Anna Langner

Napraw mnie


Скачать книгу

To było straszne. Musiałem zjeść po tym kit kata, a wiesz, że kompulsywne jedzenie mam już za sobą. – Słyszę wzburzony głos mężczyzny z działu technicznego. Stoi obok mnie przy ladzie z jedzeniem i nakłada sobie sałatkę.

      – Ale lazanie były niezłe – odzywa się jego kolega, który jeśli wierzyć temu, co mówiła Natalie, jest dla niego kimś więcej.

      – Lazanie były tylko pretekstem! Gdy weszła i spojrzała na nas tymi małymi wścibskimi oczkami, od razu wiedziałem, że nas rozszyfrowała!

      – Też miałeś wrażenie, że proponuje nam trójkąt?

      – Wtedy, gdy powiedziała, że ma nakładki na penisy z wypustkami? Szczerze, gdybyśmy mieli to z kimś zrobić, wolałbym Barry’ego. Widziałeś jego tyłek? – Mężczyźni wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

      – Przestań. Mówisz to, bo chcesz wzbudzić we mnie zazdrość – oburza się ten drugi.

      – Nie. Mówię serio. Myślisz, że by się zgodził?

      Nie słucham dalej. Odebrało mi apetyt, więc odkładam pusty talerz i wychodzę ze stołówki. Przynajmniej nie tylko ja jestem na językach. Laura też dała się poznać ze swojej „najlepszej” strony.

      Swoją drogą, od rana nie widziałam jej syna. On i jego seksowny tyłek nie zjawili się też na lunchu. Może to i lepiej.

      Postanawiam uciszyć burczenie w brzuchu najbardziej kaloryczną kawą z automatu, ale wpadam na Steve’a.

       Świetnie! Pora spojrzeć w oczy temu, którego penis zaliczył bliskie spotkanie z migdałkami mojej koleżanki.

      – Eeee… Chyba powinnam przeprosić za wczoraj… – zaczynam się jąkać.

      – Zapomnijmy o tym. – Steve uśmiecha się i klepie mnie po ramieniu. – Każdemu z nas zdarzają się takie niefortunne sytuacje. Ale my w Black Library skupiamy się na postępie. Ważne jest jutro, a nie wczoraj. Nie rozpamiętujemy starych spraw!

       Serio? Powiedz to wszystkim tym, którzy się na mnie gapią.

      Patrzę na jego koszulę w tukany i zastanawiam się, czy nie ma w swojej kolekcji na przykład takiej w leniwce. Albo w świnki morskie.

      – Chciałam też przeprosić za moją koleżankę. Czasami najpierw mówi, a potem myśli. Trochę ją poniosło.

       Tak! Powiedziałaś to! A teraz zobaczymy, jak to rozegra. Co ty na to, hawajski zboku?!

      – Tak… Poniosło ją. Dobrze to ujęłaś. – Steve robi się czerwony. – Twoja przyjaciółka to bardzo wylewna osoba. Myślę, że chciała dobrze.

       Ty już dobrze wiesz, jaka ona jest wylewna! I tak, chciała dobrze, a nawet zrobiła ci dobrze!

      – To bardzo kreatywna osoba! Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem jej wystąpienia w moim biurze.

      – Ekhm… Nie wątpię. Becky przy bliższym poznaniu zyskuje. O czym rozmawialiście? Jeśli wolno spytać.

       Okej, trochę przesadzam i jestem wścibska, ale świetnie się bawię, obserwując zażenowanie swojego szefa.

      – Dała mi parę rad, jak sprawić, by członek… to znaczy człowiek… w sensie pracownik biura… stawał na wysokości zadania. Motywacja! Bardzo cenne rady! – Steve wyrzuca z siebie zlepek słów i robi mi się go szkoda. Czas zakończyć te tortury.

      – Tak, Becky z pewnością umie motywować. No nic, muszę już iść. Obowiązki wzywają. Cieszę się, że wszystko jest w porządku po tym wczorajszym zamieszaniu – mówię, dusząc się od powstrzymywanego śmiechu.

      – Zawsze możesz na mnie liczyć, Amy. – Steve unosi kciuk, po czym kieruje się do stołówki. – Pozdrów swoją przyjaciółkę. Bardzo mile wspominam naszą wczorajszą pogawędkę.

