Скачать книгу

z wakacji we Francji takiego oto esemesa: „Francuzi to dranie – ktoś ukradł muszle klozetowe z trzech kolejnych stacji benzynowych!”. Wybuchnęłam śmiechem: po pierwsze dlatego, że jak podejrzewałam, napisał to całkiem serio, a po drugie, przypomniałam sobie, jak sama pierwszy raz stanęłam w progu francuskiej ubikacji. Jak to, mam się męczyć w kucki, bo wy nie możecie postawić zwyczajnej muszli? – pomyślałam rozżalona i w osłupieniu wpatrywałam się w ziejącą przede mną wielką dziurę. W wielu krajach Azji, Afryki i na południu Europy ludzie błyskawicznie załatwiają grubszą potrzebę w pozycji „zapaśnika” lub „narciarza”. My tymczasem spędzamy mnóstwo czasu na porcelanowym tronie, czytając gazetę, mnąc w dłoniach papier toaletowy, wypatrując niedoczyszczonych kafelków albo po prostu cierpliwie gapiąc się na ścianę przed sobą.

      Gdy odczytywałam powyższy tekst mojej rodzinie zebranej w salonie, zauważyłam na wielu twarzach grymas irytacji. Czyż mamy teraz wszyscy wdrapywać się na nasz porcelanowy tron i nieprzyzwyczajeni do kucania kiwać się nad dziurą, gdy chcemy po prostu zrobić kupę? Odpowiedź brzmi: nie i pal sześć hemoroidy! Chociaż na pewno byłoby zabawnie tak ustawić się w kucki na sedesie… Ale nie jest to bynajmniej konieczne, ponieważ można kucać na siedząco. Warto tego spróbować zwłaszcza wtedy, gdy nie udaje nam się załatwić wszystkiego za jednym posiedzeniem: tułów pochylamy lekko do przodu, a stopy opieramy na niskim stołeczku – i już! Wszystko jest pod właściwym kątem, można spokojnie czytać, miąć papier albo gapić się przed siebie, i to bez żadnych wyrzutów sumienia.

      W przedsionku układu trawiennego

      Można by sądzić, że zakończenie przewodu pokarmowego jest tak intrygujące z tego względu, że rzadko mamy okazję stanąć dokładnie naprzeciw niego. Ale moim zdaniem nie tylko o to chodzi. Swoje tajemnice mają dla nas również pewne miejsca na samym początku tej drogi – choć przecież codziennie lustrujemy ten obszar przy okazji mycia zębów.

      Sekretne miejsce numer jeden mieści się w okolicy języka. Są to cztery małe punkciki. Pierwsze dwa znajdziemy na wewnętrznej stronie policzków, mniej więcej pośrodku, naprzeciwko górnego rzędu zębów. Po lewej i prawej stronie można tam wyczuć niewielkie wzniesienia. Wiele osób myśli, że powstały one w wyniku przypadkowego przygryzienia policzka, ale to nieprawda – u każdego człowieka wzgórki te znajdują się w tym samym miejscu. Pozostałe dwa znajdują się pod językiem, po prawej i lewej stronie wędzidełka. Z tych czterech miejsc wydobywa się ślina.

      Z gruczołów na policzkach ślina wypływa, gdy jest po temu odpowiedni powód – na przykład podczas jedzenia – a z otworków pod językiem wydostaje się przez cały czas. Gdybyśmy mogli zanurkować w głąb tych otworów i popłynąć pod prąd, dotarlibyśmy do dużych gruczołów ślinowych. To tam wytwarzana jest większość śliny – od 0,7 do 1 litra dziennie. Przesuwając palcem od gardła w kierunku szczęki, można wyczuć dwa miękkie okrągłe wzniesienia. Pozwolą Państwo, że dokonam prezentacji – to właśnie główne ślinianki (tzw. ślinianki podżuchwowe).

      Ponieważ odpowiedzialne za „ciągłe nawilżanie” punkty na języku znajdują się dokładnie na tyłach naszych dolnych siekaczy, nic dziwnego, że właśnie tam szczególnie szybko osadza się kamień nazębny. Ślina zawiera bowiem związki wapnia, których właściwym przeznaczeniem jest utwardzanie szkliwa. Jeśli jednak zęby poddawane są ich działaniu przez cały czas, zaczyna się dla nich „klęska urodzaju”. Pojedyncze cząsteczki, które niewinnie przepływają w pobliżu, zostają schwytane i zamienione w kamień. Problemem zresztą nie jest kamień sam w sobie, tylko jego szorstka powierzchnia. Bakterie odpowiedzialne za paradontozę czy próchnicę znacznie łatwiej przylegają do szorstkiego kamienia niż do zupełnie gładkiego szkliwa pokrywającego zęby.

