Ghar zgłosiła odkrycie olbrzymiej sieci podziemnych krystalicznych jaskiń i zbierano specjalną komisję naukową w celu określenia, czy to kolejny artefakt obcych, czy też coś, co naturalnie powstało na planecie. Główny wokalista Tuva T.U.V.A. przesłał swoje nagie zdjęcia niepełnoletniemu fanowi i władze prowadziły śledztwo. Lakoński Dyrektoriat Naukowy informował o potencjalnie przełomowym odkryciu przy badaniu martwych układów: znaleziono olbrzymi zielony diament, który zdaniem ekspertów mógł zawierać nagrania, w razie odczytania których ludzkość poznałaby historię gatunku twórców wrót pierścieni.
Informacja o tym, że w układzie Sol zostały zniszczone dwie lakońskie fregaty i transportowiec przewożący ważnego oficera politycznego, nie pojawiła się absolutnie nigdzie.
A przynajmniej nigdzie tam, gdzie mógł sprawdzić bez przeszukiwania indeksów kanałów wiadomości. A ponieważ Saba dostał z dobrych źródeł informację, że Lakonia uważnie kontrolowała słowa kluczowe, Aleks musiał się ograniczyć do przeglądania w nadziei, że na coś trafi. Cokolwiek. Ale…
– Owszem – potwierdził. – Ani słowa.
Caspar oderwał kawałek chleba i zgarnął nim trochę tagine.
– Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
– Kiedy byłem w twoim wieku – odpowiedział Aleks – byłoby to na wszystkich kanałach. Ziemia i Mars wydałyby oficjalne komunikaty, a osiemnaście poważnych kanałów analizowałoby każde wypowiedziane przez nich słowo z różnych perspektyw. Pas miałby tysiąc pirackich stacji, z których ze dwadzieścia przyznałoby się do zrobienia tego, a przynajmniej jedna twierdziłaby, że to spisek jezuitów.
Caspar wyszczerzył się w uśmiechu. Zżółkł mu jeden ząb, czego Aleks wcześniej nie zauważył.
– Mówisz to tak, jakbyś za tym tęsknił, dziadku.
Aleks pytająco podniósł wzrok. Caspar zmarszczył się komicznie i przybrał przesadny akcent z Marsa.
– Kiedy byłem w twoim wieku, musieliśmy każdego ranka robić własną wodę od zera, a w dolinie Marinera krążyły dinozaury.
Aleks poczuł ukłucie irytacji, ale odsunął je od siebie i zareagował śmiechem.
– Przynajmniej było trochę różnorodności. – Machnął w stronę stołowego ekranu wyświetlającego wiadomości. – Wszystko tutaj wygląda tak, jakby zostało skontrolowane przez jakiegoś urzędasa na Lunie. Wszystko brzmi tak samo.
– Pewnie było.
– Właśnie – zgodził się Aleks, wyłączając ekran. – Pewnie było.
Caspar przeciągnął się jak kot budzący się z drzemki i stuknął w monitor. Ekran znowu się obudził, tym razem wyświetlając interfejs restauracji.
– Możemy się podzielić – zasugerował Aleks.
– Ty zapłacisz następnym razem – odpowiedział Caspar. – Zresztą. Przecież to i tak nie są prawdziwe pieniądze, co nie?
Załoga Burzy miała na Kalisto fałszywe tożsamości wygenerowane przez podziemie i wprowadzone do systemu, włącznie z danymi biometrycznymi i kontami bankowymi. Życie ze świadomością, że wszystko może w każdej chwili się rozpaść, nie było szczególnie przyjemne. Fałszywe dane Aleksa mogły zostać w każdej chwili odkryte, gdyby lakoński system ochrony podniósł alarm. Dzisiejszy wieczór i resztę życia mógł spędzić w więziennej celi. Wszystko mogło się w każdej chwili rozpaść.
Choć w zasadzie było to prawdą przez cały czas, po prostu teraz trudniej było o tym zapomnieć.
– Spotykam się z kimś z załogi technicznej na trzecim poziomie. Mają tam bar z występami komediowymi i zniżką na whisky. Dość karaoke, a taki śliczny chłopak jak ja może nawet znaleźć kogoś, kto zabierze go na noc do domu.
– Wypij jednego za mnie i nie popełnij żadnych błędów, których będziesz żałował jutro rano – odpowiedział Aleks, podnosząc się z poduszki. – Ja też mam trochę rzeczy do zrobienia.
– W porządku – rzucił Caspar. – Do zobaczenia następnym razem.
