Donna Leon

Doczesne szczątki


Скачать книгу

a on spojrzał na lekarza w nadziei, że uzyska jego wsparcie.

      Paola pochyliła się i kiedy już była pewna, że jej słucha, zapytała, nieporadnie hamując gniew:

      – Coś ty znowu zrobił?

      Rozdział 3

      Lekarz, wyraźnie zaszokowany słowami kobiety, nie mówiąc o tonie, jakim je wypowiedziała, zapytał:

      – Kim pani jest?

      – Żoną tego człowieka, dottore – odparła Paola głosem, któremu zdołała nadać spokojne brzmienie. – Byłabym bardzo wdzięczna, gdybym mogła spędzić z mężem kilka minut sam na sam.

      Brunetti obserwował reakcję lekarza. Ten odchylił się, jakby ów dodatkowy dystans miał mu zapewnić lepszy widok na tych dwoje ludzi, po czym przechylił głowę w obie strony, a następnie zadarł ją w sposób typowy dla zaciekawionego ptaka. Wyłączył ultrasonograf i światło w pokoju przygasło. Wyszedł w milczeniu, zamykając drzwi bardzo cicho.

      – Po raz pierwszy byłem świadkiem czegoś takiego – zauważył Brunetti.

      – Czego? – zapytała zdenerwowana Paola.

      – Tego, że ktoś wyrzucił lekarza z jego własnego gabinetu.

      Usłyszał, jak Paola robi kilka głębokich wdechów. Zastanawiał się, czym przejawi się jej gniew. Powinien był wymóc na lekarce możliwość zatelefonowania, powinien był wstać i znaleźć sprawny telefon, pożyczyć go, użyć policyjnej legitymacji, żeby zarekwirować aparat z dyżurki pielęgniarek. Nie zrobił tego jednak, pogrążył się całkowicie w bierności, którą szpitale chcą wpoić pacjentom.

      Paola nie odzywała się tak długo, że Brunetti zaczął się bać, iż to milczenie stanowi zapowiedź konsekwencji jego bezmyślności.

      – Od kogo się dowiedziałaś? – zapytał w końcu.

      Nagle Paola zasłoniła oczy prawą dłonią, a lewą podparła łokieć. Brunetti wypowiedział jej imię, ale ona odwróciła się od niego.

      – Powiedz mi – rzekł, usiłując zachować spokojny ton.

      Odsunął koc, zwiesił nogi i usiadł na łóżku; nagle zakręciło mu się w głowie. Przytrzymał się obiema dłońmi brzegu materaca. Zrobił dwa głębokie wdechy, opuścił stopy na posadzkę i stanął.

      Paola musiała go usłyszeć, odsłoniła bowiem oczy i spojrzała na męża.

      – Pucetti przyszedł na uniwersytet. Wszedł na moje zajęcia i stanął z tyłu. W mundurze. Z okropnym wyrazem twarzy.

      A więc to wierny, sumienny Pucetti usiłował naprawić sytuację, przynosząc prawdziwe, dobre wieści żonie swojego dowódcy. Brunetti mógł sobie wyobrazić tę scenę: pobladły policjant w drzwiach, z malującym się na twarzy szczerym przygnębieniem.

      – Przykro mi – rzekł.

      – Myślałam, że nie żyjesz – powiedziała Paola zdławionym głosem. – Myślałam, że przyszedł właśnie po to, by mi powiedzieć, że zostałeś zabity. Przez kogoś, kto próbował obrabować bank, albo przez jakiegoś szaleńca, który wziął zakładnika. Ujrzałam go i przez ułamek sekundy byłam pewna, że nie żyjesz. – Jej głos brzmiał chrapliwie, z trudem wydobywała z siebie słowa, jakby wcześniej krzyczała przez wiele godzin.

      Zrozumiał, że nie płakała; wokół jej oczu nie zauważył śladów łez. Była kobietą, która żyje w swojej wyobraźni, która to, co widzi, natychmiast przemienia w opowieści, która dostrzega czyjś wyraz twarzy i wymyśla na poczekaniu, co się tej osobie przydarzyło, i która wierzy w tragedię. Wiodła szczęśliwe życie, ale miała o nim tragiczne wyobrażenie.

