Janusz Korczak

Ludzie są dobrzy


Скачать книгу

a, ale pamięta. Już taka jest, że pamięta.

      Mama szyje, pierze, gotuje, a ojciec leży w łóżku. Ojciec chory, a mama nie ma czasu.

      – Powiedz, tatusiu, jak tam jest. Ale od początku.

      – Tyle razy mówiłem.

      – Ale chcę jeszcze raz.

      – Ano dobrze. Więc siadamy na okręt1.

      – Nie. Że dostałeś certyfikat2. Bo nie rozumiem, co to jest. Co to jest port3? Co to jest kajuta4? Dlaczego woła się tam na ciebie: aba5? Co to jest morze? Dlaczego po hebrajsku „dzień dobry” mówi się – szalom – i „do widzenia” – szalom? Jeżeli ktoś ma umierać, czy też mówi: „szalom”?

      Była mała, ale pamięta. Już taka jest.

      Pamięta, że ojciec zakasłał, mama prędko wyszła z pokoju.

      – Pojedziemy koleją.

      – Będę siedziała przy oknie.

      – No tak. Potem będziesz zmęczona. Mama położy na ławce palto, wyjmie z walizki poduszkę.

      – Nieprawda. Mama pościel zapakuje osobno, bo do walizki nie zmieści się. I ja nie będę zmęczona. Nie będę spała.

      – To nie. Potem okręt.

      – Na okręcie są pomarańcze? Będziesz tam sadził drzewa? Będziesz zdrów?

      – No tak. Zobacz, gdzie jest mama. Poproś, żeby nie płakała.

      – Skąd wiesz, że mama płacze?

      Zesunęła6 się z łóżka na podłogę. Była mała. Zaniosła stołeczek do drzwi. Zawsze tak robiła, żeby sięgnąć do klamki. Wyszła do sieni7.

      – Mamo, dlaczego płaczesz?

      Mama wytarła oczy i pomyślała trochę.

      – Nie mów przy tatusiu… nie mów, że ktoś umiera.

      – Bo niegrzecznie tak mówić? Brzydko?

      – Nie brzydko, tylko tatuś jest chory. Chory powinien być wesół, a śmierć jest smutna.

      No tak; dziadzio też mówi, że za wiele się pyta i za wiele chce wiedzieć. Ale dlaczego dzieci nie mają rozumieć wszystkiego tak jak dorośli?

      Była mała, ale pamięta, że potem jechała koleją i siedziała przy oknie. Nie do morza8 jeszcze jechała, tylko do lasu. A w lesie, w białym domu, leżał tatuś na białym łóżku.

      – Powiedz, jak tam jest.

      – Będziesz miała osiołka. Konika z długimi uszami.

      – Wiem.

      – Będziesz siedziała na osiołku jak chłopiec. Dziewczynki w spodniach chodzą w Palestynie9.

      – Wiem. Widziałam na obrazku.

      – Białe kurki będziesz karmiła. Zrobię ci latawca10 na długim sznurku; wysoko puścisz go z wiatrem.

      – Winogrona będę zrywała. Są tam chaluce11, szomrzy12 i prorocy.

      – Dziadzio mówił ci o prorokach?

      – Mówił. Sama też rozumiem.

      – A kto to są prorocy, jeżeli rozumiesz?

      – Prorok wszystko może i wie, co będzie. Ja też wiem.

      – Powiedz, bo i ja chcę wiedzieć.

      – Wiem, że będziesz zdrów i będziesz pracował w polu.

      Zaczęła się śmiać, żeby tatusiowi i mamie było wesoło. Ale weszła pani w białym fartuchu, spędziła ją z łóżka i nawet gniewała się. A tatuś mówi:

      – Tak, tak. Zejdź. Nie można. Pani ma słuszność.