      W jaki sposób związki wapnia trafiają do śliny? Otóż ślina to przefiltrowana krew. Proces odsączania odbywa się w śliniankach. Czerwone krwinki są podczas niego zatrzymywane, bo potrzebujemy ich w krwiobiegu, a nie w ustach. Z krwi do śliny przechodzą za to wapń, różne hormony i substancje wytwarzane przez układ odpornościowy. Dlatego też skład śliny odrobinę różni się u poszczególnych osób. Wykorzystując próbkę śliny, można nawet zbadać poziom określonych hormonów lub wykryć choroby układu odpornościowego. Gruczoły ślinowe wydzielają zresztą nie tylko wspomniane substancje (takie jak związki wapnia, odpowiedzialne za powstawanie kamienia), ale i na przykład środki przeciwbólowe.

      Tak, to nie pomyłka – w naszej ślinie znajduje się środek przeciwbólowy o działaniu wielokrotnie silniejszym niż morfina. Odkryto go dopiero w roku 2006 i nazwano opiorfiną. Oczywiście, wytwarzamy go tylko w niewielkich ilościach, ostatecznie nie chodzi przecież o to, by nasza własna ślina kompletnie nas otumaniła. Ale nawet w tak maleńkiej dawce środek ten jest bardzo potrzebny, bo nasza buzia to prawdziwy wrażliwiec! W żadnym innym rejonie ciała nie ma chyba tak wielu zakończeń nerwowych, jak tutaj – to dlatego wyczuwamy każde ziarenko piasku w sałacie, a najmniejsza pesteczka truskawki, która utkwi nie tam gdzie trzeba, działa nam na nerwy. Mała ranka, której pewnie w ogóle byśmy nie zauważyli, gdyby zrobiła się na łokciu, w ustach potwornie boli i wydaje się olbrzymia.

      A byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie zawarte w ślinie substancje przeciwbólowe! Ponieważ podczas przeżuwania wydzielamy je w zwiększonych ilościach, po jedzeniu zmniejsza się ból gardła, mniej bolą też drobne ranki w jamie ustnej. W tym celu niekoniecznie trzeba zresztą jeść – ten sam proces zachodzi bowiem już podczas żucia gumy. Opublikowane w ostatnim czasie wyniki kilku badań dowodzą, że opiorfina ma też właściwości antydepresyjne. Może więc znana metoda „zajadania smutków” naprawdę jest w pewnym stopniu skuteczna właśnie za sprawą śliny? Miejmy nadzieję, że dalsze badania nad bólem i depresją w najbliższych latach przyniosą na to pytanie odpowiedź.

      Ślina chroni wrażliwą jamę ustną nie tylko przed bólem, ale także przed nadmiarem złych bakterii. Do tego służą na przykład mucyny. To substancje śluzowe. Właśnie im zawdzięczamy możliwość puszczania ustami baniek przypominających te z mydła, co dostarczało nam w dzieciństwie fantastycznych wrażeń. Mucyny otaczają zęby i dziąsła ochronną „siatką”. Substancje te wystrzeliwane są z małych gruczołów ślinowych mniej więcej w taki sam sposób, jak pajęcze sieci z nadgarstka Spidermana. Gotowe do ataku bakterie utykają w sieci, a wtedy rozprawiają się z nimi inne znajdujące się w ślinie substancje o działaniu przeciw–bakteryjnym.

      Podobnie jak w przypadku zawartych w ślinie środków przeciwbólowych, również stężenie substancji antybakteryjnych nie jest przesadnie wysokie. W końcu zadaniem śliny nie jest laboratoryjna dezynfekcja organizmu. Mało tego, zgrana drużyna dobrych bakterii jest nam bardzo potrzebna. Niegroźne bakterie bytujące w jamie ustnej nie są więc całkowicie niszczone przez ślinę. Ich dobroczynna rola polega bowiem na zasiedlaniu obszarów, które w przeciwnym wypadku mogłyby zostać zajęte przez chorobotwórcze zarazki.

      Tkanka limfatyczna u nasady języka, zwana, od łacińskiego terminu tonsilla lingualis migdałkami językowymi

      Podczas snu wytwarzanie śliny niemal ustaje. To świetna wiadomość dla wszystkich namiętnych obśliniaczy poduszek – gdybyśmy również nocą produkowali tyle śliny, co w dzień, czyli 1–1,5 litra, nie byłoby miło się budzić. Jednak właśnie z powodu ograniczonego wytwarzania śliny nocą często odczuwamy rano ból gardła lub mamy nieświeży oddech. Osiem godzin skąpej produkcji śliny to dla bakterii w jamie ustnej najlepszy czas do ataku. Te bezczelne stworzenia mają wówczas znacznie większą swobodę. Wyłączenie „zraszaczy” utrudnia bowiem naszym błonom śluzowym w jamie ustnej i gardle skuteczną obronę.

      Dlatego tak ważne jest mycie zębów przed snem