naznaczył mnie…
– Bardzo szczęśliwy jestem, że cię widzę, księże Lantaigne! Jakże w porę przychodzisz!
– Śmiałbym, gdyby Wasza Eminencja nie uważał mnie za niegodnego bi…
– Jesteś, księże rektorze, znakomitym teologiem i księdzem najuczeńszym w prawie kanonicznym. Jesteś autorytetem w drażliwych kwestiach dyscypliny. Nieocenione są twoje rady w sprawach liturgicznych i w ogóle we wszystkich kwestiach rytuału. Gdybyś nie był przyszedł, miałem cię wezwać; ksiądz de Goulet może to poświadczyć. W tej chwili bardzo mi jest potrzebna twa światła rada.
I Eminencja swą zartretyzowaną ręką, przywykłą do błogosławieństw, wskazał krzesło rektorowi seminarium.
– Racz posłuchać mnie, księże rektorze. Proboszcz Św. Eksuperego, czcigodny ksiądz Laprune, tylko co stąd wyszedł. Trzeba ci wiedzieć, że ten biedny proboszcz znalazł dziś w swoim kościele wisielca, samobójcę. Wyobraź sobie jego alterację, głowę traci! Ja sam w podobnej sytuacji muszę zasięgnąć zdania najuczeńszego księdza w diecezji! Co mamy czynić? Odpowiedz!
Ksiądz Lantaigne milczał chwilę w skupieniu. Potem profesorskim tonem począł wykładać tradycje związane z zagadnieniem oczyszczania kościołów.
– Machabeusze, po wymyciu świątyni sprofanowanej przez Antiochusa Epifanesa w roku 164 przed Wcieleniem, uroczyście ją poświęcili. Pamiątką tego jest święto zwane Chanuka, czyli Odnowienie. Istotnie…
I dalej myśl swoją rozwijał.
Jego Eminencja słuchał z zachwyconą miną. Ksiądz Lantaigne wciąż wydobywał ze swej niewyczerpanej pamięci teksty odnoszące się do ceremonii oczyszczania, precedensy, argumenty, komentarze.
– Jan, rozdział X, wiersz 22… Pontificale Romanum37… Czcigodny Beda… Baronius…
Mówił tak przez trzy kwadranse.
Następnie kardynał arcybiskup wtrącił:
– Wiedzieć należy, że samobójcę znaleziono w kruchcie, po stronie lekcji.
– Czy wewnętrzne drzwi kruchty były zamknięte? – zapytał ksiądz Lantaigne.
– Hm, hm! – odrzekł kardynał. – Nie były zupełnie otwarte, ale nie były też całkowicie zamknięte.
– Uchylone zatem, Eminencjo?
– Tak, tak właśnie! Uchylone.
– A czy wisielec znajdował się w przestrzeni objętej kruchtą? Jest to punkt, który należy ściśle określić. Wasza Eminencja odczuwa całą jego doniosłość.
– Bez wątpienia, księże rektorze… Księże de Goulet, czy jedno ramię wisielca nie wystawało poza kruchtę na kościół?
Ksiądz de Goulet rumieniąc się odpowiedział jakimiś niezrozumiałymi dźwiękami.
– Zdaje mi się – rzekł kardynał – że wystawało ramię albo przynajmniej część ramienia.
Ksiądz Lantaigne wywnioskował z tych danych, że kościół Św. Eksuperego jest sprofanowany. Przypomniał precedensy i opowiedział, jak postąpiono po ohydnym zabójstwie arcybiskupa paryskiego w kościele Św. Szczepana. Przebiegł minione wieki, przeszedł rewolucję, kiedy bazyliki zamieniano na składy broni, przypomniał Tomasza Becketa38 i bezbożnego Heliodora39.
– Co za wiedza! Jaka prawidłowa doktryna – powiedział kardynał.
Wstał i podał księdzu rękę do ucałowania.
– Oddałeś mi nieocenioną przysługę, księże Lantaigne; wiedz, że wysoko cenię twą wiedzę, i przyjmij moje pasterskie błogosławieństwo. Z Bogiem.
I tak odprawiony ksiądz Lantaigne spostrzegł, że nie mógł był powiedzieć ani słowa w doniosłej sprawie, w której przyszedł. Ale cały przejęty własną przemową, przepełniony swą wiedzą i rozumem, ujęty pochlebstwami arcybiskupa, zeszedł po okazałych schodach, argumentując sam sobie konieczność pilnego oczyszczenia kościoła parafialnego Św. Eksuperego po samobójstwie. Na ulicy jeszcze myślał o tym.
Schodząc krętą uliczką des Tintelleries spotkał proboszcza Św. Eksuperego, czcigodnego księdza Laprune'a, który zatrzymał się przed sklepem bednarza Lenfant i przyglądał się korkom. Wino jego kwaśniało, a on tę szkodę przypisywał wadliwemu korkowaniu butelek.
– To przykre – mruczał – to przykre!
– A wasz wisielec? – zapytał ksiądz Lantaigne.
Na to pytanie zacny proboszcz Św. Eksuperego otworzył szeroko oczy i spytał zdziwiony:
– Jaki wisielec?
– Ten nieszczęśliwy samobójca, którego znaleźliście dziś rano w kruchcie waszego kościoła.
Usłyszawszy to przerażony ksiądz Laprune pomyślał, że jeden z nich, on albo ksiądz Lantaigne, postradał zmysły, i odrzekł, że nie znalazł żadnego wisielca.
– Jak to!? – zapytał ksiądz Lantaigne, także teraz zdziwiony. – Nie znaleziono dziś rano wisielca w kruchcie waszego kościoła?
Proboszcz na znak przeczenia pokręcił dwa razy głową, na twarzy jego odbijała się najświętsza prawda.
Ksiądz Lantaigne wyglądał teraz tak, jakby dostał zawrotu głowy.
– Ależ Jego Eminencja kardynał arcybiskup sam przed chwilą powiedział mi, że znaleźliście wisielca w swoim kościele!
– Och! – odrzekł proboszcz Laprune, nagle uspokojony – Jego Eminencja chciał się zabawić. Lubi takie żarty. Celuje w tym i umie utrzymać się w granicach przyzwoitości. Och, on umie żartować!
Ale ksiądz Lantaigne wznosząc w niebo swój wzrok płomienny i ponury zawołał:
– Arcybiskup oszukał mnie! Ten człowiek chyba nigdy nie mówi prawdy, wyjąwszy wypadek, gdy u stopni ołtarza biorąc w ręce świętą hostię wymawia słowa: Domine, non sum dignus!40
VI
Odkąd generał Cartier de Chalmot zaniechał konnej jazdy, a chętnie przebywał w domu, całą swoją dywizję wypisał na kartkach i ułożył w tekturowych pudełkach, które co rano ustawiał na biurku, a co wieczór przenosił na półki z białego drzewa, umieszczone nad żelaznym łóżkiem. Skrupulatnie i porządnie utrzymywał swych tekturowych żołnierzy i to napełniało go zadowoleniem. Każda kartka wyobrażała jednego żołnierza. Ten sposób dowodzenia oficerami, podoficerami i żołnierzami zadowalał jego poczucie ładu i odpowiadał jego pojęciom o świecie. Cartier de Chalmot uchodził zawsze za świetnego oficera. Generał Parroy, pod którego rozkazami służył niegdyś, mówił: „U kapitana Chalmot zdolność posłuszeństwa i zdolność rozkazywania równoważą się. Jest to rzadki i cenny przymiot prawdziwie wojskowego usposobienia”.
Cartier de Chalmot zawsze był człowiekiem obowiązku. Uczciwy i nieśmiały, doskonały kaligraf, znalazł wreszcie metodę odpowiadającą jego nieprzeciętnym zdolnościom i stosował ją z krańcową dokładnością, dowodząc swą dywizją żołnierzy na kartkach.
Tego dnia, wstawszy jak zwykle przed piątą rano, generał prosto z kąpieli przeszedł do biurka; podczas gdy słońce uroczyście i powoli wschodziło nad wiązami arcybiskupstwa, generał organizował manewry, przestawiając pudełka, które wyobrażały rzeczywistość i dla tego umysłu, nadmiernie szanującego wszelkie godła, istotnie były identyczne z rzeczywistością.
Już przeszło od trzech godzin nachylał nad kartkami swe myśli i oblicze tak smutne i blade jak tektura sama,