– Nie kłóćcie się, błagam! – Głos Moniki stał się jakby płaczliwy. – Ja tak sobie nawet myślałam, że ty możesz nie chcieć w to inwestować! – Zwróciła się teraz do Ady. – Ale mnie nie chodzi o twoje pieniądze. Raczej o zgodę na to, abym ja spróbowała. Ten dworek, park… to przecież nasze wspólne. Zdaję sobie sprawę, że ty, mając pracę, którą lubisz, nie czujesz potrzeby, by cokolwiek zmieniać. Ale ja nie mam nic. To znaczy… mam rodzinę, ale nic poza tym. Chciałabym być do czegoś potrzebna. Przydatna. Człowiek bez pracy staje się jak… – urwała.
– Jak chwast – podpowiedział jej pan Antoni. – Ja od śmierci panienki Bogny czasami czuję się tak samo, pani Moniko.
– Ależ panie Antoni!
– Co też pan opowiada…
Całe towarzystwo – poza Radkiem, który wykorzystał moment zamieszania, by zawinąć w chusteczkę kawałki kiełbasy i schować zawiniątko do kieszeni – zajęło się przekonywaniem starszego pana, że jest potrzebny, pomocny, doceniany i że bez niego nie daliby sobie rady w dworku. Wreszcie stanęło na tym, że wszyscy prześpią się z pomysłem Moniki i wrócą do tematu nazajutrz rano, przy śniadaniu.
ROZDZIAŁ 8
Ada prawie nie spała tej nocy. Ilekroć przymknęła powieki, pojawiały się pod nimi niechciane obrazy: Monika w objęciach Igora, Igor i Monika trzymający się za rękę, stojący w oknie dworku, idący z synkiem na spacer… Na taką przyszłość liczy moja kuzynka, uświadomiła sobie Ada. Plany zawodowe to jedno, ale z nimi są przecież związane marzenia dotyczące rodziny. Czy nie byłoby uczciwiej powiedzieć Monice otwarcie, jak wygląda sprawa uczuć między Igorem a Adą, i dopiero wtedy omawiać ewentualne plany rozkręcenia „pensjonatu”? Bo przecież może być tak, że poznawszy prawdę, Monika nie zechce inwestować w niepewną przyszłość. Może uzna, że ważniejsze jest zabezpieczenie finansowe na wypadek, gdyby dalsze życie pod wspólnym dachem okazało się niemożliwe.
Musimy zebrać się na odwagę, uznała Ada. Choćby nie wiem co, to musi nastąpić jak najszybciej. Nie wolno dłużej zwlekać, to nie w porządku wobec nas wszystkich. Pójdę jutro przed śniadaniem do dworku, usiądziemy we trójkę przy kawie i porozmawiamy szczerze, nawet jeśli to trudne i bolesne. A potem, gdy już wszyscy ochłoniemy, wrócimy do propozycji Moniki. O ile ona sama będzie jeszcze chciała do niej wracać.
Wstała przed szóstą, bo uznała, że leżenie w ciemności i szarpanie się z myślami jest bez sensu. Otworzyła laptopa i usiłowała skupić się na pracy. Im więcej tekstu poprawię teraz, tym mniej mi zostanie na później, tłumaczyła sobie. Zwłaszcza że tego dnia czekał ją wyjazd z Dawidem na zdjęcie gipsu.
A jednak nie mogła się skupić. Wreszcie poddała się – uznała, że bylejakość redakcji zemści się potem i trzeba będzie przedzierać się przez tekst ponownie. A na to nie miała ochoty, zwłaszcza że reagowała właśnie książkę, której styl kompletnie jej nie odpowiadał. Zupełnie jakby autorka była licealistką i na wszelki wypadek, aby uniknąć błędów interpunkcyjnych, stawiała na krótkie zdania pojedyncze.
Wytrzymała do siódmej. Potem ubrała się, uczesała i nawet leciutko podmalowała oczy. Chciała dodać sobie choć odrobinę pewności siebie. Serce waliło jej w piersi, jakby chciało uciec, nie brać udziału w tej trudnej rozmowie.
– Idę – szepnęła do siebie, sprawdziwszy wcześniej, czy w oknach dworku rozbłysło światło.
