Stanisław Ignacy Witkiewicz

Sonata Belzebuba


Скачать книгу

type="note">5 na cały tydzień. Ale nie radziłabym ci zbytnio zbliżać się do niego. Mówią, że jego stosunek do młodych ludzi nie zawsze był pozbawiony tego, co można by – jeśliby kto chciał – nazywać czymś w znaczeniu…

      ISTVAN

      niecierpliwie

      Och – już mnie na pewno nic się nie stanie. Jestem w tym kierunku zupełnie zimmunizowany6. Wszystko, co nie jest estetycznie piękne, nie istnieje dla mnie zupełnie.

      BABCIA

      Niestety – ludzka natura jest taka, że to, co w młodości wstrętem nas przejmuje, staje się później namiętnością, wciągającą nas na dno upadku. Cicho u nas w Mordowarze, jak przed burzą – i boję się, że przyszłe wypadki kłębią się jak groźne zwały chmur nad naszym horyzontem przeznaczeń.

      ISTVAN

      I to babcia, która dotąd dodawała mi odwagi, mówi dziś takie rzeczy. Dziś właśnie, kiedy tak potrzebuję spokoju.

      BABCIA

      Do czego?

      ISTVAN

      Właściwie nie wiem.

      BABCIA

      Więc po co mówisz?

      ISTVAN

      Może to wina mojego nieokreślonego stosunku do Krystyny. Czuję w sobie przestrzenno-słuchową wizję tonów, której nie mogę ująć w trwaniu. Jakbym wachlarz zwinięty trzymał w rękach bezsilnych i nie mógł go rozwinąć i ujrzeć obrazu, który jest już gotów w kawałkach na każdej z jego części. Widzę niedorzeczne strzępy czegoś, jak na zmieszanej bezładnie łamigłówce z klocków, ale całość tego zakrywa przede mną jakiś tajemniczy cień. Może to jest ta sonata Belzebuba, o której marzył tamten grajek. Bo naprawdę to coś, co jest we mnie, ma zdaje się formę sonaty i jest jakieś jakby nadludzkie. Nie jestem megalomanem, ale…

      wchodzi z prawej strony bez pukania baron HIERONIM SAKALYI, ubrany w strój do konnej jazdy, ze szpicrutą w ręku.

      SAKALYI

      Babciu: kabałę – i to prędko całuje babcię w policzek i kiwa głową z daleka Istvanowi, który kłania się nie wstając. Jestem, jak to mówią, w szponach demonicznej kobiety. Wszystko to jest banalne aż do obrzydliwości – jak w najpospolitszym romansie. I cóż tam, mistrzu. Jak tam twoje arcydzieła?

      ISTVAN

      tonem obrażonym

      Przede wszystkim nie jestem mistrzem, a po drugie nie stworzyłem dotąd arcydzieła…

      SAKALYI

      nic nie speszony

      Przesadna skromność, mistrzu. A proszę zajść kiedy do nas na obiad – moja matka pasjami lubi muzykę – nawet tę waszą: futurystyczną, tasuje karty mówiąc Ciekawy jestem, jakby wyglądała nasza legendarna mordowarska sonata Belzebuba w futurystycznej transpozycji. No, babciu: proszę

      daje karty babci, która zaczyna stawiać kabałę. Za drzwiami oszklonymi od werandy staje niepostrzeżony RIO BAMBA, z płonącym cygarem w ustach. Ubrany jest w długą hiszpańską czarną pelerynę.

      ISTVAN

      spóźniony

      Dziękuję panu baronowi, ale obiady jadam w domu…

      SAKALYI

      A, to smutne… No i cóż, babciu. Ta dama pik to pewno mój demon, obok dziewiątki kier – erotycznych uczuć

      nuci, a potem deklamuje.

      Tysiąc kochanek miałem z różnych sfer,

      Tysiąc kochanek – czy to rozumiecie,

      Wy, oberwańcy o jednej kobiecie.

      Tysiąc kochanek – dlatego to kier

      Zawsze wychodzi mi w każdej kabale,

      W złowieszcze piki opleciony stale.

      Każda z nich była zdradą wobec niej,

      Jedynej, prawdziwej,

      Nieistniejącej, ale właśnie tej.

      ISTVAN

      Jak panu nie wstyd mówić tak marne wiersze. To pewno własny wyrób.

      BABCIA

      Istvanie, bądź grzeczny. Pan baron nie jest przyzwyczajony do takiego obchodzenia się. Bądź co bądź myśl tego wiersza jest dość ładna.

      ISTVAN

      Poezja nie jest wyrażaniem myśli w rymach, tylko tworzeniem syntezy obrazów, dźwięków i znaczeń słów w pewnej formie. Ale jeśli forma jest wstrętna, to nawet najlepszą myśl obrzydzić może.

      BABCIA

      groźnie

      Istvanie!

      SAKALYI

      Ależ nic nie szkodzi – mistrz jest chmurny i dlatego mówi tak uczenie, ale za to niesmacznie.

      ISTVAN

      podnosząc się

      Jeśli pan jeszcze raz nazwie mnie mistrzem…

      SAKALYI

      To prawdopodobnie jutro będzie pan trupem, panie Szentmichalyi. Trafiam w asa na wahadle z odległości 35-ciu kroków, a na szable nie mam równego w całym komitacie7. A więc, babciu.

      Istvan siada. Wbiega z lewej strony KRYSTYNA w zielonej sukni i szalu pomarańczowym z czarnym.

      BABCIA

      Pogódź tych młodzieńców, Krysiu. O mało nie skoczyli sobie do oczu.

      KRYSTYNA

      Jakże mam ich godzić, kiedy wiem, że właściwie to ja jestem przyczyną ich kłótni.

      BABCIA

      Krysiu!

      Krystyna miesza się.

      SAKALYI

      Myli się pani: jestem we władzy demonicznej kobiety. Przyszedłem do babki pani po poradę.

      KRYSTYNA

      bardzo zmieszana

      Jak to. Ach – zresztą ja nie wierzę. To wstrętne.

      ISTVAN

      wstając gwałtownie

      Nie mogę już dłużej znieść tego. Muszę iść. Panie baronie: jutro strzelamy się. Miejsce spotkania: stara sztolnia u stóp góry Czikla. Świadkowie są zbyteczni.

      SAKALYI

      Do usług pana. Jednak ja przyprowadzę świadka: mojego strzelca.

      ISTVAN

      Jak pan chce – mnie to nic nie obchodzi. W ogóle robię to tylko dla moich osobistych artystycznych celów. Jest pan jedynie pretekstem zupełnie przypadkowym.

      SAKALYI

      Zbyteczne zwierzenia.

      KRYSTYNA

      Oni powariowali. Panie Hieronimie: