jeszcze raz. Ze względu na Hannah, która będzie organizować prace społeczne dla Craiga. Jak wspomniałem poprzednio, jego bezpośrednim kuratorem jest… – zerka w papiery – Adam Bardsley.
Posyła mi sztuczny uśmiech, którego nie odwzajemniam.
– A zatem – odzywa się Hannah, przesuwając palcem po tablecie – czy przychodzą do pani nieletni?
– Nikt do mnie nie przychodzi – odpowiadam.
Lekko wierci się na krześle. Ludzie nigdy nie czują się swobodnie w mojej obecności. Jakby przypuszczali, że się czymś zarażą albo że nie zdołam nad sobą zapanować.
– Jak pani zdaniem Craig odnajdzie się w nowej rzeczywistości?
– Myślę, że państwo wiedzą to lepiej ode mnie.
Wymieniają spojrzenia.
– Przepraszam, nie chcę robić z siebie osoby nierozgarniętej. Po prostu widuję się z Craigiem zaledwie raz w tygodniu. A wy… to znaczy jego opiekunowie pracują z nim o wiele bliżej, jak mi się zdaje.
Hannah przechyla na bok głowę, nieco zaskoczona.
– Ale pani jest jego…
– Przypuszczam, że Hannah chce się zorientować – wtrąca Patrick – jak pani zdaniem Craig poradzi sobie z wrogością, z którą może się zetknąć po powrocie.
– Przypuszczam – powtarzam po nim – że nie dowiemy się, dopóki tego nie doświadczy.
Patrick marszczy brwi.
– Wolelibyśmy nie poruszać się po niepewnym gruncie. – On też wierci się na krześle. – To znaczy… jesteśmy zadowoleni z przebiegu resocjalizacji. Craig mówi otwarcie, że żałuje tego, co się stało. Czy z panią też o tym rozmawia?
– Ja… Craig wie, że zawsze go wysłucham.
Czekam, żeby sobie poszli. Nie pasują tu, elegancko ubrani, z poważnymi tytułami służbowymi. Jakby chcieli mnie oszukać.
Po piętnastu minutach wyczerpuje się lista spraw do omówienia i zaczyna się obchód mojego domu. Zostaję w salonie, słuchając ich kroków na piętrze. Po co wchodzą do mojej sypialni? Co spodziewają się tam zobaczyć? Potem idą do sypialni Craiga. Szykowałam ten pokój tygodniami. Przez lata stał nietknięty. Posprzątałam po rewizji, wiadomo, ale potem nie zaglądałam tam aż do zeszłego roku, kiedy zaczęto mówić o zwolnieniu warunkowym.
Usunęłam jego ubrania z szafy – i tak byłyby teraz za małe. Wyniosłam telewizor. Nie chcę, żeby tam przesiadywał, jak dawniej.
Dzwoni telefon w holu.
Wstaję i kręcę się po salonie. Jeżeli odbiorę, ci na górze będą mnie słyszeć. Nie lubię być podsłuchiwana, gdy rozmawiam przez telefon. Ten dom ma cienkie ściany.
W końcu idę odebrać. To na pewno telemarketer – nikt inny do mnie nie dzwoni.
– Halo?
Spodziewam się usłyszeć automat.
– Dzień dobry. Tu Luke z „Chronicle”. Możemy porozmawiać? Ma pani chwilę?
– Ja… Nie. Jest tu kilka osób.
Bez słowa pożegnania odkładam słuchawkę na widełki. Trzęsą mi się ręce. Najchętniej osunęłabym się na podłogę i zwinęła w kłębek. Tak bym zrobiła, gdyby nikogo tu nie było.
Nie sądziłam, że ten reporter znowu się odezwie – co u niego, nadal pracuje w gazecie? Utknął tu, jak my wszyscy.
A więc dziennikarze już wiedzą. Niedługo dowie się cała reszta. I wszystko zacznie się od nowa.
4
Kiedy zamykam oczy i myślę o Lucy, czuję zapach jej skóry. Węch to najsilniejszy zmysł: wystarczy lekki powiew, a natychmiast wracają wspomnienia. White Musk nazywały się te perfumy, tak powiedziała. Później znalazłem je w jednym z tych odlecianych sklepów… kupiłem kilka buteleczek.
Śliczna Lucy.
Pamiętam naszą pierwszą randkę. Poszliśmy do kina na Poznaj mojego tatę… Wniosłem na salę trochę wódki, w butelkach po wodzie gazowanej. Mało interesował mnie ten film. Zważywszy na tytuł, czy to nie ironia losu, że Lucy nie chciała przedstawić mnie swojemu tacie?
Ironia losu, dziś znam już takie wyrażenia. Przeczytało się parę książek.
Tamtego wieczoru była małomówna. Od dawna chciałem się z nią umówić. Najpierw zwróciła uwagę na niego, to jasne. Wszystkie to robią, ale z niewłaściwych powodów. On wolał myśleć, że może wśród nich przebierać – łudził się, tępy gnojek.
Kobiety. Teraz tak muszę o nich mówić. Już nie jestem chłopcem, mamo.
Założę się, że on poznał jej rodziców. Obleśny skurwiel. Wszędzie wlezie, jak świnia do koryta.
W końcu wylądowaliśmy z Lucy w moim aucie. Miałem wtedy starego grata. Usiedliśmy z tyłu. Powiedziałem, że specjalnie dla niej nagrałem taśmę.
„Nie powinieneś nic mi dawać”, oświadczyła.
„Dlaczego nie? Kocham cię”.
Prosta sprawa. Tak było.
„Wcale mnie nie kochasz”, odparła.
„Masz taką miękką skórę”, powiedziałem, gładząc ją palcem po policzku.
Przechyliła głowę w stronę mojej ręki, jakby nikt nigdy jej nie dotykał, choć bardzo tego pragnęła, niczym kociak, gdy się go drapie za uszami.
„Dzięki”, szepnęła.
Tak mi się przynajmniej wydawało.
Rozbłysły jej oczy – wiedziała, czego chce.
Wodziłem palcem po jej ustach, po szyi, dotknąłem piersi, nakryłem dłonią sutek. Westchnęła i lekko odchyliła się w tył.
Och, moja śliczna Lucy.
Sądziłem, że jest nieśmiała, ale tak nie było. Pocałowałem ją w szyję, potem niżej i niżej.
Po dwudziestu minutach rozmyśliła się.
„Więc jednak ci się nie podobam?”, zapytałem.
„O co ci chodzi?”
„Nie możesz tak mnie podpuszczać, Lucy”.
„Nie chciałam… Nie zrobię tego. To nie w porządku”.
Och, Lucy.
Lucy, Lucy, Lucy.
Zawsze będę pamiętał, jak wydałaś ostatnie tchnienie, jak z każdą minutą stygła twoja skóra. Na pewno nie chciałabyś się zestarzeć – mając taką twarz, piękną, gładką. Wyświadczyłem ci przysługę.
Zeszłaś z tego świata nieskalana. No, prawie.
Nie potrwa to zbyt długo. Wkrótce znajdę inną, podobną do ciebie.
Dziewczyn takich jak Lucy jest na pęczki.
5
Luke
Kiedy Luke delikatnie puka do drzwi frontowych, ma jakieś przyprawiające go o mdłości skurcze żołądka. Z nerwów czy z głodu? Dlaczego on w ogóle pracuje w tym zawodzie? Sięgając w niedaleką przeszłość, nie pamięta takiego ranka, żeby wyszedł z domu bez obaw, co przyniesie dzień. Najgorsze są poniedziałki. Chociaż również w piątki przynajmniej