i krótkiej chorobie zostawiła ludzkość bardzo odmienną od tej, jaką zastała. Wiadomości miały od dawna nagrane klepsydry i wspominki, gotowe do wyemitowania na wszystkie tysiąc trzysta układów odziedziczonych przez ludzkość. Paski na ekranach i nagłówki były pełne hiperboli: Ostatnia królowa Ziemi, Śmierć tyranki czy Ostatnie pożegnanie Avasarali.
Niezależnie od ich treści wszystkie mocno dotykały Holdena. Nie potrafił sobie wyobrazić świata, który nie będzie się uginał przed wolą staruszki. Nawet gdy na Lakonię dotarły potwierdzenia raportów, Holden wciąż gdzieś w głębi duszy wierzył, że ona jednak jeszcze żyje, złoszcząc się i klnąc, wbrew wszelkim ograniczeniom siłą woli próbując nagiąć historię, by choć o ułamek stopnia oddalić ją od potworności. Zanim pozwolił sobie w to uwierzyć, minął prawie miesiąc od chwili, gdy pierwszy raz usłyszał tę wiadomość. Chrisjen Avasarala nie żyje.
Ale to nie oznaczało jej końca.
Zanim interweniował Duarte, jej państwowy pogrzeb zaplanowano na Ziemi. Czas rządów Avasarali jako sekretarz generalnej Organizacji Narodów Zjednoczonych był kluczowym okresem historii i jej zasługi – nie tylko dla swej planety, ale i całej ludzkości – sprawiły, że zasłużyła sobie na honorowe miejsce w dziejach, które nigdy nie zostanie zapomniane. Wysoki konsul Lakonii uznał za właściwe, by jej doczesne szczątki spoczęły w samym sercu nowego imperium. Pogrzeb odbędzie się w Budynku Rządowym. Zostanie wzniesiony monument na jej cześć, by nigdy nie została zapomniana.
Przemilczano ten kawałek, w której Duarte był współwinny niezwykłej rzezi na Ziemi, stanowiącej podstawę kariery Avasarali. Historię jak zwykle spisywali zwycięzcy. Holden był prawie pewien, że choć wzmianki o tym nie pojawiły się w komunikatach prasowych i kanałach informacyjnych, wszyscy pamiętają, że w tamtych czasach stała z Duartem po przeciwnych stronach barykady. A jeśli nawet nikt inny nie pamiętał, to on tak.
Mauzoleum – jej mauzoleum, ponieważ jeszcze nie było nikogo o równie wielkich zasługach, by je z nią dzielić – wzniesiono z białego kamienia wypolerowanego z mikronową precyzją. Ceremonię zakończono, wielkie drzwi zamknięto. Centralny panel północnej ściany struktury wypełniał portret Avasarali. Wytrawiono go w kamieniu z datami urodzin i śmierci oraz kilkoma wersami nieznanego mu wiersza. Setki krzeseł ustawionych wokół podium, z którego przemawiał kapłan, były już w połowie puste. Ludzie przybyli tu z całego imperium, a teraz, skoro już się tu znaleźli, przeważnie zebrali się w grupki z osobami, które znali. Trawa rosnąca wokół krypty nie była podobna do tej na Ziemi, ale zapełniała tę samą niszę ekologiczną i zachowywała się na tyle podobnie, by nazywali ją trawą. Powiewy wiatru były ciepłe. Mając pałac za plecami, Holden pomyślał, że może odmaszerować w dzikie rejony za terenem pałacu i odejść, dokąd tylko zechce.
Miał na sobie ubranie o kroju lakońskiego munduru wojskowego, niebieskie z rozłożonymi skrzydłami wybranymi przez Duartego na imperialny herb. Kołnierz był wysoki i sztywny, drapał mu skórę z boku szyi. Miejsce na insygnia stopnia zostało puste, co najwyraźniej było symbolem szanowanego więźnia.
– Uda się pan na przyjęcie, sir? – zapytał gwardzista.
Holdena zaciekawiło, jak wyglądało drzewko eskalacji na wypadek odmowy. Gdyby uznał, że jest wolnym człowiekiem i odmówił gościnności pałacu. Niezależnie od procedur nie miał wątpliwości, że zostały spisane i przećwiczone, a jemu wcale by się nie podobały.
– Za chwilę – odpowiedział. – Chciałem tylko… – Machnął ręką w stronę grobowca, jakby nieuchronność śmierci była czymś w rodzaju uniwersalnej przepustki. Przypomnieniem, że wszelka ludzka władza jest tymczasowa.
– Oczywiście, sir – odparł gwardzista i ukrył się w tłumie.
Choć Holden nie miał wrażenia, że jest wolnym człowiekiem. „Dyskretnie ograniczany” to najlepsze, na co mógł liczyć.
Na podłodze mauzoleum stała kobieta i patrzyła w górę na portret Avasarali. Miała na sobie jaskrawoniebieskie sari o barwie na tyle zbliżonej do kolorów Lakonii, by świadczyła o uprzejmości, a równocześnie dostatecznie różnej, by jednoznacznie zakomunikowała jej nieszczerość. Choć nie wyglądała podobnie do babki, jednoznacznie identyfikowało ją emanujące z niej równocześnie subtelne i oczywiste „pierdol się”. Holden podszedł do niej.
Skórę miała ciemniejszą niż Avasarala, ale kiedy zerknęła na niego, kształt oczu i wąski uśmiech wyglądały znajomo.
– Bardzo mi przykro z powodu pani straty – odezwał się Holden.
– Dziękuję.
– Nie przedstawiono nas sobie. Jestem…
– James Holden – dokończyła kobieta. – Wiem, kim pan jest. Nani wspominała o panu.
– Ach. Cóż, musiało to brzmieć bardzo ciekawie. Nie zawsze patrzyła na świat w taki sposób, jak ja.
– Owszem, różniliście się. Jestem Kajri, ale ona mówiła na mnie Kiki.
– Była niezwykłą kobietą.
Przez dwa oddechy milczeli wspólnie. Powiew powietrza sprawił, że tkanina sari Kajri załopotała jak flaga. Holden zamierzał się wycofać, gdy znów się odezwała.
– Nienawidziłaby tego – stwierdziła. – Zaciągnięta do obozu wrogów i wychwalana teraz, gdy nie może już ich ścisnąć za jaja. Przechwycona, gdy tylko nie może się już opierać. W tej chwili, podłączając do niej turbinę, można by zasilić miasto, tak szybko obraca się w grobie.
Holden wydał z siebie cichy dźwięk, który można było uznać za zgodę.
Kajri wzruszyła ramionami.
– A może nie. Mogłaby to uznać za zabawne. Z nią nigdy nie byłam niczego pewna.
– Dużo jej zawdzięczam – rzucił Holden. – Nie zawsze zdawałem sobie wtedy z tego sprawę, ale robiła, co mogła, żeby mi pomóc. Nigdy nie miałem okazji jej podziękować, choć… Właściwie to miałem, ale z niej nie skorzystałem. Jeśli mógłbym coś zrobić dla pani albo rodziny…
– Nie wydaje się, by był pan na pozycji umożliwiającej wyświadczanie przysług, kapitanie Holden.
Holden obejrzał się na pałac.
– No tak, ostatnio nie jestem u szczytu formy. Ale i tak chciałem to powiedzieć.
– Doceniam pańskie dobre chęci – zapewniła Kajri. – I z tego co słyszałam, zdołał pan zdobyć pewne wpływy? Więzień z dostępem do ucha imperatora.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Owszem, dużo mówię, ale nie jestem pewien, czy ktoś tego słucha. Oczywiście poza ochroną. Zakładam, że słuchają wszystkiego.
Zaśmiała się i był to cieplejszy, bardziej współczujący dźwięk, niż się spodziewał.
– Nie jest łatwo, gdy nie ma się w życiu niczego tylko dla siebie. Dorastałam ze świadomością, że wszystko, co zrobię, będzie monitorowane, katalogowane, rejestrowane i oceniane pod kątem zagrożenia dla mnie i rodziny. Gdzieś w archiwach wywiadu są zapisy dat wszystkich moich okresów.
– Z jej powodu? – zapytał Holden, kiwając głową w stronę grobowca.
– Z jej powodu. Ale dała mi też narzędzia, żeby sobie z tym poradzić. Nauczyła nas używania wszystkich wstydliwych elementów naszego życia jako broni do upokarzania ludzi, którzy chcieliby nas umniejszać. Wie pan, na tym polega tajemnica.
– Jaka tajemnica?
Kajri się uśmiechnęła.
– Ludzie z władzą nad panem też są słabi. Srają, krwawią i martwią się, że ich dzieci już ich nie kochają. Wstydzą się głupich rzeczy robionych w młodości, o których zapomnieli już wszyscy inni. I przez to są podatni na ataki. Wszyscy definiujemy