Jennie Lucas

Ucieczka do Meksyku


Скачать книгу

#fb3_img_img_e084a783-04a6-5720-b772-b61f73b795c8.jpg" alt="Okładka"/>

      Jennie Lucas

      Ucieczka do Meksyku

      Tłumaczenie:

       Jan Kabat

      PROLOG

      Uwiódł mnie z łatwością. Też nie zdołalibyście się oprzeć, wierzcie mi.

      Po wielu latach, kiedy to czułam się we własnym domu jak duch, niewidoczna i niekochana, rzuciłabym mu się w ramiona za jedno mroczne spojrzenie. Lecz Alejandro dał mi o wiele więcej. Patrzył na mnie jak na najpiękniejszą kobietę świata. Chłonął każde moje słowo. Sprawił, że wybuchłam płomieniem, stłumił pocałunkami żal i troski. Tak długo trwałam w zimnym i szarym świecie i nagle moje życie rozbłysło kolorami – dzięki niemu.

      Nie widziałam powodu, by książę Alzakaru, jeden z najbogatszych ludzi w Hiszpanii, pragnął kogoś takiego jak ja – pospolitej, biednej dziewczyny – zamiast mojej pięknej i zamożnej kuzynki. Istny cud.

      Dopiero później uświadomiłam sobie, dlaczego Alejandro mnie wybrał. Nie uwiódł mnie z miłości czy nawet żądzy. Upłynęło wiele miesięcy, zanim poznałam ten egoistyczny motyw, który kazał mu podbić mnie swoim czarem i sprawić, bym go pokochała.

      Wtedy jednak było już za późno.

      ROZDZIAŁ PIERWSZY

      Nad starym kolonialnym miastem San Miguel de Allende zwieszało się szare niebo, kiedy usłyszałam słowa, które przez ostatni rok prześladowały mnie w koszmarach sennych.

      ‒ Szukał cię jakiś mężczyzna, Leno.

      Popatrzyłam na swoją sąsiadkę i niemal się zachwiałam z pięciomiesięcznym synkiem na ręku.

      ‒ Co?

      Kobieta uśmiechnęła się.

      ‒ Gracias… Pozwoliłaś mi pilnować Miguelita. To przyjemność…

      ‒ A ten mężczyzna… jak wyglądał?

      ‒ Muy guapo. Przystojny. Ciemnowłosy i wysoki.

      To mógł być każdy. W starym górniczym mieście w Meksyku roiło się od amerykańskich emigrantów zwabionych pięknem architektury i samotnych kobiet, które pragnęły zacząć tu nowe życie, otwierając artystyczny biznes.

      Tak jak ja. Przyjechałam rok temu, będąc w ciąży, przepełniona żalem, ale zdołałam się tu urządzić. Może ten nieznajomy o ciemnych włosach chciał zamówić portret swojej ukochanej, nic więcej.

      Nie wierzyłam w to jednak. Czułam lodowaty strach.

      ‒ Powiedział, jak się nazywa?

      Dolores pokręciła głową.

      ‒ Dzieciak grymasił, kiedy otworzyłam drzwi. Ale ten człowiek był dobrze ubrany i przyjechał rolls-roycem. Z szoferem i ochroniarzami – uśmiechnęła się. – Masz bogatego chłopaka, Leno?

      Ugięły się pode mną kolana.

      ‒ Nie.

      To mógł być tylko on. Alejandro Guillermo Valentin Navaro y Albra, wszechwładny książę Alzakaru. Człowiek, którego kochałam kiedyś całym swym niewinnym sercem. Który uwiódł mnie i zdradził.

      ‒ Nie jest twoim chłopakiem? – W głosie Dolores pobrzmiewał żal. – Szkoda. Taki przystojny. Więc dlaczego cię szukał? Znasz go?

      Poczułam kropelki potu na czole.

      ‒ Kiedy tu był?

      ‒ Jakieś pół godziny temu.

      ‒ Powiedziałaś mu coś… o Miguelu? Że to mój syn?

      Dolores pokręciła głową.

      ‒ Nie miałam okazji. Spytał tylko, czy mieszkasz dwa domy dalej. Powiedziałam, że tak. Wyjął portfel i poprosił, żebym nie wspominała o jego wizycie, bo chciał ci zrobić niespodziankę. Popatrz! – Wyciągnęła kilka banknotów z kieszeni fartucha. – Zapłacił mi za milczenie tysiąc peso!

