Aurora Belle

Raw


Скачать книгу

we mnie gotuje.

      Nie.

      Mojej dumie… nie podoba jej się to.

      Byłem bezdomny. I to były najlepsze lata mojego życia. Nie żartuję. Kiedy miałem osiem lat, doszedłem do wniosku, że życie na ulicy jest lepsze od bycia workiem treningowym otyłego, obrzydliwego nieroba zasługującego na śmierć, której się zresztą później doczekał… w końcu. I miałem rację. Odkryłem, że jest więcej takich dzieciaków jak ja. Uciekających z domu. Uciekających od pewnej śmierci. Dla większości osób dom jest bezpiecznym miejscem. Niebem. Nie dla mnie. Mój dom był… przerażający. Był jebanym koszmarem.

      Cofam się o dwa kroki i powoli przekręcam plakietkę na drzwiach. To pomieszczenie jest teraz zajęte. Niespiesznie zamykam drzwi, a kiedy zamek klika głośno, Lexi podskakuje… ze strachu? Oczekiwania? Niepewności? Nie jestem pewien. Kobiety są skomplikowane.

      Sięgam po sznurek od żaluzji, po czym patrzę, jak opada, zapewniając nam całkowitą prywatność.

      Na twarzy Lexi widzę strach. Ale wiem, że się mnie nie boi. O nie. Boi się samej siebie. Własnej reakcji na mnie.

      Ostrzegałem ją. Nie żartowałem. Po mnie nie będzie chciała już nikogo innego.

      A kiedy już z nią skończę, odejdę. Bez oglądania się za siebie.

      Wracam do bieżących spraw. Moje palce wędrują do prawego mankietu, wyciągam spinkę.

      – Jak widzisz – odzywam się wolno szorstkim głosem – z pewnością nie jestem bezdomny.

      Już nie. I nigdy więcej nie będę.

      Zbliżam się do niej, a ona cofa się, aż natrafia na biurko. Palce prawej ręki pracują nad drugim mankietem i kiedy go rozpinam, ściągam marynarkę, rzucam ją na biurko, po czym podwijam rękawy do łokci. Mój mózg – bez ustanku dokonujący kalkulacji – sugeruje, żebym zabawił się z najnowszą zabawką. Kim jestem, by odmawiać sobie prostych przyjemności? Nie mogę się oprzeć. Jest teraz taka zaczerwieniona i skromna. A mi stanął.

      Kiedy wejdziesz między wrony

      Zatrzymuję się tuż przed nią. Ujmuję jej policzek, a gdy pocieram skórę na jej szczęce, drga, jakby kopnął ją prąd. Mój kutas podryguje. Podoba nam się to. Opuszczam głowę, a następnie przesuwam czubkiem nosa po jej nosie.

      – Jestem skłonny zainwestować duże pieniądze dla twojej sprawy, panno Ballentine. – Jej oddech ogrzewa mi usta. Podświadomie przysuwa się do moich warg. Odsuwam się i dodaję: – A co ty jesteś skłonna zrobić dla mnie?

      Lexi patrzy mi w oczy. Dostrzegam w nich tak wiele emocji.

      Gniew. Podniecenie. Wstyd.

      Nie odrywam od niej pociemniałego spojrzenia. W końcu spuszcza głowę, a na mojej twarzy pojawia się zwycięski uśmieszek.

      – Chcesz powiedzieć, że nie zostaniesz naszym sponsorem, jeśli – przełyka z trudem, nie może się wysłowić – jeśli my nie… to znaczy, jeśli nie pozwolę ci…

      Skracam jej męki, poluźniając krawat i parskając:

      – Oczywiście. Jeśli to potrzebujesz usłyszeć. Jeśli potrzebny ci powód, dla którego będziesz obciągała mi fiuta w biurze w poniedziałek o dziewiątej rano. – Przechylam głowę w bok i rzucam z roztargnieniem: – Obciąganie fiuta w zamian za umowę… – Urywam, by z przyjemnością obserwować furię w jej oczach.

      Popycha mnie mocno, czym mnie zaskakuje. Cofam się i uśmiecham półgębkiem, widząc, że osiągnąłem to, co chciałem. Jest wkurwiona.

      – Nie jestem cholerną prostytutką, Twitch – mówi wyraźnie urażona. – Nie zrobię tego. I tak planowałeś zostać naszym sponsorem, więc po prostu to zrób i się wynoś.

      No no.

