Janusz Korczak

Mośki, Joski i Srule


Скачать книгу

podwieczorek.

      Jakże nie ma smakować? Toż dziś jajecznica z kartoflami.

      Jedni zgarniają na bok jajecznicę, naprzód zjadają mniej smaczne kartofle, jajecznicę zostawiają na deser.

      Drudzy, mniej przezorni, zjadają naprzód jajecznicę, a później kartofle. Inni wreszcie twierdzą nie bez słuszności, że najlepiej zmieszać i jeść razem, wówczas bowiem kartofle smakują tak samo, jak czysta jajecznica. Każda metoda jedzenia ma swych zwolenników i przeciwników – i dlatego prowadzą się ożywione spory podczas podwieczorku. Czasem proszony jest o rozstrzygnięcie sporu dozorca, który jako człowiek starszy i doświadczeńszy na pewno wie lepiej, jak należy jeść jajecznicę z kartoflami, czasem spór przechodzi w kłótnię, a jeśli mam zupełnie być szczery, zdarza się, że ktoś chce przekonać sąsiada o słuszności swych poglądów za pomocą pięści. Dziwne bowiem zwyczaje panują na kolonii.

      A wieczorem nadciągnęła burza.

      Po błyskawicy uderza grzmot; las odpowiada groźnym pomrukiem. Szyby w oknach sypialni drżą z niepokoju, wicher bije w nie mocno grubymi kroplami deszczu.

      Chłopcy powinni się bać: burza w lesie jest straszna. A jednak usypiają spokojnie, wiedzą, że na kolonii nic złego stać się nie może. Może ten i ów drgnie pod odgłos mocnego grzmotu, ale usypiają, znużeni pracą i walną naradą nad tym, jak jeść należy, razem czy osobno, kartofle i jajecznicę.

      A nazajutrz znów słońce świeciło.

      Ulewa obniżyła, ale i umocniła wały. Najmłodsi też otrzymują łopaty i kopią pod dozorem starszych. Więc Korcarz dozoruje małego Wajca, Froma i Fiszbina; Frydenson kopie z kaszlącym Najmajstrem. Przybywa na pomoc Rotberg i Kulig.

      Z Zarąb Kościelnych11 przychodzi matka z bladym chłopcem, który uczy się na rabina12. Chce się poradzić o zdrowie syna, bo słyszała, że na kolonii słabe dzieci stają się mocne. Dziwi się kobieta, że chłopcy tak ciężko pracują przy budowie fortecy, a jednak są tak weseli.

      A weseli są koloniści, bo śpią na słomie, bo piją mleko, i las tak pachnie, i słońce świeci…

      Kiedy po tygodniu roboty ziemne żywo posunęły się naprzód, trzeba było pomyśleć o budowie kolei. Józef dał najgorszą miotłę i najstarsze grabie.

      Plant13 kolejowy, równo wysadzony kamieniami i patykami, ciągnie się aż do szosy. Sikora jest dróżnikiem, bo chory na serce i biegać nie może; lokomotywą jest Cudek Gewisgold, bo świszcze jak prawdziwy parowóz.

      Nagromadzono dużo budulca, więc w obawie pożaru organizuje się straż ogniowa.

      Kaski strażackie robią się z chustek do nosa.

      Oddział każdy otrzymuje chorągiewkę i trąbkę. Jest i drabina, i taczka, i sznury, a że węża gumowego brakło, więc zastąpiono go długim korzeniem.

      Pan Mieczysław zbudował głęboki piec w polu z wysokim kominem z kamieni. Naznoszono suchego drzewa, urządzono próbę pożaru.

      Pięć oddziałów straży ustawia się w różnych miejscach. Każdy oddział pod drzewem, na drzewie – czatownia.

      Już dym się unosi z komina, gore suche drzewo. Pędzi oddział Praski, Mirowski, Nalewkowski14, rozstawiają się topornicy, jedzie zaprzężony w czterech ognistych chłopców pierwszy kubeł wody.

