Sierra Simone

Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3


Скачать книгу

      I każdy kontakt kończył się pocałunkami i szklanką wody, a jeśli sytuacja tego wymagała, także pomocą w doprowadzaniu się do porządku. Dzieciuch we mnie najbardziej cieszył się właśnie na tę ostatnią część, bo wtedy moi kochankowie i moje kochanki, moi partnerzy obojga płci byli tacy, jakich najbardziej lubiłem – pełni wdzięczności, podatni na mój wpływ i tak niesamowicie słodcy.

      Tak serio traktowałem zasadę dobrowolnego przyzwolenia, że rzadko pozwalałem na to, by górę brała moja ciemna strona. A ściśle rzecz biorąc, nigdy.

      Aż do Pragi.

      Ostatni element układanki pojawił się wraz z całą resztą, równie naglący, twardy i niepodatny na zewnętrzne oddziaływania jak moja biseksualność. Było nim staromodne poczucie honoru. To przekonanie, że istnieje obiektywna miara dobra, uczciwości i moralności, przekonanie, że sprawiedliwość jest potrzebna, że bezstronność się liczy, że bezpieczeństwo nie powinno być przywilejem związanym z kolorem skóry czy płcią. Mówię staromodne nie dlatego, by sprawiedliwość czy bezpieczeństwo kiedykolwiek straciły na popularności, lecz dlatego, że wierzyłem w nie z naiwnym, niedzisiejszym zapałem. Wierzyłem, że jest się honorowym dopóty, dopóki słusznie się postępuje, mówi się słuszne rzeczy i wierzy się w to, w co wierzyć należy. Tak człowiek staje się honorowy. Tak może czuć się szlachetny.

      Ta wiara umarła we mnie w dolinach Karpatii.

      Jednak nie to liczy się teraz. Ale to, że w moim przekonaniu nie byłoby honorowo dzielić z kimś łoża, nie traktując go uczciwie. Nie byłoby godne udawać kogoś, kim się nie jest, pragnąć czegoś innego, niż się naprawdę pragnie, zamykać oczy na rzeczywistość i snuć pod powiekami fantazje, żeby dojść. Teraz zdaję sobie sprawę, jak dalece heteronormatywne było moje ówczesne mniemanie – niezależnie od moich biseksualnych skłonności – skupione na penetracji, podczas gdy prawdziwy seks polega na całym spektrum aktywności wykraczających daleko poza wąskie granice kopulacji. Jednak wtedy wierzyłem, że istnieje różnica między moimi gwałtownymi, wyciskającymi pot zmaganiami i zabraniem kogoś do łóżka z intencją połączenia się z jego ciałem. I jakkolwiek błędna była moja wiara, uwikłałem się w nią tak dalece, że w końcu przestałem się nad nią zastanawiać, przestałem ją kwestionować. Chciałem, żeby mój pierwszy raz zawierał wszystko, co sobie wymarzyłem, a gdyby miało być inaczej, wolałbym w ogóle go nie zaliczyć.

      I tak trafiłem do strefy działań wojennych jako prawiczek.

      Opowiadam to wszystko, o Labiryncie i katolicyzmie, o chłopcach i honorze, żeby wyjaśnić, jaką konstelacją niespełnionych żądz wówczas byłem. Żebyście pojęli, jak rosłem wokół tej pustki, zachowując coś czystego i nietkniętego, choć sam nie wiedziałem czemu. Trzymałem drzwi otwarte na miejsce, o którym nie wiedziałem, że jest we mnie, pieląc chwasty w ukrytym ogrodzie, chroniąc przestrzeń przeznaczoną dla kogoś czy dla czegoś, czego jeszcze nie byłem w stanie dojrzeć.

      I wówczas pojawił się Embry Moore.

      I wówczas pojawiła się Greer Galloway.

      A więc jak dochodzi do tego, że człowiek kocha dwie osoby? Właśnie tak.

      6

      Ash

      teraz

      Czekam na Greer, kiedy ona wchodzi do rezydencji.

