niebezpieczeństwa: a nie myślisz o tym,
Że mamy dzieci, które pójdą z torbą
I miecz ojcowski sprzedadzą za szeląg,
Jeśli ich w życiu nie postanowimy
Na dobrze, stale zbudowanym tronie.
LECH
To wszystko prawda.
GWINONA
Patrz na brata Czecha:
Jemu się także ty oszukać dałeś,
To też postąpił z tobą jak z dzieciną:
Sam zabrał kraje we dwóch pokonane
A ciebie wysłał aż w północne lody.
Cóż, moja frygo z rozpalonej stali,
Kto cię pokręci, choć dłoń sobie sparzy,
Kontent, bo ty się kręcisz za to długo.
LECH
Widzę to czasem, że mnie oszukują.
GWINONA
Kto z boku patrzy, ten to widzi zawsze.
LECH
Cóż ty ze starym zamyślasz Derwidem?
GWINONA
Co? Zdaj to na mnie, sam idź do sokołów,
Ty dobry w boju i na polowaniu:
Ale gdy trzeba robić to, co nudzi,
To się ty wzdrygasz. Ty masz lwią naturę.
Albo spać… albo krew pić lubisz ciepłą.
LECH
Ja to do siebie znam.
GWINONA
Cóż, mój tygrysie!
Dajże na moję już odpowiedzialność
Tych jeńców… jeśli zrobię źle, wyłajesz.
LECH daje znak, że zezwala i wychodzi.
Gryf, przyprowadź mi tutaj Derwida.
DERWID wchodzi jako więzień z harfą w ręku.
GRYF
Jeszcze mu z ręki harfy nie wydarto,
Wy się boicie wszyscy tego starca.
Przystępuje do Derwida i chce mu harfę wyrwać. Derwid podnosi harfę, jakby nią chciał uderzyć.
DERWID
Precz!
GWINONA
O! Widzicie! On mnie chciał uderzyć.
Nie zabijajcie go, ja z nim pomówię.
Człowieku! Chcesz ty mnie nauczyć czarów?
Słyszałam, że ty masz w tej harfie ducha,
Który zgaduje przyszłość, czy to prawda?
DERWID
Mam w harfie ducha, co zgaduje przyszłość.
GWINONA
Każ mu wystąpić, niechaj go zobaczę.
DERWID
Póki ja żyję, ten duch w harfie będzie.
GWINONA
A jak ty umrzesz?
DERWID
Do nieba uleci.
GWINONA
Ja mogę ciebie dziś pozbawić życia.
Ja tego ducha widzieć chcę. Rycerze
Przynieście jemu pić, niech się ożywi.
Do Derwida.
Ty mi wywołasz z harfy tego ducha,
Inaczej, klnę się na Hekatę i trzy
Starki, co w piekle krwawymi nożami
Nić przecinają ludzkiego żywota,
Że zginiesz.
DERWID
Nigdy! o! nigdy, piekielna!
Ty nie usłyszysz pieśni niewolnika,
Nigdy ta ręka od łańcuchów sina
Strun się nie dotknie! Nigdy moje oczy
Łez nie wyleją, póki te łzy moje
Mogą posłużyć wam na wywołanie
Z ust okrwawionych serdecznego śmiechu.
O! nie – nigdy wy z króla niewolnika
Nie uczynicie służalca harfiarza.
Ta pieśń, co do krwi pędziła rycerze
I w miecze kładła dusze nieśmiertelne
I wścieklizną swą ducha ojczystego
Dawała mieczom ząb, co gryzł wam kości
I truł wam rany, nie zabrzmi w niewoli.
Możecie wy tę harfę wziąć i rzucić
W ogień i ogrzać przy niej ręce wasze,
I wasze trupie twarze rozczerwienić;
Możecie spalić ją, ale nie zgwałcić.
O! Spróbuj! Połóż twe palce na strunach,
Czy wywołają z nich co więcej, niż dźwięk
Śmieszący ludzi? – I ty myślisz, że ja,
Gdy na mym sercu położysz twe szpony,
Poddam się palcom targającym żyły
I z mego jęku zrobię pieśń? O! Jędzo!
Ty myślisz, że ja, gdy dziś jeszcze z góry
Widziałem lud mój, co jak jeden człowiek,
O! nie, jak jeden trup leżał na polu,
Myślisz, że takim okropnym widokiem
Rozhartowany będę i pokorny?
Spróbuj, czy ze mnie co więcej wyciśniesz
Nad krew, co będzie przeciw tobie świadczyć
Przed mymi ludy… Nie, ja nie mam ludu!…
Lecz po narodach już wymordowanych
Jeszcze zostaje jakaś moc, przed którą
Ty musisz bladnąć, i ciągle twe lica
Strupiałe nową krwią farbować musisz;
Weźże krew moję do twej gotowalni,
Czarna kobieto, i co dnia jagody
Czerwień krwią moją, aby cię mąż kochał
I nie zobaczył, że masz krew zieloną.
GWINONA
Skończyłeś, starcze?
DERWID
Nie jeszcze! nie jeszcze!
Ja czuję w sercu jakąś moc zabójczą,
Która mym słowom da moc zabijania
I ciebie mi tu da za niewolnicę,
I z twego trupa mnie pokonanemu
Tron nowy zrobi. Stój tu! Ja ci łono
Osuszę, piersi napełnię popiołem,
W żywot nasypię gadzin. – O! Gdybyś ty
Była