Stanisław Ignacy Witkiewicz

Sonata Belzebuba


Скачать книгу

      Motto: „Musik ist höhere Offenbarung als jede Religion und Philosophie1” (?)

Beethoven

      Poświęcone Marcelemu Staroniewiczowi

      OSOBY:

      BABCIA JULIA – Lat 67. W brunatnej sukni i okularach.

      KRYSTYNA CERES (Czeresz)2 – Jej wnuczka. Lat 18. Ciemna brunetka, bardzo ładna.

      ISTVAN SZENTMICHALYI (Sentmichalyi) – Kompozytor. Lat 21. Jasny szatyn.

      HIERONIM BARON SAKALYI (Szakalyi) – Bubek elegancki. Lat 22. Brunet bardzo ognisty.

      BARONOWA SAKALYI – Jego matka. Mała chuda matrona. Lat 58.

      TEOBALD RIO BAMBA – Brodaty człowiek, czarny. Lat 57.

      JOACHIM BALTAZAR DE CAMPOS DE BALEASTADAR – Lat około 50. Ogromny, barczysty. Brunet. Długa broda czarna. Trochę siwiejących włosów na skroniach. Łysy. Plantator.

      HILDA FAJTCACY (Fajtczaczy) – Lat 29 i 1/2. Ruda. Demoniczna. Śpiewaczka opery w Budapeszcie.

      CIOTKA ISTVANA – Mała staruszka, dość pospolitawa.

      DON JOSE INTRIGUEZ DE ESTRADA – Lat 45. Bródka w szpic. Brunet Ambasador hiszpański w Brazylii.

      6 LOKAI – Draby z bródkami w szpic, w czerwonej liberii. Czarne pończochy i czarne szamerowanie.

      1 LOKAJ BARONOWEJ SAKALYI – Granatowa liberia z czerwonymi wyłogami. Srebrne guziki.

      Rzecz dzieje się w wieku XX. w Mordowarze, na Węgrzech.

      AKT I

      Salon w mieszkaniu Babci Julii. Urządzenie skromne, staroświeckie. Ściany bielone. Sufit ciemno-brązowy, podtrzymywany poprzecznymi belkami. Na ścianach obrazy i miniatury. Drzwi szerokie oszklone w głębi wychodzą na werandę, oplecioną czerwieniejącym winem. Dalej widać góry, osypane świeżym śniegiem. Pali się lampa z zielonym abażurem. Przy okrągłym stole siedzi BABCIA JULIA w czepku białym, w brązowej sukni. Na lewo, po drugiej stronie stołu ISTVAN SENTMICHALYI, ubrany w kostium sportowy, na fotelu bujającym się. Pauza. Zapada mrok. Potem noc księżycowa.

      ISTVAN

      Może babcia opowie co strasznego, zanim Krystyna wróci – tak nudno czekać. Najlepiej o tej dawno obiecanej sonacie Belzebuba. Pamięta babcia, jak Krystyna nie dała babci dokończyć – bo nie cierpi słuchać dwa razy tej samej historii.

      BABCIA

      A no dobrze. Więc było tak: żył tu kiedyś, w Mordowarze, młody muzyk, zupełnie taki sam, jak pan, tylko trochę bardziej, jak na owe czasy, nienormalny. Nawet niektórzy uważali go za matołka, ale to podobno niesłusznie. Znałam jeszcze dzieckiem będąc tych, co go widzieli. Otóż on marzył ciągle, od samego dzieciństwa, o tym, aby napisać sonatę Belzebuba, jak to on nazywał – to jest taką sonatę, która by przewyższała bezwzględnie wszystkie inne. I nie tylko sonaty Mozarta i Beethovena, ale w ogóle wszystko, co było i mogło być w muzyce stworzone: taką sonatę, jaką by sam Belzebub napisał, gdyby był kompozytorem. Potem zwariował: twierdził, że znał Belzebuba osobiście, że podróżował z nim po piekle. Miał to być – to znaczy ten Belzebub – podobno całkiem zwykły pan z czarną brodą, ubrany trochę ze staroświecka, coś jakby nasz brazylijsko-portugalski hidalgo3: de Campos de Baleastadar.

      ISTVAN

      Kto to jest, babciu? Ale po co babcia porównała go do kogoś realnego. Tak lubię fantazję nie zanieczyszczoną żadnym śladem życiowych usprawiedliwień.

