jedyna rzecz, jaka została mi po ojcu, to nie klasyczny szpanerski samochód, ale kawał zgniecionego metalu w salonie.
– Kochałeś go? – pyta Janette.
Zanurza palec w mrożonej kawie i oblizuje, i coś w sposobie, w jaki to robi, nie wiem dlaczego wydaje mi się obrzydliwe. Myślę szybko, jak się wymigać od odpowiedzi. Nie mam za wiele uczuć do swojego ojca, a te trochę, co mam, zupełnie nie są pozytywne, tak że dawać im upust teraz, kiedy nadzy pijemy mrożoną kawę, wydaje mi się niefajne i mało jarające. Zamiast odpowiedzieć, proponuję, żeby następnym razem, kiedy w szabat będzie u mnie spać, przyszła z bliźniakami.
– Jesteś pewny? – pyta.
Mieszka u matki, więc może bez problemu zostawić je u niej i przyjść sama.
– Pewny – odpowiadam. – Będzie fajnie.
Nie pokazuje tego, ale czuję, że się cieszy. I zamiast rozmawiać o całym gównie, którego się z bratem najedliśmy przez ojca, zanim zrobił nam tę przyjemność i wymiksował się z naszego życia, pieprzymy się z Janette w salonie, ona oparta o zgniecionego mustanga, a ja z tyłu.
Bliźniaki Janette nazywają się Dawid i Jonatan. Imiona dał im ich ojciec, któremu zdawało się, że to zabawne. Janette nie była tym grepsem zachwycona. Wydawał jej się trochę płaski, ale odpuściła bez kłótni. Po tym, jak dziewięć miesięcy chodziła z nimi w brzuchu, myślała, że słuszniej będzie odpuścić, dać mu poczucie, że są również trochę jego. Nie żeby to pomogło. Już ponad pięć lat nic o nim nie słyszała.
Mają teraz po siedem lat i są absolutnie rozkoszni. Od razu po przyjściu badają podwórko i odkrywają krzywe drzewo. Wdrapują się na nie i spadają. Próbują i spadają. Są potłuczeni i podrapani, ale nie płaczą. Lubię dzieci, które nie płaczą. Sam też taki byłem. Potem gramy trochę na podwórku we frisbee i Janette stwierdza, że jest gorąco i lepiej wejść do środka i napić się czegoś. Przygotowuję dla nas lemoniadę i stawiam szklanki na mustangu. Bliźniaki mówią „dziękuję” jeszcze przed spróbowaniem, widać, że są dobrze wychowane. Dawid dopytuje się o mustanga, a ja odpowiadam, że to koncentrat samochodowy, który trzymam w salonie na wypadek gdyby mój pick-up się popsuł.
– I co wtedy zrobisz? – pyta Dawid, a jego olbrzymie oczy całkiem się otwierają.
– Wówczas będę mieszał ten skoncentrowany samochód z odpowiednią ilością wody przez odpowiedni czas, aż będzie gotowy i pojadę nim do pracy.
– I on nie będzie mokry? – bada Jonatan, który słucha rozmowy ze ściągniętym czołem.
– Trochę – mówię – ale i tak lepsze mokre auto niż chodzenie piechotą.
Wieczorem opowiadam im bajkę na dobranoc. Janette zapomniała zabrać ze sobą ich bajki, więc wymyślam od ręki. To historia o bliźniakach, które osobno są zupełnie zwyczajne, ale kiedy dotykają się nawzajem, wstępuje w nich supermoc. Chłopcy za tym szaleją, dzieci w ogóle szaleją za supermocą. Po ich zaśnięciu Janette i ja palimy coś, co sprzedał jej Ros, woźny ze szkoły. To dobry towar. Obydwoje odlatujemy. Całą noc się pieprzymy i śmiejemy, śmiejemy i pieprzymy.
Budzimy się dopiero w południe. Dokładniej to Janette się budzi. Mnie budzą jej krzyki. Schodzę na dół i widzę, że cały salon jest zalany. Koło mustanga stoją Dawid i Jonatan z wężem do podlewania, który przyciągnęli z ogródka. Janette wrzeszczy, żeby zamknęli wodę, i Dawid w te pędy biegnie na podwórko. Jonatan widzi mnie przy schodach i mówi:
– Zobacz, to popsute. Wlaliśmy już tonę wody i próbowaliśmy mieszać, ale to nie działa.
Czerwony dywan z salonu całkiem popłynął, także stare nagrania. Wieża stereo wypuszcza spod wody bąbelki jak tonące zwierzę. To wszystko rzeczy, mówię sobie, wszystko rzeczy, których nie tak bardzo potrzebuję.
– Oszukali cię w sklepie – mówi Jonatan i dalej wymachuje wężem. – Sprzedali ci zepsuty.
Janette nie powinna była uderzyć go w twarz. Nie powinienem się wtrącać, to nie moje dzieci. I na pewno nie powinienem zareagować tak, jak zareagowałem. Ona jest dobrą matką, to tylko ta dziwna sytuacja wprowadziła ją w stan napięcia. Mnie też. Tylko że jeśli ona może zrozumieć, jak bez żadnego złego zamiaru wymknął jej się ten policzek, może mogłaby też spróbować zrozumieć mój impuls. Ostatnia rzecz, jakiej chciałem, to ją zranić, usiłowałem tylko odciągnąć ją od bliźniaków, żeby się uspokoiła. A gdyby nie było całej tej wody na podłodze, toby się nie poślizgnęła.
Zostawiłem jej już pięć wiadomości, ale nie oddzwoniła. Wiem, że z nią zupełnie w porządku, bo jej matka mi powiedziała. Tylko trochę krwi i kilka szwów. Dali jej też coś antytężcowego, bo mustang był zardzewiały. Po tym, jak zabrała bliźniaki i odeszła, martwiłem się, więc pojechałem do niej do domu, a jej matka wyszła i powiedziała, że Janette nie chce mnie nigdy więcej widzieć, a po trwającym dobrą chwilę ataku kaszlu palacza dodała, że „nigdy” to nie zawsze tak długo jak to brzmi i że jeśli zostawię jej dość czasu i przestrzeni, to na pewno jej przejdzie.
Jutro, jak przyjdę do pracy, przyniosę jej mały prezent: maskę do włosów albo skarpetki. Ona uwielbia takie dziwaczne skarpetki, z dużymi czerwonymi kropkami albo uszami wyciągniętymi jak u psa. Jeśli nie będzie chciała rozmawiać, po prostu położę jej zapakowany prezent obok kasy i pójdę do kuchni. W końcu mi przebaczy, a kiedy zabiorę ją znowu do domu, opowiem jej całą historię o samochodzie i o moim ojcu. O wszystkim, co zrobił mnie i mojemu bratu. Jak go nienawidziliśmy. I jak Don poszedł siedzieć i poprosił, żebym znalazł ojca i rzucił mu w pysk, także w jego imieniu, jakim był gównianym ojcem. Opowiem jej o tej nocy na złomowisku. O tym, z jaką przyjemnością oglądałem ten samochód, który tak bardzo kochał, zgnieciony na kawałek niczego. Opowiem jej wszystko i może wtedy zrozumie. Prawie wszystko. Oprócz tego, że jak zawiozłem auto ojca na złomowisko w Cleveland, jego ciało w bagażniku było jeszcze ciepłe. I kiedy mi już wybaczy, jeszcze raz przyprowadzi dzieci i razem wniesiemy do salonu wąż, pozamykamy drzwi, uszczelnimy paroma szmatami i wtedy odkręcimy zardzewiały kran na podwórku do samego końca i nie zakręcimy, aż ten wielki pusty pokój nie zamieni się w morze.
W nocy
W nocy, kiedy wszyscy już śpią, matka leży w łóżku z przymkniętymi oczami. Kiedyś, gdy była małą dziewczynką, chciała zostać badaczką. Śniła o wynalezieniu lekarstwa na raka lub przeziębienie albo ból egzystencjalny. Miała dobre stopnie i porządnie prowadzone zeszyty, a poza uzdrawianiem rodzaju ludzkiego chciała też latać i obejrzeć aktywny wulkan. Trudno powiedzieć, że coś się popsuło w jej życiu. Wyszła za mężczyznę, którego kochała, pracowała w dziedzinie, która ją interesowała, urodziło im się słodkie dziecko, a mimo wszystko miała kłopot z zaśnięciem. Może dlatego, że ten jej ukochany przed godziną wstał na siusiu i nie wrócił.
W nocy, kiedy wszyscy już śpią, ojciec wychodzi boso na balkon zapalić papierosa i policzyć długi. Pracuje jak wół. Usiłuje oszczędzać. Ale jakoś wszystko kosztuje trochę więcej niż to, co ma. Człowiek bez szyi pożyczał mu już kasy nie raz. Jeszcze trochę i będzie musiał zacząć zwracać, a pojęcia nie ma z czego. Skończył palić i patrzył jak wystrzelony niczym rakieta niedopałek rozpryskuje się na chodniku. Nieładnie zaśmiecać ulicę, powtarza swojemu synowi za każdym razem, kiedy mały rzuca na ziemię papierek od lodów na patyku czy cukierka, ale teraz jest już późno i jest bardzo zmęczony. A poza myślami o pieniądzach nic nie ma w głowie.
W nocy, kiedy wszyscy już śpią, syn ma męczące sny o stronie z gazety, która przykleiła mu się do bucika i nie daje się usunąć. Mama powiedziała mu kiedyś, że sny to sposób mózgu na powiedzenie sobie czegoś, ale mózg syna mówi niejasno. I chociaż ten denerwujący sen wraca każdej nocy, śmierdzący od dymu z papierosów i mokry od stojącej wody, synowi