czy czuwa. Czuła zimno, ale nie mogła zadrżeć. Gardło ją bolało, ale nie mogła przełykać. Docierały do niej głosy, ale stłumione.
Skupiła się na słowach i rozpoznała głęboki bas męża.
– Ostrożnie z jej szyją – skarcił kogoś Monk ostrym tonem.
– Musimy ją przesunąć, żeby wprowadzić zgłębnik nosowo-żołądkowy.
Ból eksplodował w jej głowie – lecz nie mogła nawet westchnąć. Coś twardego wśliznęło się w jej lewe nozdrze. Gdzieś głęboko urosło kichnięcie, jednak do niego nie doszło.
Zmusiła się, żeby otworzyć oczy.
Zużyła na to wszystkie siły.
W nagrodę do jej czaszki wdarło się oślepiające światło. Przelotnie zamajaczył rozmazany świat. Wokół niej pracowały jakieś postacie, ale widziała je jakby przez pryzmat. Obrazy dwoiły się i troiły, trudne do rozróżnienia.
Potem niemożliwie ciężkie powieki znowu opadły i odcięły widok.
Nie…
Spróbowała ponownie, ale daremnie.
– Jest zapisana na następną tomografię – powiedział ktoś, tym razem wyraźniejszym głosem.
– Pójdę z nią – oświadczył Monk.
Walczyła, żeby poruszyć ramieniem, dłonią, chociaż palcem. Żeby dać mu znać, że ona tu jest.
Monk… co mi się stało?
Wiedziała, że jest w szpitalu.
Ale dlaczego? Co się stało?
Potem sobie przypomniała. Wszystko wróciło tak wybuchowo jak rozbłysk światła przed chwilą. Napad, zamaskowane postacie, walka.
Dziewczynki…
Rozciągnięta na kuchennej podłodze, krwawiąca, ledwie przytomna, patrzyła, jak zabierają jej córeczki. Każdą niósł jeden z napastników, ich małe ciałka były wiotkie i bezwładne. Na podjeździe czekała furgonetka na jałowym biegu, zaparkowana przed garażem z tyłu, gotowa zabrać uśpione ofiary.
Potem następne dwie postacie przeniosły obok niej Seichan, zwisającą bezsilnie w ich rękach.
Zanim znikli w mroku, ten niosący nogi Seichan obejrzał się na Kat i zawołał do kogoś na tylnym podwórzu:
– A co z tą suką?
Kat prawie nic nie widziała, ciemność zamykała się wokół niej ze wszystkich stron. Ktoś wszedł po schodach z tyłu i przez kuchenne drzwi. Zamaskowana postać, niewyraźna na tle nocy, spojrzała na Kat, potem podeszła bliżej i przyklękła na jedno kolano, żeby dokładniej się przyjrzeć.
Długie ostrze błysnęło w dłoni okrytej rękawiczką.
Kat czekała, aż przywódca poderżnie jej gardło.
Zamiast tego wyprostował się, odwrócił i ruszył do drzwi.
– Zostawcie ją – powiedział stłumionym głosem. – Mamy to, czego potrzebujemy.
– Ale jeśli ona przeżyje…
– I tak już będzie za późno.
Panika wywołana przez te słowa na chwilę odepchnęła ciemność. Kat wyciągnęła rękę w stronę drzwi, ale nie mogła ich zatrzymać.
Moje córeczki…
Zapadała w niepamięć, pewna tylko jednej rzeczy.
Teraz, zamknięta w innym więzieniu, Kat próbowała wykrzyczeć światu tę wiedzę, przekazać ją innym, ostrzec ich – lecz nie miała już głosu.
Pamiętała zamaskowanego przywódcę i wpadła w rozpacz.
Wiem, kim jesteś.
Godzina 2.22
Seichan ocknęła się, ale nie otworzyła oczu.
Wciąż półprzytomna, udawała, że śpi. Po latach treningu instynktownie wiedziała, że nie należy się ruszać. Jeszcze nie. Czujna, polegała na swoich zmysłach. W ustach miała kwaśny, metaliczny posmak. Mdliło ją, burczało w żołądku.