      Potem pożegnały się i wyszły z białego domu do bramy w tym lesie. A tatuś oparł się o okno, wychylił się, kłaniał się ręką i zawołał z daleka: „szalom”. A mama nic, tylko prędko wyszły za ogrodzenie. I to był ostatni już raz.

      Potem mieszkała u cioci.

      Ciocia dobra była, ale ten chłopczyk, ten kuzyn, ciągle chciał, żeby była koniem i żołnierzem, i popychał ją, uderzał batem po nogach i śmiał się, że jest beksa.

      – Bawmy się w okręt – prosiła go.

      Ale on chce, żeby i na okręcie były konie i bitwy.

      Długo były u babci i dziadzia. Ale dziadzio nie opowiada o prorokach:

      – Co ci będę głowę zawracał? I tak za dużo myślisz. Główkę męczysz, kochanie.

      Wcale nie; są wesołe myśli, które nie męczą. Taka wesoła myśl: że tatuś żyje i czeka w Palestynie, żeby przyjechały.

      Bo może nie umarł, może kazał tylko tak powiedzieć pani w białym fartuchu, bo chce zrobić niespodziankę? Kiedy był przed tym zdrów, też robił niespodzianki.

      Powiedział, że pod poduszką jest mysz, a była czekolada. Cała duża tabliczka czekolady.

      Raz powiedział, że już jadą do Palestyny i zobaczą wielbłąda. I był wielbłąd, ale w ogrodzie, w zwierzyńcu13. Wielbłąd wysunął głowę spoza ogrodzenia14 i zjadł bukiet. Nie bukiet, tylko liście. Bała się, a tatuś mówi:

      – Daj. Nie bój się. On ci nic nie zrobi.

      Bardzo chciała się nie bać, ale serce mocno biło. Nie chce się słuchać, nieposłuszne serce.

*

      Raz mówił tatuś, że w sercu są cztery komórki, cztery pokoiki. Pokazał w książce na obrazku.

      – Widzisz. To są pokoiki serca. Z komórki do komórki płynie krew.

      Jeszcze coś mówił, ale nieuważnie słuchała i nie pytała się. Żeby wiedzieć, wiele trzeba się pytać i bardzo trzeba uważać.

      To było wieczorem. Senna była i miała skaleczony palec, który przeszkadzał słuchać, co tatuś tłumaczy. Tak dziwnie skaleczyła palec pokrywką od blaszanego pudełka.

      Mama mówi: „nieostrożna jesteś”, czasem nawet gniewa się. Nie bardzo gniewa się, trochę tylko, krótko gniewa się mama; ale przykro. Czy można zawsze być ostrożną? Czasem coś się stanie od razu… Tyle trzeba wiedzieć.

      Już wie, że blaszane pudełko może być ostre jak nóż albo szkło – i wie, że nie można dmuchać w popiół.

      Bo raz było tak. Żeby zgasić zapałkę, trzeba dmuchać; żeby rozpalić ogień w piecu, też trzeba dmuchać. Widziała, jak to się robi, ale sama nie próbowała. Więc dmuchnęła mocno, bo piec duży.

      Zaraz od razu w oczach ból i już nic nie widzi. Zamknęła oczy, nie może otworzyć. Krzyknęła głośno. Mama woła:

      – Pokaż. Co się stało? Otwórz oczy.

      Nie może. Ręce mamy odpycha i oczy zasłania. Chce powiedzieć, też nie może. Mama sama się domyśliła. Dorośli na wszystko prędko mają radę. Mama umyła jej twarz, rogiem chustki do nosa wyjęła z oka czarne kawałki węgla. Sama, bez doktora.

      – Widzisz to czarne? Daj teraz drugie oczko.

      Potem przyłożyła do oczu dwa ciepłe kawałki waty z wodą. A tatuś śmiał się wieczorem.

      – Będziesz w piec dmuchała? Chcesz zostać kominiarzem?

      Wołał potem:

      – Chodź, kominiarczyku, do tatusia.

      A mama mówi:

      – Dobrze