oczy niemal w rozkoszą i z przyjemnością wdychał słone, morskie powietrze. Wieczorny wiatr targający wody Morza Egejskiego lekko rozwiewał włosy, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Stał na najwyższym trapie swojego najnowszego jachtu „Lady A.” i z niecierpliwością wyczekiwał widoku, który miał zwiastować dotarcie do celu. Nie miał pojęcia jak zostanie powitany. Liczył się z niemal każdą ewentualnością, ale wiedział też, że tym razem tak łatwo się nie podda. Zdecydował, że od pierwszej chwili będzie szczery i pod żadnym pozorem nie będzie udawał kogoś, kim nie jest. Był dumny ze swego nazwiska oraz pochodzenia, ale także z tego, kim stał się w ciągu kilku ostatnich lat.
Zmrok spowijał powoli otchłanie morza i przybrzeżne skaliste szczyty Półwyspu Bozburun. Wszystko to czyniło otoczenie nieprzyjemnym. Wzbudzało niepokój nowych członków załogi na pokładzie. Nagła decyzja o opuszczeniu portu Mandraki tylko potęgowała ciekawość pracowników, którzy nie rozumieli powodu tak nagłego wypłynięcia do Turcji.
W końcu w oddali dostrzegł światła należące do Turkuaz Marina i nie bez zdziwienia odnotował, że czuje lekki niepokój. Szybko jednak znalazł racjonalny powód takiego stanu rzeczy. Jeśli nie zostanie wpuszczony do przystani, co przecież mogło się zdarzyć, będzie musiał poszukać bezpiecznej zatoki, w której będzie mógł rzucić kotwicę na noc. Nie chciał wracać na Rodos w środku nocy.
Serce zaczęło mu bić gwałtowniej, ale i mocniej. Sam nie wiedział, czy spowodowały to emocje, czy też sam fakt, iż za kilkanaście chwil będzie mógł ją zobaczyć. Nerwowo przeczesał dłonią włosy i wziął głęboki oddech. Czuł pod stopami, jak silniki jachtu zwalniają, przechodząc na najwolniejsze obroty. Za moment pierwszy oficer powinien znaleźć się na łodzi zmierzającej do przystani, a właściwie jej bosmanatu. Uśmiechnął się nieznacznie, przypominając sobie, jak dotarł tu po raz pierwszy. Było to zaledwie kilka miesięcy temu, a jednak, z wielu powodów, zdawało mu się, że minęła cała wieczność. W tym czasie stał się zupełnie innym człowiekiem. Dorósł jeszcze bardziej i zrozumiał, że życie to coś więcej niż tylko rodzinna firma czy też szaleństwa młodości. Odkrył, że gdzieś tam, pośrodku tego wszystkiego, można odnaleźć balans. Podążać we właściwym kierunku bez potrzeby wyrzekania się samego siebie. I to właśnie zamierzał uczynić.
Przymknął oczy, obserwując łódź motorową dobijającą do molo i swojego pracownika kroczącego w stronę eleganckiej kobiety z długimi, ciemnymi włosami. Po figurze poznał, iż to Katarzyna − wspólniczka Anastazji. Być może było to szczęśliwe zrządzenie losu bądź też Moir, które snuły nić jego życia, niemniej jednak kobieta ta mogła okazać się groźna niczym Cerber broniący dostępu do bram Hadesu.
Obserwował jak Georgis, ubrany w schludny biały uniform, dyskutuje o czymś z kobietą, która wyszła mu na spotkanie. Dyskusja z minuty na minutę prawdopodobnie stawała się coraz bardziej burzliwa, co wnioskował po minie swojego pracownika. Mężczyzna, któremu powierzył “Lady A.” był profesjonalistą w każdym calu, niestety jednak zdarzało mu się szybko tracić cierpliwość i ulegać emocjom. W sekundę pożałował, że wysłał do bosmanatu właśnie jego. Jeden wybuch złości mógł bowiem przekreślić szanse powodzenia jego planu.
Stres
W chwili gdy zobaczyła elegancki jacht zdobiony ciemnym szkłem zawijający do ich zatoki poczuła niepokój. Wydawał się jej bowiem dziwnie podobny do tego, o którym jakiś czas temu wspominał jej Agenor. Lśniący onyksową czernią napis „Lady A.” również nie pozostawiał wątpliwości co do tego, kto zawitał do Mariny.
Costas Patrepoulos, chociaż miała okazję widzieć go zaledwie kilka krótkich chwil i zamienić zaledwie kilka słów, był ważną osobą w jej życiu. Zmotywował on Anastazję, a tym samym i ją, do działania oraz niechybnego sukcesu. Jednocześnie swymi kłamstwami złamał serce jej najlepszej przyjaciółki. Od czasu, kiedy zawitał do Turkuaz Marina jej siostra z wyboru, jak zwykła nazywać wspólniczkę, nie była już tą samą radosną osobą, co kiedyś. Co prawda wyzbyła się chęci zemsty za zniewagę sprzed lat, ale przestała też okazywać jakiekolwiek uczucia. Wpadła w emocjonalne odrętwienie, z którego w żaden sposób nie można było jej wyrwać. Stało się to za jego sprawą! Podsumowując: ten człowiek oznaczał jedno − kłopoty.
