Jak czekolada i wanilia – potwierdziła Audrey. – Całe my.
– Jest Weston? – zapytałam i skinęłam głową w stronę gabinetu znajdującego się za Roxie. Drzwi wciąż były otwarte, a światła się paliły, ale nie widziałam go za biurkiem.
– Nie, ale powinien zaraz wrócić. Możesz poczekać na niego. – Roxie zapięła płaszcz i wzięła torebkę. – Ma dzisiaj humor. Nie przeszkodzi mu.
Pożegnałyśmy się, a po odejściu Roxie szybko zaprowadziłam Audrey do przestronnego narożnego gabinetu Westona. Zgasiłam za nami światła.
Efekt był natychmiastowy.
– Chryste Panie na dmuchanym bananie! – krzyknęła Audrey. – Ale czad! – Podbiegła do najbliższej szklanej ściany i wyjrzała na miasto. – To nieskończone morze światełek! Idę o zakład, że za dnia widać wszystko.
– Nie wszystko, ale sporo. – Stałam za siostrą, obserwując ją z uśmiechem. Ja kiedyś podobnie zareagowałam na ten widok. To było porywające doświadczenie, ale nie tylko przez to, że tak wiele mogłam stąd zobaczyć, lecz dlatego, że w końcu czułam się, jakbym znajdowała się na szczycie świata.
A potem wszedł Donovan i mój nowy świat zawirował. Przypomniał mi, że najpierw to był jego świat.
Nieważne. Teraz był mój. Jego tu nie było, ale ja – tak. I nigdzie się nie wybierałam.
Audrey nachyliła się w stronę szyby.
– Jeśli to nie jest wszystko, to jesteś zbyt zachłanna. To imperium! Dlaczego ten gabinet nie należy do ciebie?
– Niedługo będzie – odezwał się za mną baryton Westona. – Bo Sabrina wykonuje niezłą robotę.
Przewróciłam oczami, gdy on stanął obok mnie.
– Och, daj spokój.
Weston zmarszczył brwi, jakbym go obraziła.
– Mówię poważnie. Twoje nazwisko jest pierwsze na krótkiej liście moich potencjalnych zastępców, w razie gdybym odszedł.
Weston lubił słodzić. Wszystkie rozsądne kobiety o tym wiedziały. Mimo to komplement miło mnie połechtał, chociaż wolałabym usłyszeć coś innego.
– Ty nigdy stąd nie odejdziesz – rzuciłam lekceważąco. – Nie masz nic przeciwko temu, że tu jesteśmy, prawda? Pokazywałam siostrze widoki. To jest Audrey.
Jaśniejsza i młodsza wersja mnie już przestała skupiać się na widoku za oknem i teraz skradała się w naszą stronę, trzymając ręce za plecami.
– Niech zgadnę. Ty jesteś Weston.
Weston włożył ręce do kieszeni i dumnie uniósł głowę.
– A więc opowiadałaś jej o mnie.
– Jesteśmy ze sobą blisko.
Z obawą obserwowałam, jak Audrey okrąża mojego szefa, mierząc go wzrokiem. Doskonale wiedziałam, że nie patrzy na niego przez pryzmat mojego szefa, co i tak byłoby żenujące. O nie, ona próbowała odgadnąć, co w nim takiego było, że na początku roku spędziłam w jego łóżku cały weekend.
W sumie to było oczywiste – niebieskie oczy, blond włosy, zbudowany jak trener personalny, a nie jak dyrektor generalny. Zdecydowanie było na co popatrzeć. Do tego był czarujący i inteligentny – nic więc dziwnego, że majtki mi spadły.
– Nieźle – oceniła. – Wow. Naprawdę nieźle – dodała, kiedy spojrzała na niego od tyłu. – Dobra robota, siostrzyczko.
Weston wytrzeszczył oczy.
– Och, a więc rzeczywiście jej o mnie opowiadałaś. – Przeniósł uwagę na moją siostrę. – Może Sabrina nie miała okazji ci powiedzieć, że jestem teraz z kimś innym. Zaręczyłem się.