Rozstali się na korytarzu. Caspar skierował się do przejścia prowadzącego głębiej pod powierzchnię księżyca, a Aleks skręcił w lewo, w stronę doków i maleńkich pokoi dla ludzi schodzących ze statków. Takich jak on. Szedł z rękami wciśniętymi głęboko do kieszeni kombinezonu i wzrokiem spuszczonym na ziemię przed sobą, unikając kontaktu wzrokowego z ludźmi wędrującymi tymi samymi korytarzami. Dotarł do rozwidlenia z rzeźbą ze szczotkowanej stali, która wyglądała, jakby nie wiedziała, czy ma przedstawiać człowieka, czy prom transportowy. Powyżej na ekranie wypisano stanowiska wszystkich statków. Wszystkich oprócz jego.
Kiedy Aleks był jeszcze chłopcem na Marsie, jego dziadek stryjeczny Narendra przyjechał zamieszkać z rodziną przez tydzień, na czas remontu swojego domu w Innis Shallows. Aleks wciąż pamiętał dziadka stryjecznego wędrującego korytarzami Bunker Hill ze spokojnym, rozbawionym wyrazem twarzy, podczas gdy on i Johnny Zhou wyjaśniali mu szczegóły gry, którą się zajmowali. Czuł teraz na swojej twarzy ten sam wyraz.
Może było to coś, co powtarzało się w każdym pokoleniu, to poczucie oderwania. Mógł to być efekt tego, jak ludzkie umysły przyczepiają etykietkę „normalności” do tego, czego doświadczyli najpierw, a potem jeżyli się na wszystko późniejsze, co nie było dostatecznie podobne. A może zmiana wprowadzona przez lakoński podbój była faktycznie odmienna od wszystkiego, co było wcześniej. Tak czy tak, stocznie Kalisto nie sprawiały już wrażenia układu Sol, a przynajmniej nie takiego, jaki znał Aleks. Czuł się jak podczas pierwszych dni pod rządami Lakonii. Doskwierało mu poczucie kruchości i lęku, jak dzwonienie w uszach, które nie chce ustąpić. Amos mawiał, że wszędzie jest Baltimore. To nie było już prawdą. Teraz wszędzie była Medyna.
Jego trumnowe mieszkanie mieściło się blisko portu. Był to jeden z większych modeli, mający nieco ponad metr wysokości, dzięki czemu mógł w nim siedzieć. Materac był stary, wypełniony żelem z pryczy przeciążeniowej z recyklingu, a ściany i sufit zrobiono z warstw szkła i siatki z zatopionym oświetleniem, tworząc złudzenie głębi sięgającej pod powierzchnię. Aleks wpełzł do środka, zamknął drzwi i ułożył się możliwie wygodnie. Miał kilka nowych programów rozrywkowych, które zamierzał sprawdzić. Przez lata stał się ekspertem w zakresie thrillerów kryminalnych w stylu neo-noir, a na Ceres jeszcze przed przybyciem Lakończyków kręcono programy, w których stosowano montaż Pilkeya, prowadzący do ciekawych efektów. Choć zastanawiał się, czy zalogowanie przez system trumny mogło naruszyć jego fałszywą tożsamość. Jeśli Lakonia wiedziała dość o Aleksie Kamalu, by powiązać lubiane przez niego filmy, rodzaj ulubionego jedzenia, sposób chodzenia i wszelkie inne pozostawione przez niego dane, czy zdoła zedrzeć maskę otrzymaną od Saby? Czy jeśli będzie za bardzo sobą, skieruje to pod jego drzwi siły bezpieczeństwa? Czy miało sens oglądanie czegoś popularnego i zwykłego, trzymając się środka stada?
Wywołał swój profil w systemie trumny. Czerwona ikona informowała o prywatnym połączeniu z Burzy. Była pewna ironia w fakcie, że bardziej martwił się możliwością schwytania przez Lakonię z powodu oglądania przez niego pewnego typu programów rozrywkowych niż tego, że zdradzi go szyfrowana łączność z podziemiem. Ale tak już było. Wchodząc w ten interes, podjął decyzję o zaufaniu kierowanym przez Sabę starym technikom SPZ. Teraz nie miało sensu rozważanie jej słuszności. Otworzył wiadomość i z ekranu popatrzył na niego syn.
– Cześć, tatku – powiedział Kit z uśmiechem kojarzącym się z Giselle. Chłopak był dużo bardziej podobny do matki niż do niego. Bogu dzięki. – Dziwnie jest usłyszeć coś od ciebie tak szybko. Jesteś w układzie? To znaczy nie mów. Wszyscy wiemy, że musimy zachować tajemnicę, ale wiesz. Sytuacja w tym semestrze wygląda świetnie. Dostaję najwyższe oceny na trzech z moich kursów i…