Teraz zaś jego pierwszy oficer prosił o pozwolenie na zawinięcie do Mariny. Trzeba przyznać, że ten człowiek miał tupet! Nadal uparcie zwracała mu opłatę wniesioną podczas jego pierwszego pobytu w przystani, on zaś ponownie przybył, chcąc skorzystać z ich „gościny”.
Trochę ze złości, trochę z chęci przekonania się, jak bardzo chce zawinąć do Turkuaz Marina, podwoiła standardową stawkę i twardo przy niej obstawała. Mężczyzna, któremu przypadła rola negocjatora, powoli tracił cierpliwość, czemu wcale się nie dziwiła, jednak nie zamierzała mu ustępować.
− Najlepiej, aby przedstawił pan stawkę dzienną swojemu przełożonemu, który z pewnością zrozumie powody jej wysokości − poradziła w końcu i nie czekając na reakcję rozmówcy, odwróciła się na pięcie, po czym ruszyła w stronę biura.
Dyskusja tym samym została zakończona, a żadna ze stron nie wyszła z tego starcia jako strona zwycięska. Pierwszy oficer nie wykonał powierzonego mu zadania, chociaż uzyskał możliwość odwrotu bez utraty twarzy, ona zaś, przynajmniej chwilowo, zyskała przewagę i poczucie, że nie wpuściła wroga na swoje terytorium. Czuła się zobowiązana dopilnować wszystkiego, zwłaszcza że Anastazja tak nagle zniknęła i nikt tak naprawdę nie wiedział, gdzie jest.
Rozczarowanie
Zmęczona opadła na łóżko, zastanawiając się nad swoim stanem psychicznym. Albo kompletnie oszalała, albo wręcz przeciwnie − wreszcie odzyskała zmysły i zdecydowała się zrobić coś, co powinno było zostać załatwione kilka miesięcy temu. Miękki materac otulił ją czule, obiecując zasłużony odpoczynek. Przykładając głowę do miękkiej poduszki, uśmiechnęła się lekko, wspominając nie tylko szaloną jazdę po bezdrożach do Marmaris, ale też nieco kłopotliwy rejs na Rodos. Do ostatniej chwili nie wiedziała, czy uda się jej kupić bilet i zawitać do Grecji. Na szczęście wszystko poszło po jej myśli. Tuż po osiemnastej przybiła do brzegów wyspy, którą odwiedziła w przeszłości już kilkukrotnie.
Odpływając powoli do krainy snów, myślała o wydarzeniach ostatnich kilku godzin. Jednocześnie uświadomiła sobie, że pierwszy raz w życiu miała spędzić na Rodos noc, a może i kilka dni po to, by wyjaśnić kilka kwestii, które musiały wreszcie zostać rozwiązane.
Uśmiechnęła się na wspomnienie pierwszych chwil na wyspie. Niczym niezdecydowany turysta zatrzymała się na moment przy bramie wyjazdowej z portu turystycznego, wybierając praktycznie na chybił trafił jedno z biur oferujących zarówno bilety promowe, wycieczki po wyspie, jak i wynajem auta. Ostrożnie przeszła przez niewielką, ale ruchliwą uliczkę, by już po paru chwilach otrzymać kluczyki do niewielkiego autka. Włączając nawigację, wzięła głęboki wdech. Wiedziała, że bez pomocy GPS przedarcie się przez wąskie, często jednokierunkowe drogi urokliwego, ale też tłocznego miasta było dla obcokrajowca niezwykle trudne.
Niestety, kiedy dotarła do celu podróży, zastała jedynie pusty parking oraz zamknięte drzwi biura. Zaparkowała na poboczu i kilkanaście długich minut wpatrywała się w okna budynku, zastanawiając się, które z nich należało do gabinetu Costasa. Dopiero kiedy zrobiło się zupełnie ciemno, uświadomiła sobie, że nie zadbała zawczasu o żaden nocleg, dlatego też zaczęła szukać jakiegoś miłego hotelu położonego na zachodnim wybrzeżu. Chciała obudzić się widząc przez okno wybrzeże Turcji, dlatego też skoncentrowała się na kurortach pobliskiego miasteczka Ixia.
Teraz zaś zasypiała w wygodnym łóżku hotelowego pokoju, rozważając, co przyniesie kolejny dzień. Dopiero teraz, kiedy emocje powoli zaczęły opadać, uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, co powinna powiedzieć