To dobrze!
– Niekoniecznie. Wie pani o tym klasztorze, w którym zakonnice opiekują się nieletnią, znaczy, niemowlęciem? Pan Taphouse, ich cieśla, robi im właśnie ciężkie okiennice na wszystkie okna. Nie wie, po co im one, w ogóle nigdy o nic nie pyta, ale okiennice są naprawdę mocne i masywne. Kiedy tam zaszedłem parę dni temu, siostry były wyraźnie podenerwowane, a potem zastałem pana Taphouse’a przy tych okiennicach. Pani też mogłyby się takie przydać. Pan Taphouse powiedział, że siostry pewnie się czegoś boją, ale nie wiedział, co by to miało być. Nie wiem, czy zadawałem mu właściwe pytania... Może powinienem był zapytać, czy ktoś im wybił okno, ale nie wpadłem na to.
– Nic nie szkodzi, to i tak bardzo ciekawe. Myślisz, że chodzi im o ochronę dziecka?
– Po części na pewno, ale tam w ogóle jest dużo rzeczy, które warto chronić: krucyfiksy, posągi, srebra i tak dalej. Chociaż gdyby chodziło o zwykłych włamywaczy, to nie wiem, czy siostry zamówiłyby takie okiennice, więc może jednak głównie martwią się o dziewczynkę.
– Z pewnością.
– Siostra Benedicta mówi, że to faktycznie lord Nugent, były lord kanclerz Anglii, zadecydował o umieszczeniu dziecka w klasztorze. Ale nie chce powiedzieć dlaczego, a jak się za bardzo dopytuję, to zaczyna się złościć. Powiedziała też, że z tym dzieckiem to tajna sprawa, tylko że mnóstwo ludzi i tak już wie, więc pomyślałem, że to bez znaczenia.
– Całkiem słusznie. A jaka jest ta druga rzecz?
– A tak, rzeczywiście...
I Malcolm przekazał doktor Relf informacje od ojca Erica, protokolanta sądowego, na temat topielca znalezionego w kanale.
Hannah zbladła.
– Na Boga... – powiedziała. – To wstrząsające.
– Myśli pani, że to może być prawda?
– Czy ja wiem... Ty nie?
– Bo widzi pani, Ericowi zdarza się czasami coś podkoloryzować...
– Tak?
– Lubi się popisywać tym, że coś wie. Ojciec czasem powtarza mu zasłyszane w sądzie rzeczy.
– Właśnie... Tak się zastanawiam, czy naprawdę powtórzyłby mu coś takiego?
– Myślę, że tak. Sam słyszałem, jak opowiadał takie rzeczy o różnych procesach i tak dalej. Dlatego myślę, że Ericowi powiedziałby prawdę. Ale może sam Eric... No nie wiem. Myślę o tym biednym człowieku, jaki wydawał się nieszczęśliwy...
Ogromnie zakłopotany Malcolm zauważył, że głos mu drży, ściska go w gardle i łzy płyną mu z oczu. Kiedy był znacznie młodszy i coś w domu poruszyło go do łez, matka wiedziała, co zrobić: zagarniała go w ramiona i kołysała delikatnie, aż przestał płakać. Teraz zdał sobie sprawę, że miał ochotę zapłakać nad nieżywym mężczyzną od momentu, kiedy dowiedział się o jego śmierci, ale – oczywiście – o niczym nie mógł powiedzieć matce.
– Przepraszam – powiedział.
– Ależ Malcolmie, nie przepraszaj! To ja cię przepraszam, że cię w to wciągnęłam. Zresztą wydaje mi się, że powinniśmy to zakończyć. Nie powinnam cię prosić...
– Nie chcę tego kończyć! Chcę poznać prawdę!
– To zbyt niebezpieczne. Jeżeli ktoś pomyśli, że coś wiesz na ten temat, będzie ci groziło prawdziwe...
– Wiem, ale prawda jest taka, że niebezpieczeństwo już i tak mi grozi, nic na to nie poradzę. I nie stało się to z pani winy: nawet gdybym pani nie spotkał, i tak zobaczyłbym to wszystko, co zobaczyłem. A tak przynajmniej mam z kim porozmawiać. Z nikim innym o tym rozmawiać nie mogę, nawet z siostrą Fenellą. Nie zrozumiałaby.
