„niewinny” czy „abstrakcyjny” nie jest bynajmniej jednoznaczny z dowcipem „beztreściowym”, lecz jest on przeciwieństwem dowcipu „tendencyjnego”, który omówimy później. (…) dowcip niewinny, czyli nietendencyjny, może mieć nader bogatą treść, może wyrażać cenne prawdy, sama jednak jego treść jest od dowcipu niezależna – to treść myśli, która w danym wypadku została dowcipnie wyrażona dzięki sięgnięciu po szczególne środki ekspresji (Freud, 1905b/1997, s. 87).
Wobec tego nie można stwierdzić, że dowcip niewinny pozbawiony jest treści. Ponadto przyjemność, której dostarczają dowcipy w ogóle – czy to tendencyjne czy nie – jest zdaniem Freuda sumą wrażeń wynikających z ich formy i treści (Freud, 1905b/1997). Nie sposób zaprzeczyć, że istnieje wielka liczba dowcipów, w których trudno dopatrzeć się jakiejkolwiek wartościowej myśli. Naturalnie nie uszło to uwadze ojca psychoanalizy, który jako przykład w tej dziedzinie przytacza krótki dowcip sytuacyjny zrodzony w umyśle gospodarza domu, w którym uczony bawił kiedyś z wizytą. Trudno orzec, w jakim stopniu zgodne z zamiarem Freuda było to, że rzeczony dowcip ma stosunkowo silne zabarwienie polityczne, które z pewnością dało się wyraźnie odczuć na przełomie XIX i XX wieku. Być może nie najgorszym pomysłem będzie więc przywołanie przykładu, który nie pochodzi z dzieła Freuda, lecz z polskiego przekładu wspomnianej już książki Filozofia dowcipu. Humor jako siła napędowa umysłu. Nieseksualne i nieagresywne dowcipy mają, zdaniem jej autorów, ostatecznie przesądzać o klęsce psychoanalitycznej koncepcji. Jeden z przykładów opiera się na prostej grze słów: „Ile nici ma dentysta? Sto ma, to logiczne” (Hurley, Dennett i Adams, 2016, s. 85).
Według Freuda w tego rodzaju przypadkach doznawanej przez słuchacza rozkoszy nie da się powiązać z tendencją ani żadną specyficzną treścią dowcipu, a wobec tego należy uznać, że jedynym jej źródłem jest technika. Ta obserwacja skłania go do podjęcia dyskusji z myślicielami wypowiadającymi się w kwestii estetyki. „Autorytety filozoficzne”, jak ich nazywa Freud, zwyczajowo zaliczają dowcip do dziedziny komiczności, tę natomiast traktują jako kategorię estetyczną (Freud, 1905b/1997).
Ojciec psychoanalizy zgadza się z Fischerem, że istnieją takie formy aktywności psychicznej, które nie dążą do spełnienia żadnych zasadniczych celów egzystencjalnych, lecz czerpią przyjemność same z siebie i to one właśnie zasługują na miano estetycznych. Twierdzi jednak, że dążenie do rozkoszy jest, ogólnie rzecz biorąc, cechą naszej psychiki, a więc trudno mówić o sytuacji, w której jej praca nie jest podyktowana żadnym zamiarem (Freud, 1905b/1997).
Freud zdaje się wręcz sugerować, że wszelkie inne aktywności zmierzające do osiągnięcia konkretnego zaspokojenia nie są przecież niczym innym jak próbami osiągnięcia rozkoszy, którą wszak można pod pewnymi warunkami zdobyć także w ten sposób, że pozostawi się aparatowi psychicznemu wolność w wyborze takiego sposobu działania, który sam w sobie jest w stanie przysporzyć rozkoszy. Być może dalsza lektura Dowcipu i jego stosunku do nieświadomości pozwoli powiedzieć coś więcej na temat tych warunków. Tymczasem na podstawie uwag austriackiego badacza można wysunąć przypuszczenie, że dowcip faktycznie jest jego zdaniem formą estetyczną, pod tym wszakże warunkiem, że wszelkie formy przedstawienia estetycznego podporządkuje się pewnemu zamiarowi – a jest nim zdobywanie rozkoszy. Dowcip – co Freud stwierdza wprost – nie jest jedynym rodzajem aktywności podyktowanej podobnym zamiarem. Można jednak przypuszczać, że tym, co go wyróżnia, jest metoda, którą się posługuje, oraz dziedzina aktywności psychicznej, z której pragnie czerpać rozkosz. Na koniec oscylujących wokół estetyki rozważań autor stwierdza, że „technika dowcipu oraz tendencja do ekonomii, częściowo dominująca nad techniką dowcipu, gwoli wytwarzania rozkoszy pozostają ze sobą w jakimś związku” (Freud, 1905b/1997, s. 90).
Wracając do tendencji dowcipu, twórca psychoanalizy zauważa, że przyjemność uwalniana przez dowcip niewinny jest z reguły mniejsza niż ta, której dostarcza dowcip tendencyjny. Ponadto trudno z całą pewnością orzec, jaki udział w doznawanej rozkoszy z dowcipu nietendencyjnego ma samo rozpoznanie wartościowości zawartej w nim myśli:
Dowcip nietendencyjny prawie nigdy nie wywołuje owych nagłych wybuchów śmiechu, sprawiających, że dowcipowi tendencyjnemu wręcz nie sposób się oprzeć. Ponieważ jednak oba rodzaje dowcipu mogą posługiwać się tą samą techniką, nasuwa się nam przypuszczenie, że dowcip tendencyjny – za sprawą dochodzącej w nim do głosu tendencji – dysponuje takimi źródłami rozkoszy, do których dowcip nietendencyjny nie ma dostępu (Freud, 1905b/1997, s. 91).
Według Freuda dowcip może „oddać się na służbę” dwóm tendencjom: może być albo „złośliwy”, to znaczy służyć agresji, satyrze lub odparciu ataku, albo „obsceniczny”, czyli służyć obnażeniu (Freud, 1905b/1997, s. 91), przy czym obydwie te tendencje da się w pewien sposób powiązać. Austriackiego badacza zdaje się rzeczywiście bardzo interesować to, jakim tendencjom „służy” dowcip. Niemniej jednak już samo to sformułowanie dowodzi, że rdzeń dowcipu leży poza jego tendencjami, choć dzięki nim efekt dowcipności się zwiększa. Jeśli więc sedno dowcipu nie tkwi w tendencji do obrażania bądź obnażania, a równocześnie bez nich dowcip jest niepełny lub, co gorsza, nie wiadomo, co tak naprawdę powoduje, że jest śmieszny, to musi istnieć tu jakiś dodatkowy, nieodkryty dotąd czynnik.
4. Trzeci człowiek; komiczna fasada dowcipu; dwóch Żydów w pociągu kolei galicyjskich
Pod koniec rozdziału poświęconego tendencjom dowcipu pojawia się zapowiedź nowego, dotąd pomijanego aspektu analizowanego przez Freuda problemu. Jest nim – najogólniej rzecz biorąc – rola dodatkowych osób, które biorą udział w powstawaniu i przekazywaniu dowcipu. To właśnie dowcip tendencyjny, a zwłaszcza jego obsceniczna odmiana, stwarza najdogodniejsze pole do dyskusji nad tą kwestią. Zdaniem autora Dowcipu… sprośność (die Zote) wypowiadana przez mężczyznę pod adresem kobiety ma na celu przede wszystkim wywołanie u niej stanu gotowości do odbycia stosunku seksualnego. Choć w takich wypadkach naturalną reakcją ofiary ataku jest zawstydzenie czy zażenowanie, jest to jednak odpowiedź na skuteczne pobudzenie doznań lub myśli o charakterze seksualnym. Podobny skutek odnosi dowcip prowokujący do wyobrażania sobie treści intymnych. Naturalnie nie zawsze mężczyźnie udaje się w ten sposób osiągnąć jego pierwotny cel. W takich wypadkach „seksualnie pobudzająca mowa jako sprośność staje się celem samym w sobie” (Freud, 1905b/1997, s. 93). Ta uwaga zostanie niebawem szerzej przedyskutowana.
Kobietę, która staje się obiektem seksualnego ataku, można by w zgodzie z uwagami ojca psychoanalizy nazwać umownie „drugą osobą dowcipu” – dowcipniś zaspokaja się sam, obierając ją jako przedmiot swego żartu. Naturalnie bez niej nie miałby powodu do radosnej rozkoszy, ale to nie ona się śmieje, lecz on – równoczesny twórca i beneficjent dowcipu. Ta sytuacja nie dotyczy jednak właściwie tego, co można by bez przeszkód nazwać dowcipem. Chodzi raczej o mniej lub bardziej wulgarną sprośność, zdaniem Freuda charakterystyczną dla niewykształconych, prymitywniejszych grup ludności (Freud, 1905b/1997).
Prawdziwy dowcip powstaje dopiero wtedy, gdy na przeszkodzie seksualnej agresji stają zakazy i ograniczenia narzucone przez kulturę wyższych sfer. Wówczas to daje o sobie znać wyparcie. Równocześnie pojawia się następny, nie mniej istotny element – „trzecia osoba dowcipu”. Chociaż już w przypadku prymitywnej sprośności zwykle było tak, że wygłaszający ją mężczyzna znajdował się w towarzystwie innych mężczyzn, którzy podchwytywali jego radość i wtórowali mu śmiechem, wciąż niezbędna była również osoba (kobieta), której sprośność dotyczyła. Dopiero wraz z ewolucją zjawiska, powodowaną coraz potężniejszym wyparciem, obecność ofiary słownej przemocy przestawała być właściwie konieczna, a wręcz stała się niewskazana. Wówczas to panów z wyższych sfer w zupełności zaczęło zadowalać opowiadanie sprośności we własnym, męskim gronie. To męski słuchacz „staje się instancją, dla której jest przeznaczona sprośność” (Freud, 1905b/1997, s. 94). W tym momencie zwykła sprośność nabiera też właściwych