Ewa Pirce

Obietnica


Скачать книгу

z dziwną tęsknotą w oczach.

      Co za hipokryzja, ma w życiu niemal wszystko, a zachowuje się, jakby nie miała nic. Ale oni wszyscy są tacy sami. Wszyscy są jednego pokroju, zachłanni i nieznający umiaru.

      Zirytowany, zerknąłem na dziewczynę, mając ochotę nią potrząsnąć i wykrzyczeć jej obłudę prosto w twarz. Odwróciła się, czując na sobie mój wzrok.

      – Dlaczego tak na mnie patrzysz? Powiedziałam coś, co cię zdenerwowało?

      – Nie zwracaj na mnie uwagi. Ja również nigdy nie pływałem w jeziorze – skłamałem. – Wolę sztuczne kąpieliska.

      – To smutne. – Przeszła parę kroków, ściągnęła buty i usiadła na ziemi. Odłożyła szpilki za siebie i zanurzyła stopy w piasku.

      Rozdziawiłem lekko usta. Nie spodziewałem się czegoś takiego.

      – Dlaczego to robisz? Pobrudzisz się i…

      – To jest niezwykle przyjemne – wtrąciła niegrzecznie, nie dając mi dokończyć zdania. Zacisnąłem zęby, żeby nie okazać złości. – Piach jest nagrzany od słońca, a moje stopy są zmęczone chodzeniem w tych koszmarnych szpilkach. Dobrze dać im odpocząć w ten sposób, to relaksujące. Spróbuj. – Uśmiechnęła się zachęcająco.

      – Nie, dziękuję. Nie robię takich rzeczy – bąknąłem lekceważąco, wkładając dłonie w kieszenie spodni.

      – Jesteś strasznym drętwusem, wiesz? Powiedz mi chociaż, że chodziłeś kiedykolwiek po brzegu jeziora, morza albo oceanu, mocząc stopy w chłodnej i orzeźwiającej wodzie. – W jej oczach rozbłysło wyzwanie.

      Tak, do cholery, chodziłem i było to to samo jezioro, na które właśnie patrzę, krzyczał mój wewnętrzny głos.

      – A po co miałbym to robić? – burknąłem zamiast wyznać prawdę. – Co w tym ekscytującego? Od kiedy stałem się osobą publiczną, muszę uważać na to, co robię. Nie chcę, żeby durne nagłówki na pierwszych stronach szmatławców były opatrzone moją twarzą. Nigdy nie stanę się pośmiewiskiem, kimś, kim wyciera się gębę.

      Ostrość w moim głosie spowodowała, że Olivia się wzdrygnęła. Ruch był niemal niezauważalny, dostrzec mogło go jedynie bardzo wprawne oko. Mnie się udało i poczułem ukłucie wyrzutów sumienia za gwałtowność, jaką okazałem przy niej po raz kolejny tego wieczoru.

      – Jakie to smutne. – Na jej twarzy rzeczywiście zagościł smutek. – Jak się zatem pan relaksuje, panie Wild? – zapytała, próbując rozluźnić atmosferę.

      – Czytam, pracuję, jeżdżę konno. To zdecydowanie rzeczy, które pomagają mi się zrelaksować. Konie są moją małą słabością, tylko dzięki nim potrafię oderwać się od pracy i rzeczywistości – wyznałem, zerkając na nią kątem oka. Czekałem na reakcję na wzmiankę o koniach. Wiedziałem, że je kocha i że to stanie się kroplą, która przeleje kielich jej zainteresowania moją osobą.

      – Naprawdę? Konie? – Biła od niej ekscytacja. I może odrobina niedowierzania. – Kocham konie! Są piękne, pełne elegancji i pewnego rodzaju wzniosłości. Moja klacz to angloarab, nazywa się Escape. Ma siwe umaszczenie i będzie tu za cztery dni. Nie mogę się doczekać, kiedy jej dosiądę i pognam tam, gdzie mnie poniesie. Nieważne gdzie, byle daleko. – Wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, rozradowana jak dziecko. Na chwilę odpłynęła, wpatrując się w dal i błądząc myślami po nieznanych mi terenach jej umysłu. – Ale to nieistotne, za dużo mówię, przepraszam, zazwyczaj nie jestem tak samolubna, wybacz mi. Powiedz, proszę, jak nazywa się twój koń i od jak dawna jeździsz.

