głośno ks. Baryczka. – Miara zgorszenia i nieprawości przepełnioną została, znużyła się cierpliwość Bogu, miłosierdzie ustępuje pomście i sprawiedliwości. Bóg, który dzieci karze za rodziców grzechy… jak w piśmie stoi, królestwo to nasze dotyka plagami okrutnemi za złość i winy tego, który mu panuje!
Nie chcę być sędzią drugich, bom sam grzesznym człowiekiem, ale niejeden król winien, który wodze wszystkiej swej namiętności puszcza, winni drudzy, bo ich karygodne milczenie wspólnictwem nazwać można…
Komuż przystało skarcić, do opamiętania skłaniać, na dobrą drogę go prowadzić, jeśli nie duchownej starszyznie, ojcom kościoła, którzy przy tronie stoją?
Kto będzie się śmiał odezwać, jeżeli oni zmilczą?
To mówiąc pierś uderzył pięścią ściśniętą ks. Baryczka.
– Winien, tak, winien Arcybiskup nasz Bogorja, pobłażliwy do zbytku; winien siostrzan jego, kapłan, co duchownych swych obowiązków dla świeckich spraw zapomina, ks. Suchywilk… jurysta więcej niż kapłan, dworak raczej niż ksiądz… a wreszcie mój najdroższy ojciec, ks. Biskup Bodzanta, który obowiązek czuje, a za długo się ociąga z surowem spełnieniem jego. Lecz tego ja skłonię, na kolanach uproszę, poprowadzę przed króla, a nie… to sam w imieniu jego stanę.
Tak, dodał, unosząc się i oczyma ognistemi wodząc po przytomnych – tak, stanę ja, choćby mnie miał spotkać los Stanisława biskupa, błogosławionej pamięci.
Takiego jak on, mężnego bojownika pańskiego potrzeba nam, a ja, choć rzemyka obówia świętego męczennika rozwiązać nie jestem godnym – ja, pójdę w jego ślady.
Stojący obok ks. wikariusza Otto ze Szczekarzewic Toporczyk (Neorży powinowaty i tegoż co on szczytu) z zakąszoną wargą i przymrużonem okiem jednem, począł się uśmiechać nieco szydersko.
Ks. Baryczka dostrzegł ten uśmiech, zmarszczył się groźno, i pytające ku niemu z gniewem zwrócił oblicze.
– Ojcze mój – z przekąsem odezwał się Otto ze Szczekarzewic – nie te to czasy, w których królowie rozgniewani męczenników czynili z was, a sobie gotowali klątwy i wygnanie… Wiecie co we Wrocławiu król czeski powiedział naszemu biskupowi, gdy mu za zajęcie dóbr klątwą zagrażał? Rozśmiał się obojętnie i rzekł:
– Widzę, że ci się męczeństwa zachciało, alem ja do tego nieskory. Dóbr ci nie oddam i życia nie odbiorę, a o klątwę rozprawim się w Rzymie.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.