Maya Blake

Kaprys szejka


Скачать книгу

      A gdyby nawet Zufar to miejsce znał, nie miał czasu tam jechać. Musiał przyznać, że moment zemsty został wybrany perfekcyjnie. Najwyraźniej brat doskonale zdawał sobie sprawę, że w ten sposób upokorzy go najmocniej.

      Tylko że on nie zamierzał mu na to pozwolić, więc pospiesznie odwrócił się do młodej kobiety.

      – Jak dawno odjechali?

      Choć wciąż zdenerwowana, tym razem odpowiedziała szybko.

      – Przyniosłam jej herbatę i zostawiłam samą na jakieś dziesięć minut. Poszłam przynieść królewską biżuterię i wtedy usłyszałam hałas.

      – Widziałaś, jak odjechali razem?

      – Tak.

      – Jesteś pewna, że jej nie skrzywdził?

      – Nie sprawiała wrażenia zdenerwowanej, Wasza Wysokość. Raczej zadowolonej.

      Trochę mu ulżyło.

      – Którędy wyszli? – pytał dalej.

      Wskazała za okno.

      Znajdowali się na drugim piętrze, po murze pięło się dzikie wino. Prawda, że było prawie stuletnie i zdolne utrzymać konia, ale wciąż w głowie mu się nie mieściło, że ten barbarzyńca zmusił jego narzeczoną do zejścia w ten sposób z drugiego piętra.

      – Ktoś ich widział poza tobą?

      – Tylko Jej Wysokość księżniczka, ale byli już prawie na dole, kiedy przyszła.

      Zmarszczył brwi. Dlaczego Galila nie dała mi znać?

      Może próbowała ich powstrzymać i jej się nie udało? Bardziej prawdopodobne, że trzymała się od niego z daleka, bo wiedziała, jak przyjmie nowinę.

      – Jak szybko podniosłaś alarm?

      Na twarzy dziewczyny odmalowało się poczucie winy.

      – Minuty? Sekundy? – nalegał.

      – Myślałam, że to żart…

      – Niestety nie. A opóźnienie alarmu tylko pomogło im w ucieczce.

      Perspektywa skandalu zmroziła go. Pod żadnym pozorem nie mógł na to pozwolić.

      Wsunął pomiętą kartkę do kieszeni. Z bratem porachuje się później. Teraz najważniejsze było znalezienie takiego rozwiązania, które nie będzie wymagało odwołania ślubu.

      Rozejrzał się po pokoju noszącym ślady przerwanych przygotowań. Suknia, która powinna była zdobić pannę młodą, wisiała na manekinie, spod niej wystawały pantofelki na wysokich obcasach.

      Przelotnie pomyślał o innych kandydatkach przedstawionych mu, kiedy mniej więcej przed rokiem po raz pierwszy wypłynął temat małżeństwa.

      Podobnie jak w większości aranżowanych związków, tak i tutaj, choć faworyzowano jedną opcję, w razie nieprzewidzianych komplikacji zawsze była możliwość zmiany.

      Trzy z tych kandydatek były teraz na dole, bo skoro odpadły z wyścigu do tronu, miały być gośćmi honorowymi na ślubie. Czy któraś z nich mogłaby jednak awansować do roli, o której wszystkie trzy marzyły?

      Skrzywił się niechętnie.

      Nie było szans wcielić tego planu w życie bez ogłoszenia całemu światu, że został porzucony. A to dałoby brukowcom żer na całe lata.

      Niestety każde inne rozwiązanie spowodowałoby takie czy inne komplikacje. Mógł się tylko starać, by były jak najmniejsze.

      Żeby jednak uniknąć kompromitującego skandalu, potrzebował narzeczonej. Ślub musiał się odbyć w ciągu dwóch najbliższych godzin, zanim wieść, że został porzucony, zdoła się rozprzestrzenić.

      Będzie też musiał wyjaśnić powód zmiany narzeczonej. Tym jednak postanowił zająć się następnego dnia.