      BABCIA

      Nie pozwalaj sobie na takie rzeczy, bo też możesz zwariować – jak tamten. Jestem stara: będę ci mówić „ty” dla prostoty. Pamiętaj, żebyś mi nie skrzywdził Krystyny – tego ci nie daruję: żywa czy umarła – pomszczę ją.

      ISTVAN wzdrygając się

      Och – byle tylko nie umarła. poważnie Niech babcia mi wierzy, że tylko od pieniędzy zależy wszystko.

      BABCIA

      surowo

      Wolałabym, aby zależało jedynie od twego sumienia.

      ISTVAN

      Ach – teraz nie mówmy o tym: więc jak było z tym Belzebubem. Kto to jest ten hidalgo?

      BABCIA

      Najpierwszy plantator winogron w Mordowarze. Zaraz znać, żeś tu niedawno, skoro nie wiesz, kto jest de Campos. Otóż tamci dwaj chodzili razem i chodzili, szukając wejścia do piekła, które, według starej mordowarskiej kroniki, miało się znajdować w okolicy góry Czikla4. Ten brodacz opowiadał podobno młodemu wszystko ze szczegółami – jak to owo piekło wygląda, tak, jakby sam był w nim nie wiem ile razy, albo stale kiedyś mieszkał. Tylko wejścia sobie biedak nie mógł przypomnieć. Cha, cha. Zwariowali obaj – to jest: nikt właściwie dobrze nie wiedział, kto jest tamten. Różnie o nim mówiono. A młodego znaleziono powieszonego na pasku od portek u wejścia do opuszczonej miedzianej sztolni na stoku góry Czikla. Miał podobno zadatki na geniusza muzyki.

      ISTVAN

      To dość nieciekawa historia, a przy tym dość krótka też, moja babciu – spodziewałem się czegoś lepszego. Skoro nie wiadomo, kto był tamten pan, skąd się wziął i gdzie się podział kompletnie – to muszę powiedzieć, że wcale nie jestem tym wszystkim zachwycony. Takich historii można wymyślić 10 na godzinę.

      BABCIA

      Wymyślić można dużo i o wiele ciekawszych. Mordowar to miejsce stworzone do tego, aby stało się w nim coś nadzwyczajnego. Dziwne góry i dziwni ludzie. A nawet ci, co przyjeżdżają tu, muszą być właśnie tacy, a nie inni – dziwni też.

      ISTVAN

      Ja nie jestem nic a nic dziwny. Jestem artystą – to wiem. Może niezupełnie zdaję sobie z tego sprawę, co to jest być artystą – ale nic dziwnego w tym nie ma. Komponuję, bo muszę – tak jak inny jest urzędnikiem banku, czy kupcem. Piszę nuty tak, jakbym pisał rachunki w księdze.

      BABCIA

      To tobie tylko, Istvanie, tak się wydaje. Dla siebie nie jesteś dziwnym, bo sam pływasz cały w tej dziwności, którą dookoła siebie wytwarzasz – pływasz, jak ryba w wodzie; tylko ryba nie wytwarza tego, w czym pływa. Ale inni tę dziwność czują: ja, Krysia, a nawet wszyscy ci z drugiego brzegu jeziora: mówię o stałych mieszkańcach oczywiście.

      ISTVAN

      Nie cierpię ich. Oni mnie sądzą. Uważają mnie za darmozjada, za lenia, który marnuje majątek starej ciotki. Żebym był grajkiem w jakim szynku po drugiej stronie jeziora, uwielbialiby mnie. Ale ponieważ uczę się w mieście, zazdroszczą mi i za to właśnie pogardzają. Lepsza nasza strona jeziora.

      BABCIA

      Może właśnie tym gorzej dla ciebie. Dziś lepiej być po tamtej stronie.

      ISTVAN

      Ach – dosyć tych symbolizmów w norweskim stylu. Przypadek chciał, że po tamtej stronie mieszka kupa wstrętnych dorobkiewiczów, a po tej – kilka osób, które zachowały cień dawnych tradycji. Nie mówię z punktu widzenia snobizmu – chodzi mi o tradycję rzeczy naprawdę ważnych.

      BABCIA

      Tak, tak – to się tak mówi, ale w istocie właśnie jest inaczej. Nie wiem tylko, do których zaliczyć de Camposa. To człowiek nie podpadający pod żaden znany gatunek.

      ISTVAN

      Chciałbym go raz już poznać. Chociaż…

      macha