c73b8">Karta tytułowa
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
000
Wycie syren niosło się ponad nocnym NeoSybirskiem, odbijało od betonowych ścian wielopiętrowych bloków.
Padający śnieg osiadał na dachach zaparkowanych jeden przy drugim samochodów, pokrywał coraz grubszą warstwą asfaltowe chodniki i schodki do klatek. Gromadził się na pordzewiałych parapetach i przyklejał do szyb, za którymi tylko w nielicznych mieszkaniach jarzyły się jeszcze światła holoekranów.
Starszy kapral Igor Stiepanowicz, znany szerzej jako Kulas, wyjął z uchwytu kubek z mocno gazowanym, a jeszcze mocniej słodzonym koktajlem witaminowym i pociągnął łyk. Skrzywił się: mieszanka stała tam od rana, chyba zaczęła już fermentować.
– Szeloba, śmieci. – Podniósł pojemnik.
Wiszący pod sufitem mechaniczny pająk ożywił się. Jedno z ramion spłynęło w dół, delikatnie wyjęło Kulasowi z ręki lekko już przeciekający styropianowy kubek i przeniosło do stojącego w rogu pojemnika na odpady. Sam gospodarz tej wysokotechnologicznej jaskini przeciągnął się, przetarł twarz dłonią i spojrzał na komunikator: dochodziła czwarta nad ranem.
Przejechał na swoim mechanicznym wózku do zagraconej kuchni. Wyjął z nierówno pracującej lodówki porcję jedzenia w plastikowym opakowaniu i wrzucił do multiprocesora na program turbo. Zabrał podgrzane danie, złapał jeszcze czteropak lemoniady.
Monitory w dużym pokoju nadal pokazywały zmieniające się widoki z kilkunastu głównych stacji nadawczych miasta.
Zakutani w kurtki reporterzy stali na tle płonących sklepów; któryś właśnie zakrywał ucho dłonią, próbując przekrzyczeć skandowane przez tłum gniewne hasła. Za nim widać było, jak ludzie coraz mocniej spychają w tył kordon milicji, próbującej nie dopuścić ich zbyt blisko do witryn apteki.
Sytuacja na innych ekranach wyglądała podobnie.
Syberia-1 nadawała co godzinę zapętlone przemówienie gubernatora, który już poprzedniego dnia wzywał do zachowania spokoju i pozostania w domach.
Pomniejsze stacyjki usiłowały obchodzić zakaz, wysyłając w co bardziej zapalne punkty metropolii drony i komentując ich transmisje zdalnie.
Zamieszki trwały już trzeci dzień. Ludzie najpierw tylko protestowali, potem zaczęli się domagać. Kiedy władza zareagowała nerwowo, rozpoczęła się eskalacja napięcia. W tej chwili pozbawiony dostaw syntadrenaliny NeoSybirsk znajdował się niebezpiecznie blisko granicy zapaści.
Kulas westchnął, zerwał folijkę z opakowania i zaczął dłubać wysłużonym, pogiętym widelcem w niejednolitej papce dania, które nijak nie przypominało zdjęcia z etykiety.
Przeżuwając powoli, z namaszczeniem, zaczął przełączać kanały.
– Tu nie… Tu nie… To też gówno warte – warczał do siebie, kręcąc głową.
W końcu zatrzymał się na chwilę na wykresach spółek giełdowych, zaznaczył kilka i dorzucił do obserwowanych. Potem odchylił się na swoim fotelu, założył ręce za głowę.
W całej tej układance chaosu brakowało mu jednego, naprawdę ważnego elementu.
– Oj, Chudy, Chudy… – mruknął. – Gdzie ty jesteś?
Przerywamy program, aby przenieść się do naszego specjalnego korespondenta. Oleg, słyszysz nas? Halo? Jak państwo widzą, Oleg Dwinskij jest już na miejscu, ale mamy jakieś trudności z łączami. Niemniej za jego plecami wyraźnie da się dostrzec łunę pożaru, który…
…rzekomo udał się w kierunku miasta. Nie wiemy w tej chwili, jak liczna miała być kolumna samochodów i kogo konkretnie one przewoziły, ale…
…zataczającego coraz szersze kręgi kryzysu dostaw. Jeśli potwierdzą się doniesienia o stratach, to można będzie śmiało założyć, że zakład baryszewski…
…bez znaczenia. W tej chwili organy starają się ustalić, gdzie dokładnie mogą przebywać sprawcy, jednakże…
…niejaki Aleksander Kh., znany szerzej w półświatku jako „Chudy”.
001
No i nie pogadaliśmy.
– Saszka.
Głos wyrwał mnie z bezcielesnej pustki, w której unosiłem się do tej pory, zawieszony gdzieś pomiędzy jawą a snem.
Drgnąłem i chciałem się poruszyć, ale mięśnie odpowiedziały tylko tępym, wszechogarniającym bólem, który rozlał się palącą falą skurczów. Chyba zajęczałem, nade mną przesunęła się konstelacja różnokolorowych, migających światełek.
– Olga… – Wraz z oddechem z gardła uleciało szeptem jedyne imię, które miało w tej chwili znaczenie.
– Jestem