Paullina Simons

Królestwo nędzników


Скачать книгу

niebezpieczeństwie. Nawet nie wiesz. Parker podejrzewa cię o przestępstwo. A wiesz, jaka czeka cię kara. Proszę, pozwól, żebym cię chronił. Sama nie dasz rady – dodaje, gdy nie słyszy żadnej odpowiedzi.

      – Czy to groźba, Julianie? Wydasz mnie konstablowi? – W wyrazie jej twarzy kryje się coś bezlitosnego i przerażającego.

      Julian zyskuje pewność, że jeśli powie jej o złocie, ona go zabije. Tak samo zatruje jego wino, zawrze szatański układ z Ilbertem i Julian wyląduje w płytkim kanale przy pałacu Savoy jak Fabian.

      – Nie zrezygnuję z ciebie – mówi, podnosząc się z trudem z podłogi. Chwieje się, pomaga jej wstać. – Jesteś moją ojczyzną. Tobie jestem wierny. – Stara się nie podkreślać słowa „moja”. Ale nie jest też w stanie myśleć rozsądnie. Będzie się musiał zająć tym jutro. A jutro już niebawem nadejdzie.

      Kładzie ją obok siebie na łóżku i zimnymi, przerażonymi ramionami obejmuje jej zimne, przerażone ciało, ukrywając za nią wystraszoną twarz. Cyril Connolly mylił się. Można się czuć parszywie w burdelu.

      Na wpół ubrani zapadają w niespokojny sen, sen winnych kochanków, którzy cierpią, bo muszą postawić coś innego ponad tym, co do siebie czują.

      9

       Spis zmarłych

      Kilka godzin później budzi ich paskudne zamieszanie. Oparta o zagłówek Mallory wygląda jak osaczone zwierzę.

      – Margrave umiera! Margrave umiera! – słyszy Julian, otworzywszy drzwi.

      Rzuca Mallory przeciągłe spojrzenie, każe jej zostać w pokoju i nie ruszać się, biegnie na górę z nadzieją, że to tylko przesada.

      Ale Margrave nie wygląda dobrze. Oddycha ciężko, jest rozpalona, strasznie chce jej się pić, jest spocona i poszarzała na twarzy. Julian przykuca przy niskim łóżku. Nikt inny nie chce się do niej zbliżyć; dziewczęta boją się, że to zaraza (choć Julian tak nie uważa); większość z nich wyszła z pokoju. Tylko pomiatana i niechciana Greta pozostaje przy boku Margrave, trzymając ją za rękę.

      – Nie czułam się dobrze przez całą noc, panie – szepcze dziewczyna, wyciągając rękę do Juliana. Jej opuchnięty język krwawi. Na ustach pojawiła się piana.

      Julian pędzi na dół do kuchni, chwyta kilka kawałków węgla z koszyka przy palenisku i ściera je nożem, aż na dnie kubka pojawia się czarny pył. Napełnia kubek wodą i odrobiną piwa i biegnie na górę. Podczas jego dziesięciominutowej nieobecności stan Margrave się pogorszył. Jej ciałem wstrząsają konwulsje. Mamrocze coś niezrozumiale. Greta opada na kolana.

      – Margrave, wypij to – mówi Julian. – Nie smakuje dobrze, ale ci pomoże.

      Dziewczyna wypija łyk, krzywi się.

      – Wiem. To węgiel. Wchłonie to, co ci zaszkodziło. To antidotum na truciznę. Proszę, wypij wszystko. – Boże wszechmogący, czy to modligroszek różańcowy?

      Greta odkłada szmatki. Carling i Ivy płaczą.

      – Co? – warczy Julian. Margrave przestała się rzucać na łóżku.

      Z dołu dobiega ich wrzask Baronowej.

      – Pożar! Pali się!

      Carling i Ivy z krzykiem przeciskają się obok Juliana i zbiegają na dół.

      – Zrobiliście dla Margrave wszystko, co w waszej mocy, szlachetny panie – mówi Greta. – Ale odeszła.

      Niestety to prawda. Biedna Margrave. Julian nie może się zmusić, by wrócić do pokoju, gdzie czeka Mallory. Zamiast tego schodzi na dół, by poinformować Baronową o śmierci dziewczyny.