      Szczerze mówiąc, nie powinienem tak postępować. Powinienem być w Zachodnim Skrzydle Białego Domu z Merlinem, Kay i Trieste, powinienem uczestniczyć w spotkaniach, w pracy i planowaniu, ale tego wszystkiego nie robię. Chyba należy mi się wolny dzień? Chyba mogę sobie pozwolić przynajmniej na kilka wolnych godzin? Tak, należy mi się trochę czasu na pogodzenie się z tym, co się wydarzyło.

      Jednak na samą myśl o tym ogarnia mnie złość na samego siebie. Nie, nie mogę sobie na to pozwolić, nigdy sobie na to nie pozwalałem. Nie brałem chorobowego ani wolnych dni podczas wojny, ani w trakcie kampanii wyborczej – z wyjątkiem ostatnich dwóch tygodni życia Jenny i dnia jej pogrzebu.

      W odmawianiu sobie, w powściąganiu żądz jest coś głęboko oczyszczającego. Nie jestem masochistą: nie lubię bólu dla bólu ani nie potrzebuję bólu, żeby pogłębić wrażliwość, emocje lub poczucie więzi. Ból stanowi dowód mojej dyscypliny, panowanie nad cierpieniem dowodzi mego samoopanowania. Gdy maszerowałem przez Karpatię trawiony gorączką, kiedy podczas kampanii wyborczej ściskałem dłonie, nim obeschła ziemia na mogile mojej żony… każda chwila wytrwałości, każda sekunda, w której triumfowałem nad własną słabością, dowodziły prawdy, bez której nie mogłem żyć: mianowicie tego, że zasługuję na życie, które tworzę. Że zasługuję na zaufanie ludzi. Zapracowałem sobie na to i miałem dość sił, by się tego trzymać.

      Do wczorajszego wieczora wydawało mi się, że wystarczy być silnym. Myślałem, że panowanie nad słabościami – gniewem, strachem i wrażliwością – czyni mnie lepszą osobą. Dopiero teraz widzę to prawdziwie – jako wyraz pychy człowieka uzależnionego od sprawowania kontroli. Nie jestem chełpliwy, jestem pokorny pod każdym innym względem, lecz gdy chodzi o dyscyplinę i zdolność do ofiar, to naprawdę jestem z siebie dumny.

      Napraw to, dudni mi boleśnie w głębi głowy. Napraw to, żąda serce tłukące się dziko w piersi z tęsknoty za Embrym i jego błękitnymi oczami. Napraw to, powtarza staccato moje tętno, przypominając mi, że jestem żywy i silny, a moim zadaniem jest utrzymać królestwo w całości.

      Jednak nie jest to zadanie równie proste, jak wyzbycie się pychy. Gdyby było, już teraz trzymałbym Embry’ego w ramionach. Problem polega na tym, że wciąż wiem, iż mam rację. Wojna nie jest ani grą, ani deklaracją miłości, ani dowodem oddania. Gdy jest nieunikniona, jest najgorszym z ludzkich grzechów, bo nie tylko jest zabijaniem, ale także najohydniejszym i najbardziej bezmyślnym aktem zniszczenia. Wojna to ruina i ogień, gwałt i życie na zawsze wywrócone do góry nogami, i to jedynie wtedy, gdy ludzie mają szczęście – a to zdarza się rzadko.

      I ostatecznie czekam tutaj, w rezydencji, i waham się między wyrzeczeniem się dumy i ochroną tego, co należy zrobić, a kiedy Greer otwiera drzwi naszej sypialni, robię jedyną rzecz, do której jestem zdolny.

      Klękam u jej stóp.

      – Ash? – pyta łagodnie, przeczesując mi włosy palcami.

      Wyczuwam po jej głosie i dotyku, że jest zaskoczona, ale też i to, że jest jej miło. Nigdy dotąd tego nie robiłem, nigdy tego nie chciałem, ani nie potrzebowałem, lecz teraz, w tej chwili, jest to bezsprzecznie słuszne. Obejmuję ramionami jej uda i wtulam twarz w słodką wypukłość jej łona, a ona kładzie mi rękę na głowie jak kapłanka udzielająca błogosławieństwa.

      Zadzieram głowę i patrzę jej w oczy i przez jedną krystaliczną, idealną