Deborah Harkness

Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3


Скачать книгу

ma ich końca, jeśli chodzi o wampiry – przyznała Ysabeau. – Ale sekrety to nielojalni sojusznicy. Pozwalają nam wierzyć, że jesteśmy bezpieczni, a tymczasem nas niszczą.

      Zastanawiałam się, czy ja jestem jedną z tych destrukcyjnych tajemnic w samym sercu rodziny de Clermont. Wyjęłam z kieszeni kopertę i podałam ją Ysabeau. Gdy teściowa zobaczyła drobne, nieczytelne pismo, jej twarz zastygła.

      – Alain mi go dał. Philippe napisał to w dniu, kiedy umarł – wyjaśniłam. – Chciałabym, żebyś to przeczytała. Myślę, że wiadomość była przeznaczona dla nas wszystkich.

      Kiedy Ysabeau rozkładała kartkę, drżały jej ręce. Ostrożnie otworzyła list i przeczytała na głos kilka linijek. Jedna z nich uderzyła mnie z nową siłą. „Nie pozwól, żeby duchy przeszłości skradły Ci radość w przyszłości”.

      – Och, Philippe – wyszeptała ze smutkiem Ysabeau.

      Oddała mi liścik i dotknęła mojego czoła. W jednej krótkiej chwili zobaczyłam kobietę, którą kiedyś była: budzącą lęk, ale zdolną do radości. Szybko cofnęła dłoń.

      Chwyciłam jej rękę, zimniejszą niż jej syna. Delikatnie przyłożyłam jej lodowate palce do skóry między moimi brwiami, dając jej nieme przyzwolenie na to, by dotknęła miejsca, gdzie naznaczył mnie Philippe de Clermont. Nacisk palców zmienił się ledwo zauważalnie, kiedy teściowa badała moje czoło. Gdy się odsunęła, zobaczyłam, że jej krtań się porusza.

      – Czuję… coś. Obecność, ślad Philippe’a. – Oczy Ysabeau lśniły.

      – Chciałabym, żeby tutaj był – wyznałam. – On wiedziałby, co zrobić z tym bałaganem: Baldwinem, przysięgą krwi, Kongregacją, Knoksem, nawet z Ashmole’em nr 782.

      – Mój mąż nigdy nie robił niczego, jeśli nie było to absolutnie konieczne – odparła Ysabeau.

      – Ale zawsze coś robił. – Pomyślałam o tym, jak zorganizował naszą podróż do Sept-Tours w roku 1590 mimo kiepskiej pogody i niechęci Matthew.

      – Bynajmniej. On obserwował. Czekał. Pozwalał innym podejmować ryzyko, a tymczasem gromadził ich sekrety, żeby wykorzystać je w przyszłości. Dlatego przetrwał tak długo.

      Słowa Ysabeau przypomniały mi zadanie, które w roku 1590 dał mi Philippe, kiedy naznaczył mnie krwią jako swoją córkę. Myśl i pozostań żywa.

      – Pamiętaj o tym, zanim popędzisz do Oksfordu po swoją książkę. – Ysabeau ściszyła głos do szeptu. – Pamiętaj o tym w trudnych dniach, kiedy wyjdą na jaw najmroczniejsze sekrety de Clermontów. Pamiętaj o tym, a pokażesz wszystkim, że jesteś córką Philippe’a de Clermonta nie tylko z nazwiska.

      Rozdział 5

      Po dwóch dniach pobytu Baldwina w Sept-Tours nie tylko zrozumiałam, dlaczego Matthew dobudował do zamku swoją wieżę, ale też żałowałam, że nie umieścił jej w innej prowincji albo w innym kraju.

      Baldwin dał jasno do zrozumienia, że nieważne, kto prawnie jest właścicielem château, Sept-Tours to jego dom. Przewodził każdemu posiłkowi. U niego pierwszego zjawiał się każdego ranka Alain, żeby przyjąć rozkazy, a w ciągu dnia regularnie składał mu raporty ze swoich postępów. Burmistrz Saint-Lucien przychodził i siadał z nim w salonie, żeby porozmawiać o lokalnych sprawach. Baldwin sprawdził zaopatrzenie domu i niechętnie przyznał, że Marthe spisuje się doskonale. Wchodził do pokojów bez pukania, beształ Marcusa i Matthew za najlżejsze uchybienia, prawdziwe albo wymyślone, krytykował Ysabeau za wszystko, od wystroju salonu po kurz w wielkiej sali.