      Konstabl Parker stoi posępnie przy drzwiach wejściowych, a obok niego Baronowa. Parker ma na sobie oficjalny strój: czarny mundur i wysoki czerwony kapelusz. Towarzyszy mu Wysoki Konstabl Westminsteru z królewską laską w dłoni. Za nim ustawili się piesi strażnicy z Królewskiego Regimentu i konni z Oddziału Lorda Generała. Co się dzieje? Julian zatrzymuje się na schodach.

      – Rozkazem Wysokiego Konstabla City of Westminster… – czyta Parker z rozwiniętego pergaminu.

      Baronowa mu przerywa.

      – Zaczekajcie, konstablu… Gdzie się pali?

      – W City. Pożar wybuchł niedaleko piekarni przy Pudding Lane. – Parker porzuca oficjalny ton.

      – Pudding Lane! – krzyczy piskliwie Baronowa. – Pudding Lane?

      – Baronowo, Margrave nie żyje! – lamentuje Ivy, ściskając Baronową za łokieć. – Nie żyje!

      – Została otruta! – dołącza Carling. – Jak nic otruta!

      Baronowa odwraca się od zapłakanych dziewcząt, od marszczącego brwi konstabla i szuka spojrzeniem Juliana, który stoi bez ruchu u stóp schodów. Żałuje, że nie może zniknąć, zanim go dojrzy. – Powiedziałeś, że po pożarze przy Pudding Lane nie uchowa się ani jeden dom między Temple Bar a mostem Londyńskim… I zamordowano prostytutkę…

      Julian milczy. Poruszaj się lekko, powiedział Devi. Zachowuj spokój. Nie zakłócaj porządku wszechświata.

      – Skąd mogłeś to wiedzieć? – rzuca Baronowa.

      Parker myśli, że zwraca się do niego.

      – Wszyscy już o tym wiedzą, pani – mówi. – Pożar wybuchł koło północy. Początkowo był niewielki. Czuje go pani? Burmistrz Londynu nie zgadza się, by zburzyć płonące budynki, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się pożaru. Wierzy, że nie ma takiej konieczności. Jakby na przekór jego słowom, pożar szaleje już od czternastu godzin. – Parker odchrząkuje i podnosi głos. – Ale nie przyszliśmy tu z powodu pożaru, Baronowo. Gdzie jest pani siostrzenica? Przyszliśmy ją aresztować za zamordowanie lorda Fabiana. Dziś rano znaleziono jego ciało w kanale Savoy. Mamy powody, by wierzyć, że otruto go w pani domu. I czy dobrze słyszałem, że Margrave też została otruta?

      Baronowa przeszywa Juliana spojrzeniem. Za późno na żale. W oczach Baronowej czai się… Julian nie potrafi tego dokładnie określić. Nienawiść, niedowierzanie, niezrozumienie i strach przed czarami. Tak właśnie na niego patrzy. Jakby był tym innym.

      – Konstablu, aresztujcie tego człowieka! – krzyczy Baronowa do Parkera, wskazując palcem Juliana. – Aresztujcie go za zamordowanie lorda i za zdradę stanu! Aresztujcie go za czary! Moja siostrzenica jest niewinna! To on zabił lorda Fabiana!

      – Nie, to nie był ten dobry pan! – krzyczy Greta. – Mallory otruła Margrave, kiedy chlusnęła jej w twarz zatrutą wodą.

      Pozostałe dziewczęta piskiem przyznają jej rację. To ona! To ona! Nasz dobry pan jest niewinny.

      – Sam diabeł go tu przysłał, konstablu! – wrzeszczy Baronowa. – To czarownik! Ma tutaj całą wiedzę o truciznach. – Klepie się gwałtownie w głowę. – Mogę to udowodnić. Ilbert, chodź tutaj! Gdzie się podziewasz?

      Julian zastyga. Nie może wybiec przez drzwi wejściowe, bo blokują je konstabl i strażnicy pałacowi. I co zrobi z Mallory? Nie może jej zostawić. Baronowa nadal krzyczy, wymachując w jego stronę ręką w różowym aksamicie,