      Zaprzestał kontemplowania sukni, odwrócił się i napotkał wzrok pokojówki. Na chwilę zupełnie o niej zapomniał. Tymczasem przerażona młoda kobieta ledwo oddychała i usiłowała stać się niewidzialna. Dziwne, że nie uciekła, kiedy był odwrócony.

      Ogromnymi, szeroko otwartymi oczami obserwowała go w straszliwym napięciu. W tej chwili w głowie zakiełkował mu kompletnie niedorzeczny pomysł.

      – Jak długo pracujesz w pałacu? – zapytał.

      – Prawie całe życie, Wasza Wysokość – odparła, zacinając się ze zdenerwowania.

      Usatysfakcjonowany, pokiwał głową. Chyba właśnie znalazł nie najgorsze rozwiązanie. Zerknął jeszcze na jej poruszające się nerwowo palce.

      – Masz męża?

      Zarumieniła się, uciekła spojrzeniem i pokręciła głową.

      – Nie, Wasza Wysokość. – Jestem niezamężna.

      Tylko dla porządku spytał jeszcze:

      – Jesteś z kimś związana?

      Na ułamek sekundy zacisnęła wargi, ale zaraz zaprzeczyła ruchem głowy.

      – Nie.

      Chciał poprosić, żeby to powtórzyła, patrząc mu w oczy. Ale czas uciekał błyskawicznie.

      Zerknął na nią i przeniósł wzrok na ślubną suknię. Obie kobiety były mniej więcej tego samego rozmiaru. Ta stojąca przed nim miała może trochę większe piersi i szersze biodra, ale obie miały też podobny wzrost i koloryt.

      Oczywiście Amira przewyższała Nieshę elegancją. Lata spędzone w szwajcarskiej szkole, mające na celu przygotować ją do roli królowej, dały jej ogładę i pewność siebie. Kobiecie stojącej przed nim tych cech brakowało.

      Ale on nie potrzebował klejnotu, wystarczył mu wypolerowany kamyk do czasu, kiedy będzie mógł wszystko poukładać spokojnie i na swoich warunkach.

      – Podejdź tutaj – polecił, stając przy manekinie z suknią ślubną.

      Teraz, kiedy już zdecydował, co zrobi, nie mógł pozwolić na żadne łzy ani tym bardziej kaprysy powodujące dalsze opóźnienie.

      Stanęła przed nim, przerażona jak królik w świetle reflektorów, oddychając płytko i szybko. Przyjrzał jej się uważnie i dopiero teraz zauważył, że oczy ma barwy ametystu, a nie brązowe, jak wcześniej sądził. Rzęsy też miała dużo dłuższe niż mu się wydawało. Ładnie wykrojone wargi z pewnością dodałyby jej uroku, gdyby się tylko uśmiechnęła.

      Dalsza ocena też wypadła zaskakująco korzystnie. Smukła sylwetka, delikatna skóra, ładnie zarysowane kształty – doprawdy, było dużo lepiej, niż mógł przypuszczać.

      Nieźle oszlifowany kamyk, choć wciąż nieco kanciasty na brzegach, zdecydował. Przede wszystkim trzeba uspokoić te nerwowe palce. Miał też ochotę powiedzieć jej, żeby się wyprostowała i patrzyła mu w oczy, kiedy się do niej zwraca. Ale nie wszystko naraz, zdecydował.

      – Stój spokojnie – polecił.

      Pierwsze osiągnięcie miał za sobą, bo palce przestały się poruszać. Tematu innych braków postanowił na razie nie poruszać.

      Taki trening był konieczny dla tego, co wymyślił. Konieczny, jeżeli nie miała się zmienić w kupkę nieszczęścia, zanim on osiągnie zamierzony cel.

      Podjął decyzję i właśnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Marwan z resztą doradców wtargnęli do środka.

      – Wasza Wysokość? Czy są jakieś wiadomości o królowej? Czy mamy rozpocząć poszukiwania?

      – To już nieaktualne – odparł