      Nathaniel, Sophie i Margaret byli pierwszymi szczęśliwcami, którzy opuścili château. Pożegnali się łzawo z Marcusem i Phoebe i obiecali, że będą w kontakcie, kiedy już się urządzą. Baldwin namawiał ich, żeby pojechali do Australii, i ostentacyjnie demonstrował solidarność z matką Nathaniela, która była demonem i członkiem Kongregacji. Nathaniel z początku protestował, argumentując, że w Karolinie Północnej będzie im dobrze, ale chłodniejsze głowy – zwłaszcza Phoebe – wygrały.

      Pytana później, dlaczego w tej sprawie poparła Baldwina, Phoebe wyjaśniła, że Marcus martwił się o bezpieczeństwo Margaret, a ona nie mogła pozwolić, żeby narzeczony brał na siebie odpowiedzialność za dziecko. Dlatego Nathaniel zamierzał zrobić to, co Baldwin uznał za najlepsze. Wyraz twarzy Phoebe ostrzegł mnie, że gdybym miała inną opinię w tej kwestii, powinnam zachować ją dla siebie.

      Nawet po pierwszej fali wyjazdów Sept-Tours wydawało się zatłoczone, póki mieszkali w nim Baldwin, Marcus i Matthew, nie wspominając o Verin, Ysabeau i Gallowglassie. Fernando był mniej męczący; spędzał dużo czasu z Sarah albo z Hamishem. Wszyscy wyszukiwaliśmy sobie kryjówki, w których mogliśmy znaleźć bardzo pożądany spokój i ciszę. Było więc pewnym zaskoczeniem, kiedy Ysabeau wpadła do gabinetu Matthew z nowiną.

      – Marcus jest w Okrągłej Wieży z Sarah – oznajmiła, a na jej zwykle bladych policzkach wykwitły dwie czerwone plamy. – Są z nimi Phoebe i Hamish. Znaleźli stare rodzinne drzewa genealogiczne.

      Nie mogłam pojąć, dlaczego Matthew rzucił pióro i zerwał się z krzesła. Kiedy Ysabeau dostrzegła moje zdziwione spojrzenie, posłała mi smutny uśmiech.

      – Marcus wkrótce odkryje jeden z sekretów swojego ojca – wyjaśniła.

      Te słowa mnie również poruszyły.

      Nigdy nie postawiłam stopy w Okrągłej Wieży, która wznosiła się naprzeciwko tej Matthew i była od niej oddzielona główną częścią château. Kiedy tam dotarliśmy, zrozumiałam, dlaczego nikt nie włączył jej do mojej wycieczki po Sept-Tours.

      Środek podłogi zajmowała okrągła metalowa krata. Z głębokiej dziury, którą zakrywała, wydobywał się znajomy zapach starości, śmierci i rozpaczy.

      – Loch – wyszeptałam zmrożona widokiem.

      Matthew mnie usłyszał i zbiegł po schodach.

      – Philippe zbudował go jako więzienie. Rzadko go używał. – Czoło mojego męża było zmarszczone z troski.

      – Idź pierwszy. – Machnęłam ręką na niego i na złe wspomnienia. – My za tobą.

      Loch pod Okrągłą Wieżą był miejscem zapomnienia, ale piętro okazało się miejscem wspomnień: pełne pudeł, dokumentów, papierów i artefaktów. Musiało to być rodzinne archiwum de Clermontów.

      – Nic dziwnego, że Emily spędzała tutaj tyle czasu – powiedziała Sarah. Pochylała się nad długim, częściowo rozwiniętym zwojem, który leżał na zniszczonym blacie roboczym obok sześciu innych, czekających na swoją kolej. Przy niej stała Phoebe. – Miała hopla na punkcie genealogii.

      – Cześć! – Zadowolony Marcus pomachał nam ze znajdującej się wysoko nad pokojem kolistej kładki, na której leżało jeszcze więcej pudeł i worków. Najwyraźniej dotąd nie natrafił na brudne sekrety, których tak obawiała się Ysabeau. – Hamish właśnie miał po was iść.

      Marcus przeskoczył nad poręczą i wylądował miękko obok Phoebe. Bez drabinki czy schodów nie było jak dostać się na ten poziom magazynu, z wyjątkiem szorstkich kamieni jako oparcia dla rąk, i żadnego innego sposobu, żeby zejść albo zeskoczyć. Bezpieczeństwo w najlepszym wydaniu.

      – Czego szukacie? – zapytał Matthew z nutą zaciekawienia w głosie.

      – Oczywiście sposobu, żeby uwolnić się od Baldwina – odparł Marcus i podał Hamishowi zniszczony notes. – Proszę. Notatki Godfreya na temat prawa wampirów.

      Hamish zaczął przewracać strony, najwyraźniej szukając jakiejś użytecznej informacji. Godfrey był najmłodszym z trzech synów Philippe’a, znanym ze swojej przebiegłości. Ogarnęły mnie