podróży w każdym kierunku czasu i przestrzeni, w jakim tylko jadący udać się zechce…
Filby zaczął się śmiać.
– Robiłem już eksperymenty – rzekł Podróżnik.
– O, jakżeby się taka machina przydała historykowi! – zauważył Psycholog. – Niejeden mógłby cofnąć się daleko w przeszłość i sprawdzić powszechnie przyjętą historię bitwy pod Hastings!
– Czy nie sądzisz, że zwróciłbyś na siebie uwagę? – rzekł Lekarz. – Nasi przodkowie niezbyt chętnie tolerowali anachronizmy.
– Można by się uczyć greki z ust samego Homera lub Platona – zauważył Bardzo Młody Człowiek.
– I bez wątpienia zatrzymano by cię przy pierwszym egzaminie, bo przecież uczeni niemieccy tak udoskonalili już grekę!
– W każdym razie na tej drodze jest przyszłość – powiedział Bardzo Młody Człowiek. – Dobra myśl! Można by oddać kapitały na procent i puścić się na złamanie karku!
– Na poszukiwanie społeczeństwa – zauważyłem – zbudowanego na zasadach komunistycznych.
– Co za szalone dziwactwa! – zaczął Psycholog.
– I mnie się tak zdawało. Toteż postanowiłem nikomu nic nie mówić, zanim…
– Nie sprawdzę za pomocą doświadczenia… – podchwyciłem. – Więc istotnie zamierzasz próbować tego?
– Eksperyment! – krzyknął Filby, któremu zaczęło się już mącić w głowie.
– W każdym razie obejrzyjmy ten eksperyment – powiedział Psycholog – chociaż to i tak wszystko są bzdury.
Podróżnik w Czasie uśmiechnął się do nas. Z uśmiechem też włożył ręce do kieszeni spodni i wyszedł z wolna z pokoju. Słyszeliśmy, jak człapią jego pantofle w długim korytarzu, który prowadził do laboratorium. Psycholog spojrzał na obecnych.
– Ciekaw jestem, co też zmajstrował?
– Jakąś kuglarską sztuczkę lub coś podobnego – rzekł Lekarz, a Filby zaczął opowieść o magiku, którego widział w Burslem, lecz nim skończył wstęp do opowieści, Podróżnik w Czasie wrócił i nic nie wyszło z anegdoty Filby'ego. Podróżnik w Czasie trzymał w ręku połyskujący przedmiot. Był to mechanizm metalowy niewiele większy od małego zegarka, a wykonany bardzo misternie, z kości słoniowej i jakiejś przezroczystej krystalicznej substancji. Zmuszony teraz będę opowiadać jasno i zwięźle o tym, co nastąpiło, zanim Podróżnik nie udzieli swych wyjaśnień, gdyż wszystko to było doprawdy niewiarygodne.
Podróżnik wziął jeden ze znajdujących się w pokoju ośmiokątnych stolików i umieścił go blisko ognia, oparłszy obie jego nogi na dywanie przed kominkiem. Na stoliku postawił mechanizm, przysunął krzesło i usiadł.
Na stole, oprócz machiny; stała tylko niewielka lampa z abażurem; jasne jej światło oświecało przyrząd. W pokoju paliło się jeszcze nadto około dwunastu świec, z tych dwie w brązowych lichtarzach na kominku, inne zaś w srebrnych kandelabrach, tak iż oświetlenie było rzęsiste.
Siedziałem w niskim fotelu, jak najbliżej ognia, i wysunąłem się teraz naprzód, aby znaleźć się pomiędzy kominkiem, a Podróżnikiem w Czasie. Za nim siedział Filby patrząc mu przez ramię. Lekarz i Burmistrz z prowincji zajęli miejsca z prawej strony, Psycholog z lewej. Bardzo Młody Człowiek stał za Psychologiem. Wszyscy uważaliśmy bacznie. Wydawało się, że w tych warunkach niemożliwa jest jakakolwiek sztuczka, choćby najsubtelniej obmyślona i wykonana najzręczniej.
Podróżnik w Czasie popatrzył kolejno na nas i na mechanizm.
– No i cóż? – spytał Psycholog.