      Podoba mi się zdenerwowana Lexi. Ten ogień, o którego istnieniu nie wiedziałem. To odkrycie sprawia mi przyjemność. Będzie zabawnie ją złamać.

      Wykorzystuje to, że się odsunąłem, by uciec. Kieruje się za biurko, gdzie wskazuje mi krzesło dla gości, zanim sadza swój słodki tyłek w fotelu. Wiem, że nie powinienem, ale nie potrafię się powstrzymać.

      Znacie to coś, co podpowiada ludziom, że robią coś złego albo posuwają się za daleko?

      Cóż, u mnie to nie działa.

      Obchodzę biurko dookoła, a następnie odsuwam jej fotel. Krzywi się, gdy unoszę jej głowę. – Co ty wyprawiasz? – szepcze.

      Ujmuję jej dłonie i pociągam, żeby wstała, po czym zajmuję jej miejsce. Ściskając jej biodra, odsuwam ją, aż delikatnie uderza tyłkiem w brzeg biurka.

      Sprawia wrażenie pokonanej. Tak bardzo pokonanej.

      Podoba mi się to.

      Robię z nią postępy szybciej, niż się spodziewałem. Planowałem ją zdobyć i powoli do siebie przywiązać, zanim pokażę jej prawdziwego siebie. I co ważniejsze, wyjaśnię, dlaczego jestem, jaki jestem.

      Aż za bardzo mi to wszystko ułatwia. Czuję, że ona potrzebuje nagrody za swoje dobre zachowanie. Jakby nie było, kiedy pies wykona sztuczkę albo dobrze się sprawuje, dostaje nagrodę. Lexi też powinna coś dostać.

      Odchylam się w fotelu, zakładam ręce za głowę, a jej wzrok wędruje na moje odsłonięte przedramiona. Podobają jej się tatuaże. Głupia część mojego umysłu cieszy się z tego powodu. Pstrykam palcami, na co wraca spojrzeniem do mojej twarzy.

      Dobry piesek.

      – Unieś spódnicę.

      Przygląda mi się zmrużonymi oczami. Wygląda, jakby uważała, że oszalałem. Wiem tylko, że nie drgnęła nawet o milimetr. A ja chcę, żeby jej spódnica znalazła się wyżej. Powtarzam więc:

      – Unieś spódnicę. – Jej wzrok wędruje z boku na bok i wiem, że w myślach rozważa za i przeciw. Chcąc jej to osłodzić, szepczę: – Obiecuję, że jeśli uniesiesz spódnicę, będzie ci tak dobrze, że nawet jak nas przyłapią, nie będziesz żałowała.

      Prostuje się na chwilę, po czym kręci głową, sięgając do brzegu spódnicy.

      – Co jest w tobie takiego, że mam przez ciebie ochotę robić naprawdę głupie rzeczy?

      Choć pozwalam sobie tylko na krzywy uśmieszek, w duchu się śmieję. Bywa naprawdę urocza.

      Jaka szkoda.

      Podciąga materiał na kolana, a ja patrzę pociemniałym wzrokiem, jak odsłania coraz więcej gładkich ud, aż w końcu dostrzegam białą, bawełnianą bieliznę. Odchylam głowę, z trudem powstrzymując jęk. Przysuwam się, po czym bez pozwolenia sięgam pod jej spódnicę, zaczepiam kciukiem o majtki i ciągnę. Znikają.

      Zwykłe, bawełniane majtki.

      Gdybym zobaczył je na jakiejkolwiek innej pannie, wywołałyby we mnie obrzydzenie. Lubię, gdy moje kobiety ładnie się ubierają niezależnie od sytuacji i dotyczy to też bielizny. Lexi siada na skraju biurka.

      – Powiedz, czego ode mnie potrzebujesz, żeby ta umowa weszła w życie.

      Zaskoczenie na jej twarzy jest bezcenne. Rozgląda się po biurze zdziwiona, a potem stwierdza beznamiętnie:

      – Um, okej, Cóż, potrzebujemy dowodu na to, że jesteś właścicielem Falcon Plastics, poza tym… – Unoszę szybko jej nogę i kładę sobie jej stopę, na której ma but na wysokim obcasie, na moim ramieniu, po czym zagłębiam twarz w ciepłej cipce. Wyrywa jej się okrzyk, a potem pisk: – Aj!

      Unoszę na chwilę głowę, by ostrzec:

      – Jeśli przestaniesz wyjaśniać, ja też przestanę. Nie schrzań tego.

      Nachylam się nad jej wilgotną, wygoloną cipką,