczywiście, że nie. Jeśli ktoś grozi ludziom śmiercią, musisz działać – wyjaśnił Eric. – Powinieneś mieć jednak świadomość skutków takiego działania, nie skupiać się tylko na bieżących korzyściach. Jeśli zignorujesz te konsekwencje, z pewnością będzie tylko gorzej.

      – Ja… nie wiem, jak mam sobie z tym poradzić, jak to rozwikłać – przyznał Odyseusz. – Jestem… W bardzo realnym sensie jestem okrętem wojennym. Z samej natury jestem przygotowany do użycia przemocy. Myślałem, że rozwiązujemy problemy stojące przed moją załogą.

      – Niestety, jest inaczej – powiedział Eric, kręcąc głową. – Przemoc nie rozwiązuje problemów, po prostu nie jest żadnym rozwiązaniem.

      – Więc dlaczego w ogóle istnieję?

      – To naprawdę ważkie pytanie – odparł Eric z lekkim uśmiechem. – Dlaczego istnieje ktokolwiek z nas? Ale nie o to pytanie tak naprawdę ci chodzi. Rzecz nie w tym, dlaczego istniejesz, ale dlaczego robimy to, co robimy, skoro przemoc to nie rozwiązanie, prawda?

      Odyseusz milczał w zamyśleniu.

      – Być może – stwierdził w końcu.

      – Przemoc może i nie stanowi rozwiązania, ale jest ważną walutą – powiedział Eric. – W idealnej sytuacji stosujemy przemoc jedynie po to, by kupić czas na wdrożenie prawdziwych rozwiązań.

      Odyseusz zmarszczył brwi.

      – Skoro nie my rozwiązujemy problemy, a tylko walczymy o czas… to kto je rozwiązuje?

      Eric zaśmiał się cynicznie.

      – Tak jak to obecnie ma działać? Politycy, dyplomaci…

      – Ta… odpowiedź… niezbyt mnie pociesza – przyznał Odyseusz.

      – No cóż, gdyby ten układ działał, nie mielibyśmy nic do roboty – zażartował Eric, zaraz jednak spoważniał. – Nic nie jest doskonałe, nie, gdy mamy do czynienia z ludźmi. Z pewnością nie są tacy ani politycy, ani dyplomaci, ale nas też to dotyczy. Odwalamy naszą robotę, kupujemy im czas i liczymy, że zrobią swoje, szukając prawdziwych rozwiązań.

      – Wydaje się to wszystko gorsze niż tylko niedoskonałe – stwierdził Odyseusz. – Jest też strasznie niewydajne.

      – To nie usterka, Odysie – odparł zdecydowanie Eric. – To tak ma działać.

      Odyseusz utkwił w nim spojrzenie.

      – I znów nie rozumiem kontekstu, który pomógłby mi to rozpracować.

      – Bardzo wydajne formy rządów czy systemy polityczne są osiągalne – stwierdził Eric, wzruszając ramionami. – W przeszłości już tego próbowano. Są one w stanie uzyskać niesamowite rezultaty w krótkim czasie, ale nieuchronnie prowadzą też do strasznych czynów. Ta „niewydajność” to zawór bezpieczeństwa, który daje rozsądnym ludziom czas, by powstrzymać nawarstwianie władzy, nim zostanie skupiona w zbyt nielicznych rękach. Należy strzec się zbyt wydajnych rządów czy organizacji. Ludzie zamknięci w grupach poświęcają włas­ne sumienie na rzecz celów tych grup, jeśli więc działają one wydajnie… Przeraziłbyś się, jak szybko można utonąć w absolutnej zgniliźnie.

      Odyseusz przeniósł wzrok na planetę, rozważając to, co usłyszał. W końcu znów się odezwał:

      – Co zrobimy, jeśli zdarzy się to tutaj?

      – Jesteśmy żołnierzami, Odyseuszu – odparł cicho Eric. – Słuchamy rozkazów, o ile tylko są zgodne z prawem. Gdy nosisz mundur, trzymasz się łańcucha dowodzenia przy wszystkich legalnie wydanych rozkazach.

      – Legalny nie znaczy etyczny.

      – Nie – potwierdził Eric. – To prawda. Ale wykonujesz rozkaz tak czy siak,