– Ten mały przyrząd – rzekł Podróżnik w Czasie opierając łokcie na stoliku i ujmując aparat w ręce – jest tylko modelem, pomysłem machiny do podróżowania w czasie. Widzicie, że wygląda dość dziwacznie. Ten drążek – wskazał palcem daną część – ma dziwnie migoczącą powierzchnię jak coś, co nie ma bytu realnego. Tu znowu jest biała niewielka dźwignia, tam druga…
Lekarz podniósł się z krzesła i spojrzał na przedmiot.
– Jak to ślicznie wykonane! – zawołał.
– Zabrało mi to dwa lata pracy – odparł Podróżnik w Czasie, a gdy wszyscy poszliśmy za przykładem Lekarza, mówił dalej: – Teraz chciałbym, abyście pojęli jasno, że gdy naciśniemy tę dźwignię, machina zostaje wprawiona w ruch postępujący w przyszłość. Druga dźwignia nadaje ruch w kierunku odwrotnym. Siodełko stanowi siedzenie podróżnika w czasie. Teraz nacisnę sprężynę i maszyna pójdzie naprzód; zniknie, przeniesie się w przyszłość i stanie się niewidzialna. Patrzcie uważnie na przyrząd. Patrzcie również na stolik; zapewniam was, że tu nie ma żadnych sztuczek. Nie mam ochoty pozbywać się tego modelu, a potem uchodzić za szarlatana.
Przez chwilę panowało milczenie. Zdawało się, że Psycholog chciał coś mi powiedzieć, lecz zmienił zamiar. Podróżnik w Czasie wyciągnął palec w kierunku dźwigni.
– Nie – rzekł. – Daj rękę – i zwracając się do Psychologa wziął jego rękę w swoją i kazał mu wystawić wskazujący palec. I tak oto Psycholog sam puścił machinę w nieskończoną podróż. Ujrzeliśmy wszyscy obrót dźwigni. Uczuliśmy powiew wiatru, a płomień lampy buchnął w górę. Na kominku zgasła świeca, a niewielka machina zaczęła nagle wirować, stała się niewyraźna, jak zjawa, jak wir połyskującego z lekka brązu i kości słoniowej, aż wreszcie przepadła – znikła! Na stole nie było nic prócz lampy.
Wszyscy oniemieli na chwilę. Filby pierwszy uznał się za zwyciężonego.
Psycholog ochłonąwszy ze zdumienia spojrzał nagle pod stół. Wówczas Podróżnik w Czasie roześmiał się wesoło.
– No i cóż? – zapytał powtarzając słowa Psychologa. Następnie podniósł się, podszedł do pudełka z tytoniem na kominku i, odwrócony tyłem, zaczął nabijać fajkę.
Patrzyliśmy w osłupieniu jedni na drugich.
– Słuchaj – rzekł Lekarz – czy mówisz serio? Czy naprawdę sądzisz, że maszyna rozpoczęła już podróż w czasie?
– Z pewnością – odpowiedział Podróżnik, nachylając się dla zapalenia fajki. Następnie odwrócił się i spojrzał w twarz Psychologowi.
(Psycholog dla okazania, że się nie czuje wcale wytrącony z równowagi, szukał ratunku w cygarze i miał już je zapalić, ale zapomniał je przedtem obciąć).
– Co więcej, mam dużą machinę na ukonczeniu tam – wskazał w stronę laboratorium. – Gdy ją złożę w całość, sądzę, że będę mógł już odbyć podróż sam we własnej osobie.
– Sądzisz pan, że machina powędrowała w przyszłość? – spytał Filby.
– W przyszłość lub przeszłość – nie wiem na pewno, w jakim kierunku.
Po chwili Psycholog wpadł na nowy pomysł.
– Musiała powędrować w przeszłość, jeżeli w ogóle dokądkolwiek poszła – rzekł.
– Dlaczego? – zagadnął Podróżnik w Czasie.
– Gdyż, przypuszczam, nie poruszyła się w przestrzeni, bo jeśli powędrowała w przyszłość, to byłaby jeszcze tutaj, gdyż musiałaby przejść chwilę obecną.
– Jednak – rzekłem – gdyby pomknęła w przeszłość, musiałaby być widoczna wtedy, gdy po raz pierwszy weszliśmy do tego pokoju, i w ostatni czwartek, gdyśmy tu byli, i jeszcze wcześniej!
– Poważne zarzuty – zauważył obiektywnie Burmistrz