że trzymamy w łapach potęgę gwiazd. – Wciąż czuła się dziwnie, wypowiadając te słowa na głos. – Nie wiemy dokładnie, co to oznacza, więc zastanawiałam się, czy…
– Latające koty! – zadrwił Lwia Łapa. – A jaki to miałoby sens?
Ostrokrzewiastą Łapę zapiekły ze wstydu uszy.
– Nie masz za grosz wyobraźni! – odgryzła się. – Mamy największą moc ze wszystkich kotów w historii, a ty zachowujesz się tak, jakby to nic nie znaczyło! Czemu nie mielibyśmy latać? Albo robić wszystkiego, na co tylko mamy ochotę? Przestań się ze mnie śmiać!
– Nie śmieję się z ciebie. – Lwia Łapa trącił jej bok ogonem. – Po prostu myślę, że głupio wyglądalibyśmy ze skrzydełkami.
W piersi Ostrokrzewiastej Łapy zawrzała frustracja. Odwróciła się do brata i popatrzyła na niego ze złością.
– Nie traktujesz tego poważnie! Musimy odkryć, co naprawdę oznaczają słowa przepowiedni!
Lwia Łapa cofnął się o krok.
– Nie wyskakuj z futra! Wiesz przecież, jaki jest Sójcza Łapa. Jego wizje świetnie brzmią, ale może czas wrócić na ziemię, co? Do realnego świata?
– Ale co teraz znaczy realny świat? Mamy w łapach potęgę gwiazd! Będziemy mogli zrobić wszystko! Wyobraź sobie, jak bardzo pomożemy naszemu klanowi!
– W przepowiedni nie było ani słowa o pomocy klanowi. – Lwia Łapa zmarszczył brwi. – Mówiła wyłącznie o naszej trójce.
Ostrokrzewiasta Łapa zgromiła go wzrokiem.
– Kodeks wojownika każe nam bronić naszego klanu!
Jej brat odwrócił wzrok w kierunku odległych wzgórz.
– Ale czy my dalej musimy go przestrzegać? Skoro jesteśmy potężniejsi niż Klan Gwiazdy…
– Jak możesz tak mówić?! – upomniała go Ostrokrzewiasta Łapa, wzdrygając się z przerażenia. Gdyby przepowiednia zwalniała ich z przestrzegania kodeksu, to skąd mieliby wiedzieć, co jest słuszne, a co nie? I jak mieliby postąpić, gdyby musieli wybierać pomiędzy bezpieczeństwem klanu i swoim własnym?
Nim zdążyła się nad tym zastanowić, poczuła na swoim boku futro Sójczej Łapy, który właśnie wskoczył na głaz.
– Hej, może moglibyście mówić głośniej? – syknął. – Wydaje mi się, że jeszcze nie wszyscy was usłyszeli! – Jego błękitne oczy błyszczały ze złości; choć były niewidome, potrafiły wyrażać emocje.
Ostrokrzewiasta Łapa odwróciła się, by zerknąć na inne koty. Wojownicy jednak ich nie słyszeli. Byli zajęci własną rozmową.
– Nikt nie zwraca na nas uwagi – zapewniła kotka Sójczą Łapę.
– Nie każdy kot ma tak dobry słuch, jak ty – dodał Lwia Łapa.
– Ostrzegam was tylko, żebyście byli ostrożni – mruknął Sójcza Łapa. – Musimy zachować to w tajemnicy.
– Przecież wiemy – mruknął Lwia Łapa.
– Tak? Nie wydaje mi się! – zaprotestował Sójcza Łapa. – Jak twoim zdaniem zareagują inne koty, kiedy się dowiedzą, że mamy większą moc niż Klan Gwiazdy?
Lwia Łapa popatrzył na Wiewiórczy Lot i Jeżynowego Pazura.
– Nigdy by w to nie uwierzyli – szepnął.
– Sama ledwo w to wierzę – dodała ich siostra.
– A ja jestem pewien, że by uwierzyli. – Głos Sójczej Łapy był lodowato zimny. – I nie sądzę, żeby im się to spodobało.
– Co? Dlaczego? – zaniepokoiła się Ostrokrzewiasta Łapa. Wcześniej nie zastanawiała się, jak reszta klanu zareaguje na te wieści. Powinni się przecież ucieszyć, prawda? Z pewnością zrozumieją, że użyję mocy, by pomóc nam wszystkim! – pomyślała.
