Michał Bałucki

Prosto z pensyi


Скачать книгу

nasza cała pociecha; nie mamy już nikogo prócz niej.

      W czasie, kiedy tak rozmawiali, osóbka, o której toczyła się rozmowa, biegła szybko pod górę ku dworowi; od śpiesznego biegu i wzruszenia serduszko biło jak młotem i twarz była w płomieniach. Kiedy dobiegła do bramy, ogromne psy z głośnem szczekaniem rzuciły się ku niej, ale poznawszy swoją dobrą znajomą, poczęły się łasić, kręcić z uciechy ogonami i lizać jej ręce. W podskokach uwijały się koło niej, dobijające się o jej powitanie. Jeden drugiemu zazdrościł i, odpychając się wzajemnie, cisnęły się do niej. Pogłaskała obu i pobiegła pod okno.

      Dziadek siedział przy stole, nakrytem już do wieczerzy i czytał gazetę. Obleciała dom naokoło, weszła przez garderobę, dała znak paluszkiem zrywającej się pokojówce żeby milczała i wsunąwszy się na palcach do jadalnego pokoju, stanęła za dziadkiem i nagle zakryła mu oczy rękami.

      Starowina w pierwszej chwili przeląkł się.

      – Kto to? – zawołał i chwycił za ręce, co mu zasłaniały oczy. – Panno Ksawero, cóż to ma znaczyć?

      – Janina wybuchnęła głośnym uśmiechem, że ją wziął za pannę Ksawerę.

      – Dziadzio mnie nie poznał?

      – A ty zkąd się tu wzięłaś figlarko? – pytał tuląc ją do siebie i całując w głowę.

      – Spadłam z księżyca…

      – Gdzie babcia?

      – A czy ja wiem – spytała, ruszając z udaną obojętnością ramionami.

      – No, no, nie żartuj-no; cóż się stało?

      Chciała grać dalej komedyą, ale w tej chwili Michał palnął z bata i powóz zatoczył się przed ganek. Niebawem weszła do pokoju babunia z Adamem.

      – A to mnie tu ten berbeć nastraszył – odezwał się dziadek. – Ja sobie siedzę najspokojniej, a tu łap mnie…

      – I wie babunia za kogo mnie dziaduś wziął? Za pannę Ksawerę.

      – No, bo takie delikatne ręce. Myślę sobie: ktoby to mógł mieć inny, jak Ksawera.

      – A zkąd-że to pan małżonek tak zna ręce panny Ksawery? – spytała babcia.

      – Ależ Anusiu…

      – No, no, będziesz mi się musiał wytłumaczyć z tego – mówiła, uśmiechając się – a tymczasem dawajcie kolacyą, bo Janinka musi być porządnie głodna i Adaś także.

      O Adasiu nie wiem napewno; ale co panienka, to wcale nie myślała o jedzeniu. Nasyciła ją radość, że już jest w domu. Rozglądała się z uciechą po pokojach, zajrzała w każdy kącik, pociągnęła za sznurek od zegara, żeby usłyszeć kukułkę kukającą godziny, pomacała figurki porcelanowe na komodzie, obejrzała klucze wiszące przy drzwiach, wsunęła się do sypialnego pokoju dziadków, gdzie się paliła lampka przed obrazem; była i w garderobie, żeby się przywitać z panną Ksawerą i Rózią, dziewczyną do obsługi. Zachwycała się wszystkiem i co chwilę powtarzała: jak tu ładnie, jak tu miło! choć pokoiki były wcale niewykwintne, nizkie, z białemi ścianami i niewielkiemi oknami. Mieszkanie to rajem jej się wydawało; tylko dziwiło ją, że wszystko wydawało jej się daleko mniejsze niż dawniej. Ten stół naprzykład, na który właśnie stawiano półmisek z dymiącemi się ziemniakami, byłaby przysięgła, że dawniej o wiele był większy i wyższy.

      – No, siadaj – rzekła babka, nalewając z wazki kwaśne mleko na talerze. – Adasiu, ty obok Janinki.

      – Nie, ja przy dziadku, ja przy dziadku – zawołała broniąc się od sąsiedztwa kuzynka i usiadła miedzy babcią a dziadkiem.

