Jennie Lucas

Narzeczona z Paryża


Скачать книгу

target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_a675cf52-2d94-55a9-a10a-aadf3aae5589.jpg" alt="Okładka"/>

      Jennie Lucas

      Narzeczona z Paryża

      Tłumaczenie: Katarzyna Panfil

      HarperCollins Polska sp. z o.o.

       Warszawa 2020

      Tytuł oryginału: Chosen as the Sheikh’s Royal Bride

      Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019

      Redaktor serii: Marzena Cieśla

      Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

      © 2019 by Jennie Lucas

      © for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

      Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

      Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

      Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

      Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

      HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

      Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

      HarperCollins Polska sp. z o.o.

      02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

       www.harpercollins.pl

      ISBN 978-83-276-5222-5

      Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

      ROZDZIAŁ PIERWSZY

      – Chyba nie mówisz poważnie!

      Omar bin Saab al-Maktoun, król Samarkary, odparł zimno wezyrowi:

      – Zupełnie poważnie.

      – Ale… targ narzeczonych? Tego w Samarkarze nie było od stu lat!

      – Więc pora ożywić tradycję – odparł ponuro Omar. – Nie wszyscy moi poddani cieszą się ze zmian.

      – Chcesz zadowolić kilku zatwardziałych konserwatystów za cenę własnego szczęścia? Nie lepiej po prostu poślubić córkę al-Abayyi? Przecież wszyscy tego właśnie oczekują.

      – Oczekuje tego połowa szlachty. Druga połowa się sprzeciwi. Mówią, że Hassan al-Abayyi i bez tego jest zbyt potężny.

      – Pogodzą się z tym. Laila to najlepszy wybór. Piękna. Obowiązkowa. – Ignorując groźne spojrzenie Omara, wezyr dodał: – Biorąc ślub, wreszcie zmazalibyście rodzinną tragedię…

      – Nie – powiedział stanowczo Omar. Wciąż próbował zapomnieć, co się stało przed piętnastu laty. Gdyby ożenił się z Lailą, musiałby o tym pamiętać każdego dnia. – Najskuteczniejszym sposobem jest targ narzeczonych.

      – Najskuteczniejszym? Poczekaj i przemyśl to jeszcze – błagał Kalid.

      – Mam trzydzieści sześć lat. Już zbyt długo czekałem.

      – Omarze! – Wezyr, jako jego przyjaciel z dzieciństwa, mógł zwracać się do niego po imieniu. – Jeśli poślubisz nieznajomą, możesz się skazać na całe życie. I po co ci to?

      Ale Omar nie zamierzał odsłaniać swojej najgłębszej słabości.

      – Podałem już swoje powody.

      – A gdyby całe królestwo jednomyślnie błagało cię o poślubienie Laili? Czy wtedy byś to zrobił?

      – Oczywiście – odparł Omar, pewien, że to się nigdy nie zdarzy. – Liczy się tylko mój lud.

      – I to dla ludu jesteś gotów uzależnić wszystko od tej barbarzyńskiej tradycji?

      Omar zacisnął szczękę.

      – Dość. Podjąłem decyzję. Znajdź mi dwadzieścia kobiet nadających się na królową. Mają być znakomite i piękne. Ale najpierw upewnij się, że każda z nich jest gotowa zostać moją narzeczoną. I zrób to natychmiast.

      Chyba zgłupiała, żeby się na to zgodzić…

      Beth Farraday rozglądała się po sali balowej eleganckiej rezydencji, która mieściła się w Paryżu. Szejk Omar, król Samarkary, zapłacił sto milionów euro, by wejść w posiadanie tej osiemnastowiecznej kamienicy z własnym ogrodem. Beth dowiedziała się tego od personelu. To przy nim czuła się tu najbardziej swobodnie.

      Nie pasowała do tych olśniewających kobiet w sukniach koktajlowych, potencjalnych królewskich narzeczonych przybyłych tu z całego świata. Każda z pozostałych dziewiętnastu kobiet była nie tylko niewiarygodnie piękna, ale też dokonała czegoś niezwykłego. Jak dotąd, Beth poznała kobietę nominowaną do Nobla, zdobywczynię Pulitzera, najmłodszą senator stanu Kalifornia, słynną artystkę z Japonii i profesjonalną gimnastyczkę z Brazylii.

      A ona sama? Panna nikt.

      Zupełnie tu nie pasowała i wiedziała to, jeszcze zanim wsiadła wczoraj do samolotu z Huston do Nowego Jorku, a stamtąd do prywatnego odrzutowca – wraz z innymi kobietami podróżującymi z Północnej i Południowej Ameryki. Wiedziała to od chwili, gdy jej genialna siostra bliźniaczka poprosiła ją, by zamiast niej wystąpiła w tym cyrku na kółkach.

      – Proszę, Beth – błagała ją przez telefon dwa dni wcześniej. – Musisz to zrobić.

      – Mam udawać ciebie? Oszalałaś?

      – Pojechałabym sama, ale dopiero co zobaczyłam zaproszenie. Wiesz, że nie mogę opuścić laboratorium. Już wkrótce dokonam przełomu.

      – Zawsze tak myślisz!

      – Zresztą ty i tak masz lepsze gadane niż ja – przymilała się jej siostra. – Wiesz, że nie radzę sobie z ludźmi. Co innego ty.

      – Faktycznie, jestem doskonałym materiałem na księżniczkę – odparła ironicznie Beth, kończąc zamiatać w sklepie charytatywnym, w którym pracowała.

      – Wystarczy, że pojawisz się na tej imprezie w Paryżu, a oni dadzą mi milion dolarów. Pomyśl tylko, jak by to wpłynęło na moje badania…

      – Myślisz, że zrobię wszystko, gdy tylko mi powiesz, że ratujesz chore dzieci…

      – A nie?

      Beth zamilkła.

      – Dobra – westchnęła.

      I to dlatego była teraz w Paryżu. Mając na sobie czerwoną, zdecydowanie zbyt obcisłą suknię, bo jako jedyna z potencjalnych narzeczonych nie wpisywała się w przewidziany rozmiar. Nie pasowała. I tyle.

      Kilka godzin wcześniej zarówno ją, jak i pozostałe kobiety przewieziono do tej rezydencji limuzyną z luksusowego hotelu, w którym zostały zakwaterowane. Cały ten czas Beth spędziła w sali balowej, obserwując, jak wszystkie te piękne, spełnione kobiety jedna po drugiej podchodzą porozmawiać z ciemnookim szejkiem siedzącym w tyranicznym przepychu na podwyższeniu.

      Wszystkie poza Beth. Zdaje się, że doradcy szejka wahali się, co z nią zrobić. Najwyraźniej uznali, że nie jest ani trochę w typie ich szefa. Z czym się żarliwie zgodziła. Spojrzała na gniewnego mężczyznę siedzącego na tronie. Wskazywał kolejne z tych wspaniałych kobiet aroganckim kiwnięciem palca. A one, ku jej zdumieniu, podporządkowywały się nie z rumieńcem zażenowania, ale z uśmiechem! Dlaczego? Wszystkie były spełnione, piękne i sławne. Chyba nie robiły tego dla pieniędzy…

      A sam król nie wyglądał szczególnie atrakcyjnie. W dodatku był nieuprzejmy. W Teksasie Zachodnim, skąd pochodziła, każdy gospodarz już w progu