Морган Райс

Wyspa Przeznaczenia


Скачать книгу

książka jest utworem literackim. Wszystkie nazwy, postacie, miejsca i zdarzenia są wytworem wyobraźni autorki i są fikcyjne. Wszelkie podobieństwo do osób żyjących lub zmarłych jest całkowicie przypadkowe. Ilustracja na okładce: Dm_Cherry, użyta na licencji Shutterstock.com.

      SPIS TREŚCI

       ROZDZIAŁ PIERWSZY

       ROZDZIAŁ DRUGI

       ROZDZIAŁ TRZECI

       ROZDZIAŁ CZWARTY

       ROZDZIAŁ PIĄTY

       ROZDZIAŁ SZÓSTY

       ROZDZIAŁ SIÓDMY

      ROZDZIAŁ ÓSMY

       ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

       ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

       ROZDZIAŁ JEDENASTY

       ROZDZIAŁ DWUNASTY

      ROZDZIAŁ TRZYNASTY

       ROZDZIAŁ CZTERNASTY

       ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

       ROZDZIAŁ SZESNASTY

       ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

       ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

       ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

       ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

       ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

       ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

       ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

      ROZDZIAŁ PIERWSZY

      Royce jechał na przodzie, pędząc przez wrzosowisko ku nabrzeżu z prędkością wypuszczonej z łuku strzały, nie spuszczając swych orzechowych oczu z celu. Wiatr rozwiewał jego jasne włosy, a szerokie ramiona stężały mu z determinacji.

      Jechało z nim czworo kompanów, bo większa ich liczba nazbyt przyciągałaby uwagę. Mark mknął u jego boku. Jego przyjaciel był już znacznie silniejszy niż w chwili, gdy Royce go odnalazł. Stalowy hełm przytrzymywał w miejscu jego ciemne włosy, a niepełna zbroja jednego z wojowników Czerwonej Wyspy błyszczała w słońcu.

      Matilde i Neave jechały ramię w ramię. Wieśniaczka i Pictianka co rusz rzucały spojrzenie jedna drugiej. Dziewczęta wyglądały zupełnie inaczej. Matilde była rudowłosa i mogłaby wyglądać jak anioł, gdyby nie była tak raptowna, Neave zaś miała ciemne, splecione włosy i nieco ciemniejszą skórę pokrytą błękitnymi tatuażami. Gdy Matilde oznajmiła, że wyrusza z Royce’em, dziewczyna natychmiast podjęła decyzję, że do nich dołączy.

      Zaskoczeniem w tym towarzystwie była zwalista sylwetka ser Bolisa, który jechał z nimi zakuty w swoją pomalowaną kobaltową farbą zbroję, błyszczącą w miejscach, gdzie od płytek odbijało się słońce i dowodzącą tak jego bogactwa, jak i zręczności w boju. Młodzieniec był starszy od Royce’a o rok lub dwa i Royce był pewien, że rycerz darzy go jedynie odrobinę większą sympatią, niż gdy pierwszy raz zjawił się na ziemiach hrabiego Undine’a. Royce nie pojmował, dlaczego wyruszył w tę podróż z nimi, lecz nie mógł odrzucić pomocy.

      Jego jastrzębica, Iskra, kołowała nad wrzosowiskiem i jej oczami Royce ujrzał biegnącą prosto przed nimi drogę, bezpieczną i niezmienną aż do portu w Ablaver. Royce był pewien, że gdy już tam dotrą, uda im się znaleźć okręt, który zabierze ich na Siedem Wysp, gdzie – jak powiedziała mu wiedźma Lori – ukryte było Lustro Mądrości.

      Tam zdołają odnaleźć jego ojca.

      Ta perspektywa napawała Royce’a zarówno niecierpliwością, jak i lękiem. Niecierpliwością, bo w tej chwili niczego nie pragnął tak bardzo jak odnaleźć ojca; musiał go odnaleźć, jeśli zamierzał sprowadzić go z powrotem, by dowodził w boju przeciwko możnym. Przerażenie zaś brało się z miejsca, w które musieli się udać, by go odnaleźć.

      - Jesteś pewien, że musimy wyruszyć na Siedem Wysp? – zapytał ser Bolis.

      Royce wzruszył ramionami.

      - Lori tak rzekła.

      Lecąca nad nimi jastrzębica pisnęła, jak gdyby potwierdzała jego słowa. Hrabia Undine wyjawił Royce’owi, że jego ojciec wyruszył na poszukiwania lustra, wiedźma zaś rzekła mu, gdzie ono się znajduje.

      - A ty zamierzasz wyprawić się za morze, ufając słowom jakiejś wiedźmy? – zapytał surowo ser Bolis.

      - Możesz pozostać tutaj, jeśli wolisz – zasugerował Mark tonem, który świadczył o tym, że nie ufa rycerzowi ani na krztynę.

      - I powierzyć tak ważką kwestię przestępcom i Pictom? – spytał ser Bolis. Royce zaczął się zastanawiać, jak ktoś tak młody może być zarazem tak nadęty.

      - Czy coś ci nie odpowiada w moich ludziach, intruzie? – zapytała Neave, sięgając po nóż.

      - Dosyć tego – przerwał im Royce. – I bez tego jest nam trudno. Musimy działać wspólnie.

      Zdumiał się nieco, gdy sprzeczka ucichła.

      - Ufają ci – odezwał się Mark, gdy pozostali odsunęli się od siebie nieco. – Gdy przewodzisz, ludzie podążają za tobą.

      - Czy to dlatego wyruszyłeś ze mną? – zapytał Royce.

      Mark potrząsnął głową.

      - Wiesz, że nie.

      - Pomimo tego, że uważasz Siedem Wysp za niebezpieczne miejsce?

      - Są niebezpieczne – upierał się Mark. – Są tam stwory, które… które nie są nawet podobne ludziom. Są tam trolle i nieumarli, i jeszcze straszniejsze bestie. Czy jesteś pewien, że właśnie tam musimy się udać?

      Jak Royce mógł mu to wszystko wyjaśnić? Jak mógł wyjaśnić mu, co stało się z Lori, która na powrót stała się młoda i która tyle widziała? Powiedziała mu, gdzie jest jego ojciec i Royce musiał go poszukać, bez względu na to, jak trudne by to było.

      - Jestem tego pewien – odparł.

      - Cóż, wystarczająco wiele razy ocaliłeś mi życie – powiedział Mark. – Gdzie ty idziesz, tam i ja podążam.

      Royce nie potrafił rzec, jak wielką wdzięczność odczuł, słysząc te słowa. Biorąc pod uwagę wszystko, co ich czekało…