      – Przekażę jej. Na pewno się ucieszy – mówię i zakrywam usta dłonią. Becky będzie dumna jak paw, gdy powiem jej, jakie wrażenie na nim zrobiła.

      W końcu docieram do automatu z kawą i czuję się jak ledwo żywy człowiek na pustyni, który dotarł do oazy.

       Jeśli zaraz nie wypełnię czymś żołądka, to oszaleję!

      Drżącymi rękoma wrzucam drobne do automatu i po chwili czuję kofeinowy aromat.

      – Wyglądasz jak alkoholik na odwyku. Aż tak chce ci się kawy?

      Podskakuję zaskoczona i widzę, że Barry opiera się o automat. Ma na sobie białą koszulę z nonszalancko podwiniętymi rękawami.

       Kocham białe koszule. Na nim.

       Ale chwila, czy on potrafi pojawiać się znikąd?! Bo ostatnio ciągle to robi.

      W sumie to Barry – potrafi wszystko. Począwszy od programowania i jazdy na desce, a skończywszy na niesamowitych pocałunkach i patrzeniu na ciebie tak, że w myślach robisz przed nim striptiz.

      Zerkam na jego zarost i cienie pod oczami. Chyba nie tylko dla mnie miniona noc była ciężka. Z tym że on, w przeciwieństwie do mnie, gdy jest zmęczony, wygląda pociągająco na zasadzie: „Jestem niesamowity. Całą noc uprawiałem seks”. Mój wygląd krzyczy natomiast: „Jestem beznadziejna. Całą noc wisiałam nad muszlą klozetową”.

      – Potrzebuję kawy. Duuużo kawy – mówię, patrząc na niego znad kubka.

      Brzmię jak dwulatka, która dopiero co nauczyła się łączyć wyrazy w zdania. Ale nic na to nie poradzę – Barry blisko mnie oznacza minus sto punktów do logiki.

      – Szef ma urodziny. W piątek jest impreza firmowa z tej okazji – stwierdza beznamiętnym tonem, a ja się zastanawiam, po co mi to mówi. I dlaczego w ogóle ma ochotę ze mną gadać.

      – Znowu? – jęczę rozżalona, bo ostatnia piątkowa impreza, delikatnie mówiąc, nie należała do udanych.

      – Jesteś nowa. Lepiej, żebyś przyszła. – Zakłada ręce na piersi i wygląda na śmiertelnie poważnego.

      – Bo co? Inaczej Steve mnie zwolni?

      – Nie. Bo jeśli nie przyjdziesz, nie dowiesz się, dlaczego wyjechałem i dlaczego traktuję cię jak gówno. – Jego słowa opadają na mnie ciężko jak ołowiany deszcz. Czuję się przytłoczona i zaczyna brakować mi powietrza.

      Zastanawiam się, czy się nie przesłyszałam, ale on kontynuuje:

      – Ubierz się ładnie. I lepiej przynieś jakieś dobre whisky.

      Panika mija. Teraz mam ochotę go spoliczkować. Za ten jego rozkazujący ton. Za to, że ze mną pogrywa i myśli, że moja ciekawość przezwycięży dumę. I za to, że ma rację, jak zwykle zresztą.

      Oczywiście, że przyjdę. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie się tłumaczył.

      – Zobaczę, co da się zrobić – odpowiadam znudzonym głosem.

      Biorę łyk kawy. Zanurzam wargi w ciepłej, karmelowej piance, a potem powoli je oblizuję, patrząc mu przy tym w oczy. Widzę, jak przełyka ślinę, gdy podąża wzrokiem za moim językiem.

      Lekcje Becky nie poszły na marne. Jeśli się postaram, to jestem nawet całkiem niezła w te klocki.

      Potem jak gdyby nigdy nic odwracam się i ruszam pewnym krokiem w stronę swojego biura, nucąc pod nosem Moon River. Stukam obcasami. Kręcę biodrami, zdecydowanie zbyt mocno. Wiem, że to robi na nim wrażenie.

       O tak, teraz jestem jak prawdziwa Holly. Może mam odrobinę mniej klasy, ale za to sporo uroku i większy tyłek.