      – I co się potem stało? – zapytał Brunetti, nadal mając się na baczności.

      – Potem się uśmiechnął i uniósł kciuk, żeby mi pokazać, że wszystko w porządku. Nadal nie wiedziałam, co się wydarzyło, ale sygnalizował mi w ten sposób, żebym się nie martwiła. – Paola przerwała i kilka razy głęboko odetchnęła.

      Brunetti czekał.

      – Spojrzałam znowu na studentów. Niektórzy siedzieli odwróceni, przyglądając się Pucettiemu, inni zaczęli rozmawiać. – Paola podniosła prawą rękę w geście, który mógł oznaczać wszystko. – Powiedziałam im więc, że zajęcia skończone.

      Brunetti pokiwał głową. To zrozumiałe, że ich zwolniła z zajęć, nie udawała, że może zachować skupienie.

      – Można by pomyśleć, że nigdy wcześniej nie widzieli policjanta – wyjaśniła już w miarę normalnym głosem.

      Brunetti spuścił wzrok i zobaczył, że ma bose stopy. Gdzie się podziały jego buty? Pilnie zapragnął znowu mieć je na nogach, móc żartować z żoną, siedzieć w swoim gabinecie i się nudzić.

      – Kiedy wyszli, Pucetti zbliżył się do biurka i powiedział, że to wszystko gra, która miała go ochronić. Nie miałam pojęcia, o czym mówi, i teraz chyba też tego tak naprawdę nie rozumiem.

      Brunetti podszedł do stojącego pod ścianą krzesła i przyniósł je Paoli. Objął ją i pomógł jej usiąść, jakby była staruszką i potrzebowała pomocy.

      – Powiedz mi, proszę, co zrobiłeś. – To samo życzenie, które towarzyszyło dramatycznemu wkroczeniu Paoli do gabinetu, ale jakże inaczej teraz brzmiące.

      – Przesłuchiwaliśmy podejrzanego. I nagle Pucetti stracił nad sobą kontrolę. Wydawało mi się, że zaraz chwyci tego gościa za gardło. Poderwałem się więc, żeby mu przeszkodzić i zrobić zamieszanie... naprawdę nie myślałem o szpitalu... i kilka minut później leżałem na podłodze, Pucetti mnie reanimował, a Scarpa na to patrzył.

      – Sądzisz, że Scarpa zrozumiał, co się stało?

      – Bóg jeden wie. Leżałem na podłodze, a Pucetti robił mi masaż serca, więc nie miałem jasnego obrazu sytuacji. – Brunetti cofnął się myślą do tamtej chwili i dodał: – Martwił się, ale nie jestem pewien czym. – Jak trudno było uwierzyć, że Scarpa mógł się o niego martwić. Być może odpowiedź na to pytanie będzie znał Pucetti. Przecież widział twarz porucznika i z nim rozmawiał.

      – Lada moment Patta przyśle ci kwiaty.

      – Chyba pozwolę mu to zrobić – odparł.

      – Słucham?

      – Chyba nie będę tego odkręcał.

      – Czego? – zapytała Paola, wyraźnie nie rozumiejąc.

      – Tego. Zapaści. Choroby. Ataku. Czymkolwiek to było.

      – Lub nie było – poprawiła Paola.

      Uśmiechnął się. Życie znowu miało smak: mogli wspólnie pożartować.

      – Nie mogę dłużej tego znosić. – Brunetti sam był zaskoczony tymi słowami. – Musiałem urządzić tę szopkę i wylądować w szpitalu, gdzie jestem popychadłem lekarzy, tylko dlatego, że muszę chronić ludzi, z którymi pracuję, przed reakcjami na sytuacje zawodowe. – Nigdy wcześniej nie powiedział tego na głos, nigdy nie myślał o tym w ten sposób.

      Oparł się o materac, ciesząc się, że ma za sobą coś solidnego. Chociaż rozmawiał z jedyną osobą, której ufał bez zastrzeżeń, nie miał już siły na dalsze wyjaśnienia. Był zmęczony całą tą sprawą.

      – Mówisz tak, jakbyś miał ochotę uciec – zauważyła Paola, starając się, żeby zabrzmiało to jak żart.

      Brunetti skinął głową.

      Popatrzyła