      A policja rozpycha gapiów, wołając:

      – Nie pchać się… Nazad… Czego wam?

      Zupełnie jak na prawdziwym pożarze.

      Rozdział piąty

      Sąd kolonijny. Sprawy cywilne i karne. Wyroki sądowe.

      – Proszę pana, on się pcha – sypie piasek – zabrał łyżkę – nie daje grać – bije się – przeszkadza. – Proszę pana!

      Gdzie jest stu pięćdziesięciu chłopców, tam musi być codziennie trzydzieści kłótni i pięć bijatyk; gdzie są spory i bójki, tam powinien być sąd; sąd musi być sprawiedliwy, cieszyć się powagą i zaufaniem. I taki właśnie sąd mieliśmy w Michałówce.

      Sędziów jest trzech: przez głosowanie wybrali ich spośród siebie chłopcy. Co tydzień głosowanie się powtarza, a jego wyniki podaje tabelka:

      Otrzymali głosów:

      Dopiero w trzecim tygodniu, jak widać, wybrali chłopcy sędziów, z których byli zadowoleni, bo zostawili tych samych na czwarty tydzień.

      Sąd odbywa się w lesie albo na werandzie, sędziowie siedzą na krzesłach przy stole, oskarżeni i świadkowie na długiej ławce, a publiczność stoi za ławką. Woźni pilnują porządku. Dozorca, który jest i prokuratorem-oskarżycielem, i adwokatem-obrońcą, zapisuje wszystko do grubego kajetu w czarnej oprawie. Po sprawie sędziowie idą na naradę, a ogłoszenie wyroku oznajmia dzwonek.

*

      Fiszbin rzucił kamieniem w Olszynę i trafił go w nogę, ale niezbyt mocno. Olszyna płakał jednak.

      – Czy rzuciłeś w Olszynę kamieniem?

      – Nie.

      – Kiedy ludzie widzieli, że Olszyna trzyma się za nogę i płacze.

      – Nieprawda, nie rzuciłem, i Olszyna nie płakał.

      Następuje przesłuchanie świadków. Sąd uprzedza, że kłamstwo surowo jest karane. Ustalono czas i miejsce przestępstwa, ilość i nazwiska świadków.

      – Rzuciłeś kamień?

      – Nie.

      Ponowne dokładne przesłuchanie świadków stwierdza, że Fiszbin zupełnie bez powodu rzucał w Olszynę szyszki i małe kamyki.

      – Czy rzucałeś w Olszynę szyszkami?

      – Tak, szyszkami rzucałem.

      – Dlaczego?

      – Bo miałem dużo szyszek i nie wiedziałem, co z nimi zrobić.

      – Dlaczego nie rzuciłeś ich na ziemię?

      – Bo mi było szkoda. (Publiczność się śmieje).

      – Czy między szyszkami na pewno nie było kamieni?

      – Nie wiem.

      Sąd wziął pod uwagę młody wiek Fiszbina i skazał go tylko na 10 minut kozy15.

*

      Czasem skarżyły obie strony, jak widać z następującej sprawy. Spór wynikł podczas rannego słania łóżek na sali.

      – Więc było to tak: ja słałem łóżko, a on mnie pchnął. Ja jego odepchnąłem, a on mi rzucił poduszkę. Ja podniosłem poduszkę, a on mnie uderzył.

      – Nieprawda! Ja słałem łóżko, a on kopnął moją poduszkę. Ja jego pchnąłem, a on mnie uderzył pierwszy.

      – Ach, ty kłamczuchu!

      – To ty kłamczuch.

      W sądzie nie wolno się kłócić.

      – Czy zrzuciłeś poduszkę?

      – Bo on pierwszy…

      – Proszę odpowiedzieć: tak czy nie?

      – Tak, ale on pierwszy.

      – Są świadkowie?

      – Wszyscy widzieli.

      – Wszyscy widzieć nie mogli. Prosimy o nazwiska dwóch świadków. Kto stał blisko i widział?

      – Nie