Tym razem nawet Lwia Łapa miał takie samo zdanie jak ona.
– Wojownicy Klanu Pioruna chcą, żebyśmy stali się najlepszymi wojownikami na świecie! Dlaczego więc miałoby im się to nie spodobać?
– W tej przepowiedni nie chodzi o bycie dobrym wojownikiem! – ostrzegł go Sójcza Łapa, ze złością drapiąc pazurami o kamień. – Chodzi o to, że mamy więcej mocy niż Klan Gwiazdy! Nie wydaje wam się, że zwykłe koty mogą to uznać za odrobinę przerażające?
– Kiedy my nie chcemy zrobić nic złego! – sprzeciwiła się Ostrokrzewiasta Łapa. – To dar dla całego klanu, nie tylko dla nas!
Co też Sójcza Łapa sobie myślał? Do czego, jego zdaniem, mieli użyć swoich mocy?
– Cii! – uciszył ją prędko Sójcza Łapa.
Wiewiórczy Lot podbiegła do nich i zatrzymała się tuż przed głazem.
– Co tu knujecie? – zapytała.
– Ostrokrzewiasta Łapa i Lwia Łapa kłócą się, które z nich jest lepszym łowcą – miauknął bez zawahania ich brat.
Czarna kotka już otworzyła pysk, by zaprotestować, ale w ostatniej chwili postanowiła nic nie mówić. Chociaż nienawidziła kłamstwa, nie mogła zdradzić ich tajemnicy.
– Nie powinniście stać bezczynnie i rozmawiać – upomniała ich Wiewiórczy Lot. – Jeżynowy Pazur kazał wam przecież przynieść zwierzynę. Chce podarować ją Potokowi i Burzowemu Futru, żeby mogli zabrać ją w darze dla Plemienia.
Rodzeństwo było tak zajęte sprzeczką, że nawet nie usłyszało tego polecenia.
– Czy naprawdę uważacie, że powinniśmy prosić was dwa razy? – dodała surowym tonem ich matka.
– Przepraszamy. – Ostrokrzewiasta Łapa zwiesiła ze smutkiem głowę.
– Spróbujcie zapolować tam. – Wiewiórczy Lot machnęła ogonem w stronę drzew rosnących na skraju wzgórza. – I pośpieszcie się!
Rośliny w zagajniku rzucały coraz dłuższe cienie. Słońce za chwilę miało schować się za horyzontem.
Lwia Łapa oblizał pysk.
– Na pewno będzie tam pełno zwierzyny!
– Wystarczy dla wszystkich – zgodziła się Wiewiórczy Lot, po czym odwróciła głowę w stronę Sójczej Łapy. – Czy mógłbyś zbadać łapę Brunatnej Skóry? Zraniła sobie poduszkę, naskakując na ostry kamyk.
Na górskich szlakach było tyle ostrych kamieni, że łapy wszystkich kotów były poranione i obolałe. Ostrokrzewiasta Łapa domyśliła się, że Wiewiórczy Lot chciała znaleźć Sójczej Łapie jakieś zajęcie, ponieważ nie mógł wyruszyć z nimi na polowanie. Zesztywniała z niepokoju, że go to dotknie. Sójcza Łapa skinął jednak głową i bez słowa poszedł za matką w stronę pozostałych wojowników. Nawet się nie zjeżył, kiedy Wiewiórczy Lot pochyliła się, by polizać zmierzwioną sierść za jego uchem.
Ostrokrzewiastej Łapie na ten gest ścisnęło się serce. Wiewiórczy Lot nadal widziała w nich kocięta. Gdyby mogli znów się nimi stać, ich życie byłoby dużo łatwiejsze! Kociaki nie muszą się martwić, że mają więcej mocy niż ich przodkowie.
Nagle poczuła ukłucie strachu. Czy przyjdzie taki dzień, kiedy Wiewiórczy Lot będzie się bała swoich własnych kociąt?
– Dlaczego stroszysz futro? – zapytał ją Lwia Łapa.
Ostrokrzewiasta Łapa wygładziła językiem odstający kosmyk na barku.
– Nieważne… – Machnęła głową w stronę zagajnika. – Ruszajmy lepiej na polowanie.
Lekko