Блейк Пирс

Pożądana


Скачать книгу

zadziorna dziewczyna zauważy jego drogi samochód i się zbliży. Jego samochód był wspaniałą przynętą, podobnie jak to, że dobrze się ubierał.

      Ale jakkolwiek ta noc się zakończy, musiał być bardziej ostrożny niż ostatnim razem. Był niechlujny, gdy zrzucił jej ciało na półkę i oczekiwał, że zatonie.

      A jakie zrobiła zamieszanie! Siostra agenta FBI! Wezwali nawet ciężką artylerię z Quantico. Nie podobało mu się to. Nie szukał rozgłosu ani sławy. Chciał tylko zaspokoić swoje pragnienia.

      Czy nie miał do tego wszelkich praw? Jaki zdrowy dorosły mężczyzna nie miał swoich pragnień?

      Teraz zamierzali wysłać nurków do jeziora w poszukiwaniu ciał. Wiedział, co tam mogą znaleźć, nawet po blisko trzech latach. Wcale mu się to nie podobało.

      Nie chodziło tylko o niego. Co dziwnie, żal było mu jeziora. To, jak nurkowie przeczesywali jezioro, zanurzając się w każdym podwodnym zakątku i zakamarku, uważał za dość obsceniczne i inwazyjne, jak jakieś niewybaczalne pogwałcenie. W końcu jezioro nie zrobiło nic złego. Dlaczego chcą je nękać?

      W każdym razie nie martwił się. Nie było mowy, żeby odnaleźli którąkolwiek z ofiar. To nie mogło się wydarzyć. Jednak z tym jeziorem już skończył. Nie zdecydował jeszcze, gdzie ukryć następną ofiarę, ale był pewien, że podejmie decyzję przed końcem nocy.

      Teraz ta energiczna dziewczyna patrzyła na jego samochód. Zaczęła iść w jego stronę bezczelnym krokiem.

      Opuścił szybę od strony pasażera, a ona wsunęła głowę. Była to ciemnoskóra Latynoska, mocno wymalowana grubą konturówką i kolorowym cieniem do powiek, z ostrymi, łukowato wygiętymi brwiami, które wyglądały jak wytatuowane. W uszach nosiła kolczyki w kształcie dużych krucyfiksów w kolorze złotym.

      — Niezła fura — zaczepiła go.

      Uśmiechnął się.

      — Co taka ładna dziewczyna jak ty robi tak późno na ulicy? — spytał. — Czy nie pora już do łóżka?

      — Może ty chciałbyś mnie tam zaprowadzić — odparła z uśmiechem.

      Jej zęby wydawały mu się niezwykle czyste i proste. Rzeczywiście wyglądała niezwykle zdrowo. To było dość rzadkie tutaj na ulicach, gdzie większość dziewcząt była ćpunkami na różnych etapach uzależnienia od metamfetaminy.

      — Podoba mi się twój styl — zagadnął. — Bardzo chola.

      Jej uśmiech się poszerzył. Zauważył, że nazwanie Latynoski dziewczyną gangstera zostało uznane za komplement.

      — Jak ci na imię? — spytał.

      — Socorro.

      Ach, „socorro” — pomyślał. To znaczy po hiszpańsku „ratunek”.

      — Założę się, że doskonale przychodzisz na ratunek — powiedział złośliwie.

      Łypnęła ciemnobrązowymi oczami.

      — Wyglądasz, jakbyś potrzebował właśnie trochę socorro.

      — Może potrzebuję — odrzekł.

      Ale zanim zaczęli ustalać warunki, jakiś samochód podjechał do niego z tyłu. Usłyszał wołanie mężczyzny od strony kierowcy.

      — ¡Socorro! — wrzeszczał. — ¡Vente!

      Dziewczyna przybrała dość żałośnie oburzoną minę.

      — ¿Porqué? — wrzasnęła do niego.

      — Vente aquí, ¡puta!

      Mężczyzna zauważył strach w oczach dziewczyny. Raczej nie dlatego, że facet w samochodzie nazwał ją dziwką. Domyślał się, że był jej sutenerem i sprawdzał, ile gotówki zarobiła tej nocy.

      — ¡Pinche Pablo! — wymamrotała pod nosem uniwersalny epitet.

      Potem podeszła do samochodu.