Narkotyk…
Powróciła pamięć.
…frontowe drzwi otwierają się gwałtownie bez ostrzeżenia.
…ciemne, zamaskowane postacie wpadają do środka.
…następny trzask dochodzi z tyłu domu.
Teraz serce waliło szybko, pomagając jej się skupić.
W chwili napadu leżała na kanapie. Kat poszła do kuchni po kieliszek wina i gazowany cydr dla niej. Właśnie położyły dziewczynki spać na górze i planowały zapakować resztę prezentów. Seichan chciała również poradzić się starszej koleżanki, dowiedzieć się więcej o tym, co to znaczy być matką.
Przy kolacji Kat zrobiła już dużo, żeby uśmierzyć jej niepokój. Seichan przeczytała W oczekiwaniu na dziecko tyle razy, że jej egzemplarz był pełen podkreśleń i miał ośle uszy, ale Kat udzieliła jej praktycznych rad, jakich nie znajdzie się na kartkach książki: „Przed snem nałóż maść na pieluszki, żeby skrócić nocne wstawanie, nasącz gryzaczki do ząbkowania kwaśną zalewą z marynaty”.
Ale przede wszystkim jej rady sprowadzały się do dwóch najważniejszych słów:
Nie panikuj.
Kat obiecała, że będzie przy niej przez cały czas. W sali poporodowej. „Nawet pójdę z tobą do przedszkola jej lub jego pierwszego dnia – obiecała. – To jest najgorsze. Pozwolić im odejść”.
Seichan nie bardzo mogła w to uwierzyć i kiedy Kat poszła po wino, fantazjowała, że po porodzie odejdzie, zostawi dziecko z Grayem i zniknie. Jaką byłaby matką dla tego dziecka?
Kiedy jej matkę porwano z domu, Seichan zamieszkała na ulicy. Koczowała w slumsach Bangkoku i ciemnych zaułkach Phnom Penh, na wpół zdziczała, niczym bezdomny kot. Wtedy opanowała podstawowe umiejętności niezbędne w jej przyszłym zawodzie. Żeby przeżyć, musiała być czujna, przebiegła i brutalna. W końcu zwerbowano ją do tajnej organizacji przestępczej znanej jako Gildia, gdzie doszlifowano jej prymitywne uliczne umiejętności i zmieniono ją w bezwzględną zabójczynię. Dopiero kiedy zdradziła swoich pracodawców i zniszczyła organizację, zaznała odrobiny spokoju, znalazła kogoś, kto ją kochał, kto chciał stworzyć jej dom i dzielić z nią życie.
Nie powinnam była w to uwierzyć.
Paranoja i podejrzliwość zawsze stanowiły część jej DNA, ale w ciąży nie pozwoliła, żeby ta trucizna przeniknęła do organizmu dziecka. Niestety, niemądrze osłabiła czujność.
I zobacz, co się stało.
Kiedy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, zeskoczyła z kanapy. Błyskawicznie wyciągnęła sztylety z pochew na nadgarstkach i cisnęła nimi w napastników. Wprawdzie była w ciąży, ale ukryte noże stanowiły jej nieodłączną część. Pierwszy trafił przywódcę, wbił się w klatkę piersiową. Mężczyzna zatoczył się do tyłu i wpadł na choinkę. Udekorowane drzewko runęło z trzaskiem na podłogę. Drugi sztylet pomknął w stronę zamaskowanej postaci, wbiegającej z łomotem po schodach, z pistoletem w ręce.
Idzie po dziewczynki…
Czy z powodu paniki, czy wielkiego brzucha zakłócającego równowagę – chybiła. Ostrze wbiło się w balustradę, a napastnik zniknął na piętrze.
Potem rozpętało się pandemonium.
W zamieszaniu nawet nie poczuła ukłucia usypiającej strzałki. Serce jej łomotało, krew szybciej