Laurelin Paige

Perwersyjna miłość. Kuszący duet. Tom 2


Скачать книгу

_07a80428-13a4-5c8e-956f-033b72a93e51.jpg" alt="Okładka"/>

      Prolog

      Przysunęłam szklankę szkockiej do ust i upiłam kolejny łyk. W tle znowu leciała piosenka Frou Frou, puszczana z aplikacji Spotify na moim telefonie. Ile razy będę jej jeszcze słuchać na zapętleniu? Jeśli istniał jakiś limit, to ja już się do niego zbliżałam.

      Przycisnęłam policzek do okna w swojej sypialni i przyjrzałam się pustej ulicy na dole. Szyba była chłodna, wyraźnie kontrastowała z palącym mnie w piersi alkoholem. Zima nadeszła akurat w Święto Dziękczynienia. Kilkoro ludzi, którzy wyszli o tak późnej porze, opatuliło się szalikami, przywdziało rękawiczki i naciągnęło czapki na uszy.

      Ja jednak wciąż nie miałam wystarczająco dużo zimowej odzieży. W L.A. nie musiałam nosić ciepłych rękawiczek, a w Nowym Jorku byłam dopiero od września. Siostra już mi o to truła tyłek, gdy przyjechała do mnie wcześniej tego wieczora, więc na jutro zaplanowała nam wypad na zakupy.

      Niedługo moja szafa zostanie uzupełniona, już Audrey o to zadba. W ciągu jednego wieczora zdążyła przemeblować mi salon i powyjmować zdjęcia w ramce i bibeloty, których ja do tej pory nawet nie rozpakowałam.

      Szkoda, że siostra nie może zająć się moim wnętrzem z taką łatwością, z jaką zajmowała się moim otoczeniem.

      Nie, to ja muszę ogarnąć ten bajzel.

      Wróciłam myślami do rozmowy, którą odbyłam z Audrey, zanim zasnęła w moim pokoju gościnnym.

      – Zamierzasz wnieść oskarżenie? – zapytała.

      – Nie chcę tego robić. – Chciałam wyjaśnienia. Potwierdzenia teorii. Nie chciałam zwiększać dystansu między nami.

      Właściwie w ogóle nie chciałam, by między nami był jakiś dystans.

      Uśmiechnęła się, jakby to rozumiała i nie potrzebowała dodatkowych wyjaśnień. I może tak było – w końcu była moją siostrą.

      – A więc zamierzasz lecieć do Francji. Chcesz go zmusić, by powiedział ci, co jest grane.

      – On nawet na to nie zasługuje. Może sobie uciekać, ile chce. Ja nie zamierzam go gonić. Mam do siebie wystarczająco szacunku, by tego nie robić.

      – I dobrze. Ja też cię szanuję. – Zaśmiała się. – I w sumie gonienie za kimś, kto stalkował cię przez dziesięć lat, nie jest chyba najlepszym pomysłem.

      – Chyba nie.

      Tak naprawdę nie martwiłam się nim. Fakt, był niebezpieczny. Dla mnie. Ale nie zraniłby mnie. Nie w taki sposób. Nie tak, żeby inni to dostrzegli.

      – Coś wymyślisz – powiedziała ostatecznie. – Jak zawsze.

      Już wiedziałam, co muszę zrobić. Tylko… musiałam zebrać się na odwagę..

      Upiłam kolejny łyk szkockiej. I znowu przesłuchałam tę starą piosenkę.

      Tym razem jednak, gdy się skończyła i nastała cisza, odłożyłam szklankę i sięgnęłam po telefon. Wyłączyłam muzykę, weszłam w kontakty i zadrżałam lekko, odnalazłszy jego nazwisko.

      Minęły dwa tygodnie. Nie musiałam robić tego w tej chwili.

      Ale z drugiej strony – można i teraz.

      Zacisnęłam przycisk „połącz” i czekałam.

      Jeden sygnał. Drugi. Tutaj było tuż po północy. On pewnie właśnie się obudził. Kolejny sygnał. Czy był teraz sam? I jeszcze jeden.

      I wtedy usłyszałam jego głos.

      A właściwie pocztę głosową. Właściwie nie spodziewałam się, że odbierze, a poza tym łatwiej zostawić wiadomość.