– To były zaręczyny na niby – poprawiła go Audrey.
Weston obrócił głowę i spiorunował mnie wzrokiem.
– A więc powiedziałaś jej dosłownie wszystko. Wow.
– Audrey! – Spiekłam raka. – Ona nikomu nie powie. Obiecuję. – Przeniosłam karcące spojrzenie na siostrę. – To miał być sekret.
Zaręczyny Westona z Elizabeth Dyson i ich zbliżające się wesele były tylko układem, który pozwoli jej dobrać się do pieniędzy z funduszu powierniczego, a Reach Inc., nasza firma, zyska dostęp do firmy marketingowej we Francji, której ona jest właścicielką. Po ślubie, gdy Elizabeth dostanie swoje pieniądze, sprzeda nam firmę, a ona i Weston się rozwiodą.
A przynajmniej tak przedstawiał się plan.
I rzekomo dlatego Donovan był teraz we Francji – by ułatwić nam fuzję. Tylko ja i Weston wiedzieliśmy, że tak naprawdę to była tylko wymówka, by przede mną uciec.
Niewielu ludzi wiedziało o tym fikcyjnym małżeństwie – tylko Elizabeth, pięciu facetów będących właścicielami Reach i ja, a teraz również moja siostra.
Weston zachichotał.
– W porządku. No, chyba że w tajemnicy jesteś szpiegiem Dysona, co?
Audrey uniosła brew.
– Nie jestem.
– W takim razie nie ma problemu. Poza tym to już nie są udawane zaręczyny. A przynajmniej to nie jest udawany związek.
Siostra uniosła brwi i spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem.
– Tego jeszcze nie słyszałam.
– Weston i Elizabeth naprawdę się polubili. No i proszę, teraz zadowolona? – Nie dałam jej czasu na odpowiedź. – To nie miało ze mną nic wspólnego, więc cię nie wtajemniczyłam – dodałam bez cienia skruchy.
Poza tym rozmawianie z kimś, kto szczęśliwie znalazł miłość, gdy moje serce cierpiało, nie było niczym przyjemnym.
Audrey klasnęła w dłonie.
– Oczywiście, że jestem zadowolona. Uwielbiam dobrze dobrane pary! Opowiedz nam coś jeszcze, Westonie.
– Elizabeth wyjechała dzisiaj do swojej babci na Święto Dziękczynienia – powiedział do mnie pomimo zainteresowania Audrey. – Zamierzam dołączyć do niej w środę wieczorem i wtedy odstawimy całą tę szopkę, ale ja jestem w stanie myśleć tylko: „Poznam jej babcię”. To najważniejsza osoba w życiu Elizabeth. Nie powinno to mieć znaczenia, bo cały ten związek jest tymczasowy. Ale może nie jest. Może to coś więcej.
Gdy Weston po raz ostatni rozmawiał ze mną o swoim związku z Elizabeth, akurat się ze sobą przespali. I wtedy nie wspominał, że „może być coś więcej”.
– Czyli między wami wszystko w porządku?
Westchnął i przeczesał ręką włosy.
– Szczerze mówiąc, nie wiem, jak jest między nami. To skomplikowane. Przez większość czasu mam jej ochotę skręcić kark i wydaje mi się, że ona też mnie nie za bardzo lubi, ale jakimś cudem nie potrafię wytrzymać bez niej jednego dnia. Tak to właśnie wygląda, cokolwiek ma to znaczyć.
– To miłość – stwierdziła moja siostra rozmarzonym głosem.
Jęknęłam.
– Audrey jest beznadziejną romantyczką. To jej jedyna wada.
Ale jej słowa mnie zastanowiły. Sytuacja między mną a Donovanem też była skomplikowana. Miałam ochotę skręcić mu kark, a jednocześnie cierpiałam w duchu, gdy był tak daleko. Czy już tak bardzo w tym ugrzęzłam, że można to było nazwać miłością?
Cóż,