Malcolm w dalszym ciągu czuł się skrępowany i widział, że doktor Relf również odczuwa zakłopotanie, ponieważ nie wie, co zrobić. Nie chciałby, żeby go przytulała, więc cieszył się, że nie próbowała tego robić, ale moment był niezręczny.
– Obiecaj mi przynajmniej, że nie będziesz się o nic dopytywał – powiedziała w końcu.
– W porządku, obiecuję – odparł całkiem szczerze. – Nie będę nikogo nagabywał. Ale jeśli ktoś coś powie...
– Wtedy pokieruj się zdrowym rozsądkiem. I nie okazuj przesadnego zainteresowania. A teraz wróćmy do naszego kamuflażu i porozmawiajmy o książkach. Co myślisz o tych dwóch, które przeczytałeś?
Malcolm nigdy przedtem nie odbył takiej rozmowy, jaka nastąpiła po tych słowach. W szkole, gdzie klasa liczyła czterdziestu uczniów, nie byłoby czasu na taką dyskusję – nawet gdyby program nauczania ją przewidywał, a nauczyciel był zainteresowany jej przeprowadzeniem. W domu nie mógł na nią liczyć, bo ani ojciec, ani matka nie czytali książek. W barze raczej słuchał rozmów innych ludzi, niż w nich uczestniczył. A Robbiemu i Tomowi – jedynym dwóm przyjaciołom, z którymi mógłby na serio o czymś takim porozmawiać – brakowało zarówno wiedzy, jak i głębi zrozumienia, jakie znalazł w słowach doktor Relf.
Z początku Asta siedziała mu na ramieniu, gdzie wspięła się pod postacią fretki, kiedy jeszcze płakał. Z czasem jednak stawała się coraz spokojniejsza i wkrótce przysiadła się do Jespera, marmozety o życzliwym wyrazie pyszczka, i we dwoje wdali się w cichą rozmowę, gdy tymczasem obok trwała ożywiona dyskusja o Nocy w bibliotece i ostrożne, pełne szacunku sondowanie Krótkiej historii czasu.
– Powiedziała pani poprzednio, że jest historystką idei. Historyczką. Jakie idee miała pani na myśli? Takie jak w tej książce?
– Głównie tak, idee odnoszące się do rzeczy wielkich, takich jak wszechświat. Albo dobro i zło. Albo dlaczego w ogóle różne rzeczy istnieją.
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... Nigdy nawet nie myślałem, że można się nad czymś takim zastanawiać. Sądziłem, że rzeczy po prostu istnieją i już. Czy to znaczy, że w przeszłości ludzie miewali na ten temat różne zdanie?
– O tak. I bywały okresy, w których niewłaściwe myśli mogły być nadzwyczaj niebezpieczne. A już na pewno głośne ich wyrażanie.
– Teraz też tak jest, w pewnym sensie.
– Niestety masz rację. Ale dopóki będziemy się trzymać rzeczy opublikowanych w książkach, raczej nie wpakujemy się w żadne tarapaty.
Malcolm chciał zapytać doktor Relf o tajne sprawy, w które była zaangażowana, i czy one również mają jakiś związek z historią idei, ale wyczuł, że chwilowo lepiej będzie skupić się na książkach. Zapytał więc, czy ma więcej książek na tematy związane z teologią doświadczalną, na co znalazła mu Niezwykłą historię kwantów, po czym zaprosiła go do ponownego przejrzenia półek z kryminałami, z których wybrał w końcu następną pozycję autorki Nocy w bibliotece.
– Dużo ma pani jej książek – zauważył.
– Ale i tak nie wszystkie, jakie napisała.
– Ile książek pani przeczytała?
– Tysiące. Pojęcia nie mam.
– Pamięta pani je wszystkie?
– Nie. Pamiętam te najlepsze. Większość thrillerów i kryminałów nie zalicza się do tej kategorii, nie w takim sensie, więc kiedy upłynie trochę czasu, zapominam je i mogę przeczytać jeszcze raz.
– Świetny pomysł – przyznał Malcolm. – Pójdę już. Jeśli znowu coś usłyszę, zapamiętam i później pani opowiem. A gdyby znów ktoś stłukł pani szybę... No, teraz to już sama pani da sobie radę z naprawą, po tym jak pokazałem pani sztyfty szklarskie.