      Mimo to czułam się lekko rozczarowana. Jakby jakaś mała część mnie miała nadzieję, że po zobaczeniu mojego imienia na wyświetlaczu on odbierze od razu. Czy gdyby to on dzwonił, to odebrałabym natychmiast?

      Może nie.

      Najpewniej nie.

      Rozległo się piknięcie, które wytrąciło mnie z równowagi. Ale ja już wiedziałam, co chcę mu powiedzieć.

      – Donovanie, to ja. Wiem o teczce, którą na mnie masz. Powinniśmy porozmawiać.

      Jeden

      Nikogo tu nie ma – stwierdziła Audrey po wyjściu z mojego gabinetu.

      Był poniedziałkowy wieczór, a ogarnięcie wszystkiego po tak napiętym popołudniu zajęło mi więcej czasu, niż planowałam. Już i tak dopięcie wszystkiego w ciągu tak krótkiego, z powodu świąt, tygodnia pracy nie było łatwe. A przez wizytę siostry stracę cały weekend – zazwyczaj ten czas spędziłabym za biurkiem.

      Od przyjazdu Audrey minęły już trzy dni.

      Trzy dni, odkąd zostawiłam Donovanowi wiadomość.

      I od trzech dni nie oddzwonił.

      Ale nie zamierzałam o tym myśleć. Albo raczej – bardzo starałam się o tym nie myśleć. Starałam się nie pokazać, jak bardzo mnie to zabolało.

      Dzięki pracy miałam na czym skupić uwagę. A Audrey jeszcze lepiej odciągała moje myśli od tego tematu.

      – Kiedy tu przyjechałaś, niemal dochodziła piąta – powiedziałam, zamykając za sobą drzwi biura. Na szczęście miasto oferowało wiele atrakcji, więc miała się czym zająć, gdy ja pracowałam. To będzie cud, jeśli uda jej się zaliczyć chociaż część zaplanowanych atrakcji przed powrotem do szkoły w niedzielę. Mimo że miała na tej swojej liście wiele ekscytujących rzeczy, to udało mi się ją przekonać, by wstąpiła do mojego biura, bym mogła ją oprowadzić.

      Albo raczej bym mogła się pochwalić.

      Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar.

      – To było godzinę temu. Teraz większość ludzi już wróciła do domu.

      – Zawsze kończysz tak późno? – zapytała oskarżycielsko.

      – Zazwyczaj tak.

      Przemilczałam to, że dzisiaj siedziałyśmy w biurze tak długo, bo ona musiała mi opowiedzieć ze szczegółami o wycieczce busem, w której brała udział kilka godzin wcześniej.

      Siostra skrzyżowała ręce na piersi i zgromiła mnie spojrzeniem.

      – Pracoholiczka.

      Przewróciłam oczami.

      – Ty też jesteś pracoholiczką. Tylko twoja praca jest bardziej artystyczna, więc można to uznać za hobby. Chodź. – Wrzuciłam klucze do torebki i założyłam ją na ramię. – Oprowadzę cię.

      Podążyła za mną do głównego holu. Z przyzwyczajenia spojrzałam w ciemny korytarz prowadzący do gabinetu Donovana. Poczułam ukłucie bólu w piersi. Poprowadziłam siostrę w przeciwnym kierunku, do ogromnej otwartej przestrzeni na piętrze kadry zarządzającej. Normalnie warto by było wspomnieć o sięgających od podłogi do sufitu oknach, ale słońce już zaszło i ekipa sprzątająca wyłączyła światła, więc szyby były czarne.

      Dalej w korytarzu paliła się lampa, więc zaprowadziłam nas w tamtą stronę.

      – Roxie! – krzyknęłam, kiedy natknęłyśmy się na asystentkę mojego szefa, zbierającą rzeczy ze swojego biurka. – Pracujesz o tej godzinie?

      – Właśnie wychodziłam. Przyłapałaś mnie. – Zerknęła na Audrey, odłożyła torebkę i wyciągnęła dłoń. Przedstawiła się, zanim ja zdążyłam to zrobić. – Słyszałam o tobie same dobre rzeczy. Sabrina jest bardzo dumna ze swojej siostry.

      – Dziękuję. Miło cię poznać – odparła Audrey, próbując nie okazać zdziwienia obcesową otwartością Roxie.

      – Jesteście do siebie podobne – zauważyła Węgierka, przyjrzawszy nam się. – Ciemna i jasna wersja.

      Audrey i ja