Tak, lampy świeciły się już w kuchni oraz jadalni. Zapewne Igor wyprowadził Funię na poranny spacer i teraz szykuje śniadanie, pomyślała Ada. Opatuliła się kurtką i odważnie poszła do dworu. Po cichu weszła bocznym wejściem i zeszła do kuchni, spodziewając się zastać tam Igora, ale go nie było. Na kuchence stał garnek, w którym gotowały się warzywa korzeniowe. Pachniało marchewką i selerem. Pewnie będzie sałatka jarzynowa.
Ada zdjęła kurtkę, ponieważ w kuchni było bardzo ciepło, i powoli, z wysiłkiem – niczym staruszka obciążona brzemieniem lat i doświadczeń – weszła po schodach na parter. Zajrzała do jadalni. Przy stole siedzieli Monika i Igor, oboje w piżamach. Przed nimi stały kubki z kawą, znad której unosiła się aromatyczna para. Igor podniósł wzrok i spojrzał na Adę jakoś nieprzytomnie.
– Zrobię ci kawy – powiedział i wyszedł, zanim zdążyła potwierdzić, że chętnie się napije.
Monika była blada i wymięta. Pewnie też źle spała, ale z innych powodów niż ja, pomyślała Ada.
– Znów napadało śniegu – powiedziała, aby przerwać ciszę.
Igor przyniósł kubek z kawą. Postawił go przed Adą i wrócił na swoje miejsce. Wolałaby, żeby usiadł obok niej, czułaby się silniejsza.
– Chyba powinniśmy porozmawiać – odezwała się odważnie. – My troje.
Monika chwyciła uszko kubka i podniosła do ust. Dmuchnęła, bo napar wciąż był gorący. Zanim jednak zdążyła wziąć łyk, wyraz jej twarzy zmienił się gwałtownie.
– O nie! – jęknęła. – Zaraz zwymiotuję!
Odstawiła kawę, rozchlapując trochę na stół, po czym wybiegła. Po chwili z łazienki na parterze dobiegły odgłosy torsji. Ada spojrzała na Igora.
– Zjadła coś nieświeżego? – zapytała.
– Właściwie wszyscy jemy resztki z wigilii i świąt… Trudno nazwać to jedzenie świeżym. Ale na pewno nie było zepsute.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Ada miała ochotę podejść i przytulić się do niego, aby nabrać odwagi.
– Powiedzmy jej – szepnęła. – Teraz. Zanim cokolwiek postanowi w sprawie tego pensjonatu, powinna o nas wiedzieć.
Uśmiechnął się samymi kącikami ust.
– Boję się – odpowiedział także szeptem. – Tego, że ona jakoś głupio zareaguje, że zechce mi zabrać Radka. Właśnie teraz, kiedy zaczął mówić… Woła Funię, wiesz? Wczoraj podsłuchiwałem, stawał na końcu korytarza, wołał ją i dawał jej kiełbasę.
– Wiem.
Może miał rację, że to nie jest właściwy moment na zawirowania w życiu chłopca. Ale Monika to dojrzała kobieta, na pewno zrozumie… Ada właśnie zamierzała to powiedzieć, lecz jej kuzynka weszła do jadalni i ciężko usiadła przy stole. Wyglądała nieco lepiej, policzki lekko jej się zaróżowiły.
– Zemdliło mnie od zapachu kawy – szepnęła.
Przez kilka sekund siedzieli w ciszy. Igor zastanawiał się, czy rozpocząć tę rozmowę, o której wspominała Ada. Zanim jednak podjął decyzję, Monika złapała się za brzuch. Jej oczy rozszerzyły się, jakby zobaczyła coś w oddali.
– O Boże, a jeśli to… ciąża? Przy Patrycji też nie mogłam znieść zapachu kawy, pamiętasz? – zwróciła się do Igora.
Zwrócił na nią spojrzenie i Ada wyraźnie zobaczyła, jak na jego twarzy pojawia się przestrach, który bardzo chciałby ukryć. Nie zdołał jednak.
– Może to jajka na twardo? – zapytał słabym głosem. – Zjadłaś wczoraj kilka tych faszerowanych jajek… One są ciężkostrawne.
Żona go nie słuchała, odginała palce jednej dłoni i szeptała coś do siebie. Ada uświadomiła sobie, że ona liczy. Zapewne tygodnie ciąży.
– Przecież jeszcze za wcześnie – powiedziała wreszcie Monika. – Nie, to niemożliwe, żebym już miała mdłości.
Nagle