      To otoczenie wpłynęło tak na nią, że więcej mówiła, niż jadła. Chciała się nagadać z dziadkami za ten cały rok, przez który ich nie widziała. I byłaby jeszcze więcej mówiła, gdyby nie obecność kuzyna, która krępowała jej swobodę. Ile razy spojrzała w stronę, gdzie on siedział, urywała opowiadanie. Gniewało ją, że tak wlepiał w nią oczy i słuchał, co ona mówiła. Na co on ma słuchać, kiedy ona to nie dla niego, tylko dla dziadków opowiada?

      – No, a jakże tam ze świadectwami? – spytał dziadek, po zaspokojeniu pierwszego apetytu.

      – Podobno nagroda – wyrwał się Adam, za co dostał spojrzenie panny, który mu najwyraźniej mówiło: siedź sobie pan cicho, kiedy się pana nie pytają.

      To mu powiedziała oczami, a dziadkowi odrzekła:

      – Zaraz dziadzi pokażę mam w tor…

      Tu urwała, spojrzawszy po sobie i na stołek, gdzie leżała jej zarzutka i kapelusz.

      – O mój Boże!

      – Co się stało? – spytała babcia.

      – Moja torbeczka… musiałam ją zgubić.

      – To chyba, jak wysiadałaś z powozu, pasek się może rozwiązał.

      – Pójdę poszukać – rzekł Adam, zrywając się.

      – Możeby Jaśka posłać z latarnią – odezwał się dziadek.

      – Znajdę i po ciemku. Nauka to światło, a że to świadectwo z odbytych nauk, więc powinienem po ciemku trafić do niego.

      To powiedziawszy, z uśmiechem wybiegł.

      – Widzisz jaki on grzeczny – zaczęła chwalić babcia – po nocy biega dla ciebie, choć niekoniecznie starasz mu się podobać.

      – Ja, jemu?… Może mam mu jeszcze dziękować za to, że tak sobie żartuje ze mnie na każdym kroku? Babcia powinna mu zakazać i dziadunio także, bo to jest lekceważenie.

      Oboje staruszkowie roześmieli się z poważnej miny, z jaką powiedziała te słowa.

      – Jeżeli nie, to ja mu sama dam to uczuć. Jak babcię kocham, tak się ani słóweczka do niego nie odezwę.

      – Choć podziękować mu będziesz musiała.

      – Można dziękować i bez słów, ot tak. – Tu kiwnęła główką poważnie, protekcyonalnie i dumnie.

      – Więc będziecie grali w mruczka – rzekł dziadek. – A to będzie zabawnie. Ciekawym kto kogo przetrzyma.

      Starzy w ten sposób żartowali sobie z panienki, która jednak pomimo tego coraz poważniejsze stroiła minki na spodziewany powrót Adama.

      Wrócił w dobry kwandrans, ze zgubą w reku, którą oddał Janince, za co dostał ów protekcyonalny ukłon bez słów, którego próba odbyła się w czasie jego niebytności. Gniewało ją to, że musiała mu dziękować.

      Dziadek wziął w rękę świadectwo i chciał je głośno czytać, ale panna na wszystkie świętości prosiła go, żeby czytał po cichu. Zrobiła to także ze względu na obecność Adama. Nie życzyła sobie, aby on słyszał, co o niej pisano, choć pisano bardzo pochlebnie.

      Czas jakiś jeszcze potem ciągnęła się gawędka; dopiero kiedy kukułka wykukała jedenastą, dziadunio pierwszy zaczął namawiać do spania, z okazyi że babunia zmęczona drogą, potrzebuje wypoczynku, a i młodym wczesny sen nie zaszkodzi. Nim się jednak rozeszli, była jeszcze długa dysputa między staruszkami, gdzie umieścić Janinkę. Dziadek chciał, żeby jak dawniej, sypiała z nimi; kazał jej nawet znieść z góry jej dziecinne łóżeczko, w które kto wie czyby się była teraz zmieściła. Babcia zaś utrzymywała, że to nie uchodzi, aby panna dorosła sypiała obok dziadka, że to nieprzyzwoicie i kazała jej posłać tymczasem w bawialnym pokoju. Adasia zaś, który dotąd zajmował ten pokój, przeniesiono do kancelaryi.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст