doskonale zdawałam sobie sprawę, że chociaż najpierw książka zaspokoi ich głód wiedzy, bardzo szybko wywoła lawinę kolejnych pytań.
Czułam się onieśmielona także dlatego, że w tej książce zamierzałam wielokrotnie poruszyć temat cierpienia:
■ cierpienia nadwydajnego dziecka w środowisku, do którego nie pasuje i w którym czuje się samotne i niezrozumiane, a prawdopodobnie pada także ofiarą nękania;
■ cierpienia nadwydajnych rodziców w konfrontacji z własną bezsilnością, kiedy chcą chronić dziecko przed systemem, który zadał im wiele bólu, oraz w konfrontacji z negacją i wrogością swoich rozmówców, którym próbują wytłumaczyć, kim jest ich dziecko;
■ cierpienia rodziców normalnie myślących, bezbronnych wobec tego kłopotliwego gagatka;
■ cierpienia nauczycieli, którzy utknęli w imadle hierarchicznej struktury, narzuconych z góry programów, rodziców uczniów i braku uznania dla ich zawodu;
■ cierpienia nauczycieli myślących normalnie w konfrontacji z uczniami, których nie rozumieją i którzy przysparzają im najwięcej problemów;
■ cierpienia nadwydajnych nauczycieli, zapędzonych w kozi róg przez instytucję funkcjonującą w ociężały i staroświecki sposób, a przy tym pełnych empatii dla swoich uczniów.
Zadanie było więc wymagające. Ale również w tej sytuacji pewien mejl zmotywował mnie, aby się zmierzyć z tym tematem. Otrzymałam go od nauczycielki, która uczestniczyła w jednym z moich wykładów. Jestem jej bardzo wdzięczna za to, że poświęciła czas, aby przyjść na spotkanie, wysłuchać mojej prelekcji oraz napisać dokładnie to, co potrzebowałam przeczytać, aby odnaleźć energię do działania.
Do Christel Petitcollin
Dziękuję za to, ż otworzyła mi Pani oczy. Mam w klasie nad wiek dojrzałe dziecko i zdałam sobie z tego sprawę dopiero wczoraj wieczorem. Dzięki Pani całkowicie zmieniłam sposób patrzenia na różne sprawy. Dawniej traktowałam wspomniane dziecko jako „trudne” i „uciążliwe”. Myślałam sobie: „O rany, będę je miała jeszcze w przyszłym roku”. (Uczę w małej szkole z klasami w systemie dwupoziomowym). Dzisiaj już wiem, że straciłam pięć miesięcy i zostało mi tylko pięć kolejnych, aby z nim popracować. Uświadomiłam sobie też, że: „Na szczęście będę je miała też w przyszłym roku!”.
Naprawdę wielkie dzięki za to wszystko.
Spotkanie z Panią otworzyło mi oczy na sprawy rodziców wszystkich uczniów. Niestety, podobnie jak wielu nauczycieli, miałam skłonność do osądzania tych ludzi. Teraz jednak dostrzegam głównie ich bezbronność i to, jak bardzo im zależy, żeby ich dzieci dobrze sobie radziły (zarówno w szkole, jak i w domu, gdzie także często nie jest to takie łatwe). Dostrzegam rodziców, którym się wydaje, że rozumieją, jak funkcjonują ich dzieci, i chcieliby, żeby nauczyciele także je rozumieli, ale często brakuje im umiejętności, aby z nami o tym porozmawiać (a nam często brakuje umiejętności, aby ich zrozumieć…).
Bardzo spodobała mi się metafora o tubce i stożku. „Tubki” (normalnie myślący) i „stożki” (nadwydajni) nie potrafią się dogadać, jeśli im się nie wyjaśni, że ich mózgi pracują inaczej. Sądzę, że to pomoże mi zdefiniować to, co przeżywa wspomniane przeze mnie dziecko, a także bez wątpienia także inne dzieci w mojej klasie i szkole.
Wystarczy zabrać się do działania…
Dziękuję raz jeszcze i życzę powodzenia.
To ja dziękuję! Pani mejl tchnął we mnie optymizm i przypomniał mi moje własne motto: „Nie ma problemów, są tylko rozwiązania!”. Dlatego też przyjrzyjmy się razem tym rozwiązaniom.
Rozdział 1
Parada łatek
Ze wszystkich diagnoz normalność jest tą najgorszą, ponieważ nie daje nadziei.
Rodzice dzieci atypowych mierzą się z licznymi problemami. Atypowe dziecko jest nadwrażliwe i bardzo emocjonalne. Mało śpi, dużo się rusza albo wręcz przeciwnie, godzinami tkwi w kącie pochłonięte swoimi zajęciami. Miewa zdumiewające blokady wewnętrzne i robi równie gwałtowne, co niezrozumiałe awantury. Na ogół jest uprzejme, ale daleko mu do posłuszeństwa. Zadaje zaskakująco dojrzałe pytania, choć w pewnych sytuacjach wydaje się bardzo dziecinne. Jest niespokojne, nie lubi zmian, wymaga wiele uwagi i wyjaśnień. Z czasem jego udręczeni rodzice otrzymują z zewnątrz coraz więcej sygnałów, że źle wychowują swoją latorośl. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy takie dziecko rozpoczyna naukę w szkole, ponieważ nie słucha poleceń, nie siedzi na swoim miejscu i pochłania całą uwagę nauczyciela. Podczas przerw nie dogaduje się z rówieśnikami i często pada ofiarą nękania. Szkoła natomiast zaczyna krzywo patrzeć na jego rzekomo pobłażliwych rodziców.
W efekcie ci ostatni zaczynają szukać pomocy – najpierw w instytucjach związanych ze szkolnictwem, a następnie u lekarzy i ekspertów od dzieci. I wtedy rozpętuje się prawdziwe piekło. W świecie normalnie myślących, którzy swoją normalność utożsamiają z idealnym życiem, atypowość jest kojarzona z upośledzeniem i dysfunkcją, które trzeba leczyć i korygować. Pozostaje więc tylko wybrać stygmatyzującą łatkę, którą przyczepi się temu pełnemu energii dziecku.
Bruno Humbeeck2, belgijski psychopedagog i naukowiec zgłębiający zagadnienia pedagogiki rodziny, kpi z tego trendu w diagnostyce. Pisze: „Mój syn stał się całkowicie ZOKWZKWPZKUDYS (zaburzenia obsesyjno-kompulsywne związane z wysokim zaburzeniem koordynacji w kontekście wysokiego potencjału i zaburzeń koncentracji uwagi prowadzących do dyskalkulii, dyspraksji i dysleksji)”. I buntuje się przeciwko ingerencji świata medycznego w mechanizmy uczenia się: „Żargon medyczny często źle opisuje trudność pedagogiczną, ponieważ nierzadko tymczasową przeszkodę, która nie mieści się w polu kompetencji lekarzy, zamienia w chorobę. Pedagodzy nie diagnozują grypy, różyczki ani nowotworów. Czego zatem szukają lekarze, najczęściej pediatrzy, w obszarze edukacji szkolnej? Przyklejając łatkę, urzeczywistniają problem i więżą dziecko w kategorii «zły uczeń», «niezdolny do przyswajania wiedzy» albo «niewyuczalny», pod której ciężarem ono często się ugina”.
Obecnie, żeby uzyskać pomoc, rodzice nie mają innego wyboru, jak uzyskać diagnozę, a zatem przylepić dziecku łatkę. Następnie tracą energię na kolejne próby zrozumienia różnych osób tłumaczących, że ich dziecko – choć zdiagnozowane – jest inne, lecz nie ułomne, że potrzebuje pomocy, ale nie leczenia w zakładzie czy też przyjmowania środków farmakologicznych.
Na szczęście coraz częściej mówi się o tych dzieciach i ich specyfice, co pozwala spopularyzować temat. Nadwydajni coraz skuteczniej domagają się prawa do odmienności i bronią go. Do społeczeństwa zaczyna docierać, że dziecko nieneurotypowe nie jest głupie ani źle wychowane. Nadal pozostaje jednak wiele do zrobienia w tym zakresie.
Oto lista łatek, którą proponuje ci świat normalnie myślących, kiedy twoje dziecko odznacza się rozgałęzionym myśleniem kompleksowym. Ma ona tyle wad, że zachęcam cię do zdystansowania się od tych diagnoz.
AUTYZM
W języku molierowskim brakuje słów na opisanie instytucji, stowarzyszeń, kongresów, szarlatanów i świętoszków, którzy próbują zrobić z nas chorych z urojenia, podejmując „walkę z autyzmem”.
Od