      ‒ Ale ty i tak mi powiedziałaś. Dzięki.

      Kobieta prychnęła.

      ‒ Mężczyźni zawsze lubią zjawiać się z fanfarami. Pomyślałam, że byłoby lepiej, gdybyś się odpowiednio przygotowała. – Popatrzyła na moją bezkształtną sukienkę i sandały, potem na twarz bez śladu makijażu. – Masz niezłą figurę, ale wyglądasz beznadziejnie. Nie potrafisz wykorzystać swoich atutów. Jakbyś chciała być niewidzialna! Dziś wieczór musisz być nieodparta, musisz być seksy! Chcesz, by cię pragnął!

      Nie chciałam. Tak jak on przestał mnie pragnąć z chwilą, gdy jego podstępny plan się powiódł.

      ‒ Nie jest moim chłopakiem.

      ‒ Wybredna! Nie chcesz tego milionera, nie chcesz tamtego. Mówię ci, bogaci i przystojni mężczyźni nie rodzą się na kamieniu. – Popatrzyła na mnie gniewnie. – Twój syn potrzebuje ojca, a ty męża. Oboje zasługujecie na szczęście. A mężczyzna pod moimi drzwiami wyglądał tak, jakby mógł zapewnić swojej żonie mnóstwo szczęścia. Każdej nocy.

      ‒ Bez wątpienia. – Była to prawda. Alejandro sprawiał mi przez jedno lato mnóstwo przyjemności. A potem mnóstwo bólu. – Muszę lecieć.

      ‒ Si. Pora, żeby Miguel się zdrzemnął – oznajmiła łagodnie.

      Moje maleństwo ziewnęło, w słodkich oczach – takich jak oczy ojca – pojawiła się senność.

      Odetchnęłam głęboko. Uwierzyłam, że jesteśmy bezpieczni, że Alejandro przestał mnie szukać. Zaczęłam sypiać normalnie, szukać nowych przyjaźni, tworzyć prawdziwy dom dla siebie i syna. Ale powinnam była wiedzieć, że któregoś dnia ten człowiek mnie znajdzie…

      ‒ Leno? – spytała z niepokojem Dolores. – Coś nie tak?

      ‒ Powiedziałaś mu, kiedy wracam?

      ‒ Nie byłam pewna, więc powiedziałam, że o czwartej.

      Spojrzałam na zegar w jej pomalowanym jaskrawo pokoju. Była dopiero trzecia. Miałam całą godzinę.

      ‒ Dzięki. – Objęłam ją w przypływie nagłej czułości, świadoma, że więcej jej nie zobaczę. – Gracias, Dolores.

      Poklepała mnie po plecach.

      ‒ Wiem, że miałaś ciężki rok, ale to już przeszłość. Twoje życie zmieni się na lepsze. Znam się na tym.

      Na lepsze?

      ‒ Adios…

      ‒ Będzie twoim chłopakiem, zobaczysz – zawołała za mną radośnie. – Pewnego dnia zostanie twoim mężem.

      Cóż za gorzka myśl. To nie mnie pragnął poślubić, tylko Claudie, moją bogatą i piękną kuzynkę. Dlatego mnie uwiódł, biedną krewną żyjącą w cieniu jej londyńskiej posiadłości. Gdyby się pobrali, mieliby wszystko: tytuł książęcy, połowę Andaluzji, koneksje polityczne na całym świecie, miliardy w banku. Niemal nieograniczoną władzę.

      Nie mogli mieć tylko jednego.

      Skupiłam spojrzenie na ciemnej główce dziecka. Przycisnęłam Miguela do piersi, a on zaprotestował z oburzeniem.

      ‒ Przepraszam – powiedziałam zdławionym głosem.

      Sama nie wiedziałam, za co go przepraszam – że ścisnęłam go za mocno? Że pozbawiam go domu? Że tak fatalnie wybrałam sobie jego ojca?

      Jak mogłam być taka głupia?

      Idąc pospiesznie wąską ulicą, zerknęłam na szare niebo. Sierpień był tu porą deszczową, zanosiło się na ulewę. Stanęłam pod ciężkimi dębowymi drzwiami swojego lokum i wyłączyłam alarm.

      W pokojach panował mrok. Zakochałam się w tym starym kolonialnym domu z jego wysokimi sufitami i prywatnością. Nie było mnie stać na czynsz, ale mogłam liczyć na przyjaciela, który pozwalał mi mieszkać tu za darmo. No cóż, uważałam Edwarda St.