      – Jeżdżę już od jakiegoś czasu, a koń nazywa się Shadow. To czarny arab, nie dosiada go nikt prócz mnie. A jeśli próbuje, źle się to kończy. – Na ustach zakwitł mi uśmiech, gdy przypomniałem sobie, jak pod moją nieobecność spróbował tego wcześniejszy stajenny, sądząc, że dosiądzie go bez mojej wiedzy. Złamana noga, bark i siedem żeber oduczyły go tego raz na zawsze.

      – Shadow – powtórzyła w zamyśleniu. – Wiesz, jakoś mi do ciebie pasuje, masz w sobie coś mrocznego i złowieszczego. – Przechyliła głowę, żeby lepiej mi się przyjrzeć.

      Błysnąłem uśmiechem, pozostawiając jej słowa bez komentarza.

      – A dlaczego ty nazwałaś swoją klacz Escape?

      – A czy to nie oczywiste po moim wcześniejszym wyznaniu? – odpowiedziała pytaniem, czego nie tolerowałem.

      – Kiedy zadaję pytanie, oczekuję, że na nie odpowiesz.

      Popatrzyła na mnie spod niebotycznie długich rzęs, przygryzając dolną wargę. Starała się nie roześmiać, ale odwróciła głowę i cicho zachichotała.

      – Uważasz, że to zabawne? – Przykucnąłem obok, czekając na odpowiedź.

      Posłała mi niewinne spojrzenie, wzruszając ramionami.

      – Zachowujesz się jak bohater serii o Crossie.

      – Czego? To jakiś romans?

      – Przeczytaj, a się dowiesz. Zachowujesz się w podobny sposób jak Gideon, a do tego twój image. – Machnęła na mnie ręką. – Idealny Cross. Nie zastanawiałeś się nad karierą aktorską? Mieli zekranizować tę powieść, hmm… zastanówmy się… dziesięć lat temu? Może cię zatrudnią, nadajesz się do tej roli. – Kolejny raz dzisiejszego wieczoru usłyszałem jej chichot.

      – Śmiejesz się ze mnie? – Nikt się ze mnie nie śmieje.

      – Do tego bystry. – Poderwała się nagle, zgarniając swoje buty.

      Zaczęła biec w dół skarpy, do brzegu jeziora. Jej sukienka powiewała, podkreślając seksowne krzywizny ciała. Na ten widok w moich spodniach zaczął tworzyć się namiot. To było… niebywałe. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak zareagowałem na kobietę, która nie była zupełnie naga.

      – No rusz się, Wild! – zawołała, odwracając się do mnie z urzekającym uśmiechem. Wyglądała niezwykle dziewczęco. Tak zwyczajnie. Wiedziałem jednak, że to tylko poza, wystudiowane zachowanie, kokieteria. Pogrywała ze mną i byłem tego świadom. Podniosłem się i powędrowałem ostrożnie w dół, uważając, by nie zabrudzić butów od Johna Lobba. Podszedłem bliżej niej, zachowując jednak odpowiedni dystans.

      – Naprawdę tego nie zrobisz? – Ewidentnie mnie podpuszczała.

      – Czego nie zrobię, Olivio? – Jej zuchwałość wywołała we mnie irytację.

      – Tego. – Ostentacyjnie wskoczyła do wody, zanurzając w niej jedynie stopy.

      Co za niepoprawna dziewczyna. Podwinęła sukienkę i zaczęła brodzić w płyciźnie. Mój kutas drgnął na widok jej odkrytych nóg. Kurwa. Pragnąłem pogładzić jej gładką skórę.

      – Nie rób tego, możesz upaść, a ja ci nie pomogę! – krzyknąłem, irytując się jeszcze bardziej, kiedy zaczęła wchodzić głębiej, a woda obmywała jej nagie uda.

      – Nie potrzebuję pomocy, jestem samowystarczalna! – Puściła do mnie oczko i dalej sunęła przed siebie.

      – Kurwa mać. – Podążałem za nią, tyle że po piaszczystym brzegu, przeklinając w duchu.

      – Mówiłeś coś?

      Gdy podniosłem wzrok, zobaczyłem, że wychodzi z wody, co przyjąłem z ulgą.

      – Pora wracać – oświadczyłem twardo, kiedy znalazła się przy mnie. – Zniknęliśmy na dość długo. Twój ojciec może to uznać za niestosowne.

      Przez chwilę na jej twarzy pojawił się zawód i chyba smutek, ale mogło mi się wydawać, bo gdy na mnie spojrzała, na jej ustach malował się uśmiech.

      – Masz