      Mężczyzna dalej tam siedział, zastanawiając się, czy nadal będzie chciała robić z nim interesy. Tak czy inaczej, nie podobało mu się to. Czekanie nie było w jego stylu.

      Jego zainteresowanie dziewczyną nagle zniknęło. Nie, nie warto zawracać sobie nią głowy. Nie miała pojęcia, jakie miała szczęście.

      A poza tym, co on w ogóle robi, szwendając się tu? Jego następna ofiara powinna być bardziej szykowna.

      Chiffon, pomyślał. Prawie zapomniał o Chiffon. Ale może zachowam ją na specjalną okazję.

      Poczeka. To nie musi być dzisiejszej nocy. Odjechał, napawając się poczuciem samokontroli, pomimo swoich ogromnych pragnień. Uważał to za jedną ze swoich najlepszych cech.

      Był przecież bardzo cywilizowanym człowiekiem.

      Rozdział 10

      Trzy młode kobiety w pokoju przesłuchań wcale nie wyglądały tak, jak się spodziewała Riley. Przez kilka chwil po prostu obserwowała je przez lustro weneckie. Były gustownie ubrane, prawie jak dobrze opłacane sekretarki. Powiedziano jej, że nazywają się Mitzi, Koreen i Tantra. Oczywiście Riley była pewna, że to nie były ich prawdziwe imiona.

      Wątpiła również, by tak dobrze ubierały się do pracy. Dziewczyny, które zarabiały około 250 dolarów na godzinę, z pewnością zainwestowały w wyrafinowane garderoby, aby zaspokoić wszelkie fantazje klientów. Były koleżankami Nancy „Nanette” Holbrook w Ishtar Escorts. Ciuchy, które Nancy Holbrook miała na sobie, kiedy została zabita, sprawiały wrażenie znacznie mniej przyzwoitych. Ale Riley domyślała się, że te kobiety, kiedy nie są w pracy, pragną wyglądać przyzwoicie.

      Chociaż prostytutki odegrały pewną rolę w niektórych przypadkach w przeszłości badanych przez Riley, po raz pierwszy wezwano ją do pracy, w której zetknęła się z nimi tak bezpośrednio. One same były potencjalnymi ofiarami. Mogły być nawet potencjalnymi podejrzanymi, chociaż praktycznie wszystkie tego typu morderstwa były dokonywane przez mężczyzn. Riley była przekonana, że te kobiety nie były potworami, na które polowała w swojej pracy.

      Było późne niedzielne popołudnie. Ostatniej nocy Riley i Bill zamieszkali w oddzielnych, komfortowych pokojach hotelowych niedaleko budynku FBI. Riley zadzwoniła do April, która przebywała w hotelu w Waszyngtonie z wycieczką historyczną. April była ogromnie rozbawiona i szczęśliwa i uprzedziła matkę, że tak naprawdę nie ma czasu na rozmowy telefoniczne.

      — Jutro do ciebie napiszę — oznajmiła April, przekrzykując zgiełk nastolatków w tle.

      Riley czuła, że zbyt wiele dzisiejszego dnia zostało już zmarnowane. Większość czasu zajęło jej zebranie prostytutek i sprowadzenie ich. Dała do zrozumienia agentowi specjalnemu Elginowi Morleyowi, że chce przesłuchać kobiety bez obecności mężczyzn. Być może będą bardziej otwarte w stosunku do innej kobiety. Teraz uznała, że przez kilka minut będzie je obserwować i słuchać, co mówią, zanim je przesłucha. Słyszała ich rozmowę przez głośnik.

      Ich style i osobowości były dość charakterystyczne. Niska, cycata blondynka Mitzi przedstawiała pewien obraz małomiasteczkowej dziewczyny z sąsiedztwa.

      — Czy Kip już cię spytał? — zapytała Mitzi Koreen.

      — Jeszcze nie — odparła Koreen z konspiracyjnym uśmiechem. Była szczupłą brunetką o wdzięku baletnicy. — Mam jednak wrażenie, że kupił już pierścionek.

      — Czy on nadal chce mieć czworo dzieci? — drążyła Mitzi.

      Koreen zaśmiała się głośno i śpiewnie.

      — Zbiłam stawkę do trojga. Ale, między nami, dostanie tylko dwoje.