tych Żydów! – mruknął stary. – Mówili, że czarna…
Zakołatano we drzwi.
– Prosimy! a kto tam?…
Na progu ukazał się tęgo zbudowany facet w kożuchu.
– To ja, sąsiad… (bodaj mnie roztratowali!…) Niech będzie pochwalony…
– Pan Wojciech! – zawołała kobieta. – Na wieki wieków…
– Podaj opłatki, Haniu – rzekł starzec, wyciągając ręce.
– Bo ja tu, z przeproszeniem, przyszedłem państwa prosić do nas na wilię. Stara, panie, Zosia i reszta (bodaj mi oś pękła na środku drogi) wszyscy hurmem proszą. Ot, co jest!
Przy tych słowach mówca plunął przez zęby.
– A panie Wojciechu, jakżebyśmy też śmieli panu robić subiekcję8?…
– Nic z tego (bodajem onosaciał9!) Nie odejdę bez państwa…
– Zawsze w domu… – mówiła nieśmiało kobieta.
– A cóż to w domu? czy tu państwa kto na kantarze10 trzyma (bodajem Żydom wodę woził!…), czy co?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.