Goszczyński Seweryn

Zamek kaniowski


Скачать книгу

pierwsza

      1

      Wspaniałe zamku kaniowskiego1 wieże

      Wznoszą się w chmury jak olbrzyma ramię;

      A dzielnej ziemi powiewa z nich znamię,

      A wielkich granic twarda ich pierś strzeże.

      Kaniów2, po jarach, górach rozpierzchnięty,

      Igra jak dzieci pod piastunki okiem;

      Dumne, że płyną pod olbrzyma bokiem,

      Poważnie kipią dnieprowych wód męty;

      A lasy, świeże jak powab nietknięty,

      Po górach, dzikich jak rozpaczy czoło,

      Rozległe brzegi obsiadły wokoło.

      2

      Wietrzna jesienna zawyła noc z dala,

      Warzą się wiry w zamąconym łożu;

      Wre chmur kłębami i niebo jak fala;

      Złośliwy obłęd3 igra po rozdrożu.

      Podróżny z cichym szeptaniem pacierza

      Mija rozdoły świstające trzciną:

      W skrwawionych szponach zgłodniałego zwierza

      Dławione bydlę poryka doliną.

      Pod szturmem wiatru, co silnie dmie górą,

      Słychać skrzypanie głównej szubienicy:

      Trup się kołysze – pies wyje ponuro,

      Śmierć snu osiadła w zamku okolicy.

      Szablą czasami pobrzękując krzywą,

      Szyldwach4 wisielca wzdłuż płaskiego wzgórza,

      Zwijając wąsy, przechadza się żywo:

      To cisza nocy w myślach go ponurza,

      To szubienicy skrzypnienie ocuci,

      A on wzrok błędny to na trupa rzuci,

      Niby się jego zatrwożył wskrzeszenia —

      To jak po śmiałość kieruje spojrzenia,

      Gdzie baszt zamkowych opiekuńcza gwiazda,

      Strażniczy ogień, czuwa z wierzchu wieży.

      Szelest po krzakach. Czy ptak pierzchnął z gniazda?

      Coś majaczeje5, coś po drodze bieży.

      Tfu! W imię Ojca… To tumany diable.

      Po cieniach nocy wszystko się rozsiało.

      Kozak opatrzył janczarkę6 i szablę

      I dawną drogą chodził dalej śmiało.

      3

      W świetle księżyca, co wyjrzy czasami,

      Mignął ktoś bielą i zagasł tam w krzaku:

      I śpiew dziewiczy przeleciał z wiatrami.

      Ten śpiew znajomy budzi dreszcz w Kozaku.

      Alboż to dziwno, że słowa dziewczyny

      (Poznać ją można po jej miłej nucie)

      W burzliwym sercu syna Ukrainy

      Ocknęły nagle burzliwe uczucie?

      Oho – już nie ma Kozaka u wzgórza.

      A księżyc znowu mgłami się zachmurza

      I noc mokrymi tumanami bije,

      I szubienica skrzypi, i pies wyje,

      I po rozdrożu igrają bałwany,

      I wicher z jękiem dmie w zamkowe ściany.

      4

      Luba puszczyka siedzi naperzona.

      W szczelinie wieży dawno jęczy ona:

      Że miesiąc ściemniał, wiatry na nią wyły

      I na tak długo odleciał jej miły.

            Wszak to lot jego usłyszała w górze?

      Nie; to dziewczyna przychodzi pod wieżę,

      Błądzącą ręką za mury się bierze,

      Plątane nogi pośród nocy stawia.

      „Czyś tu, Nebabo?” – z cichutka przemawia.

      „Tu, tu, Orliko!” – szepnął głos przy murze.

      „O, jakżem rada, żem wreszcie przy tobie! —

      Głośniej i śmielej dziewczyna wyrzekła. —

      Jakże tu ciemno, jak straszno! Jak w grobie.

      Chętnie bym jednak za każdą zręcznością

      I do samego uciekała piekła

      Przed tego Lacha obrzydłą miłością.

      Jakże tu wietrzno i straszno, i ciemno!

      Ale mnie dobrze, skoro jesteś ze mną!”

      Kozak tymczasem uchylił swej burki

      I utuloną do boku przycisnął;

      Bo przykry wicher pośród murów świsnął

      I mgliste jęły podnosić się chmurki.

      5

      Resztę rozmowy utaja milczenie.

      A i na wieży miłe posiedzenie,

      Gdy rozkochane zlecą się puszczyki.7

      Puszczyk pierwszy

      Skąd ci ten pośpiech i wesołe krzyki?

      Puszczyk drugi

            Patrzaj no, patrzaj, miluchna,

            Oczkiem żywym jak blask próchna;

      Patrz no i śmiej się: bo twe śmiechy miłe,

            Jak tej matki wrzask przestrachu,

      Którą niedawno ostrzegałem z dachu,

      Że chory jej pieszczoszek zalegnie mogiłę!

      Jak diabli przy wisielcu snują się orszakiem,

      Co oni wyrabiają z tym biednym Kozakiem!

                              Cha, cha, cha!

            Ten zmaczanym snopem trzciny

            Jak na wszystkie strony macha,

                  Jakie grube mgły rozsiéwa!

            A ten obudza8 wiatry dębiny,

            Jak biega wkoło, gałęziami smaga;

                                    A ów mu pomaga,

      Jak skrzypi szubienicą! Aż prawie wyrywa.

      Puszczyk pierwszy

      Cóż to znaczy?

      Puszczyk drugi

      Czekaj! Widzisz, pod krzakiem coś białe majaczy.

      To kochanka Kozaka widzieć go przychodzi;

            I Kozak wie o niej, lecz go diabeł zwodzi;

                  Co tu kobiecych snuje się postaci,

                  Głosów podobnych co tu z każdej strony!

      Patrz! Posłyszał ją, ujrzał,