bogaty, obszyty na piersiach frędzlą złotą. Paszko zaś miecz węgierski, wartości kilku grzywien658. Nadeszli potem Lis z Targowiska, Farurej659 i Krzon z Kozichgłów z Marcinem z Wrocimowic660, a na ostatku przyszedł Zyndram z Maszkowic661 – każdy z pełnymi rękoma.
Zbyszko witał ich z wezbranym sercem, podwójnie uszczęśliwiony – i z darów, i z tego, że najsławniejsi w Królestwie rycerze okazują mu przyjaźń. Oni zaś wypytywali go o odjazd i o zdrowie Maćka radząc, jako ludzie doświadczeni, choć młodzi, rozmaite maście i driakwie662 cudownie rany gojące.
Lecz Maćko polecał im jeno663 Zbyszka, sam zaś wybierał się na tamten świat. Trudno żyć z żelazną drzazgą pod żebrami. Skarżył się też, że ustawicznie krwią spluwa i jeść nie może. Kwarta wyłuskanych orzechów, dwie piędzie664 kiełbasy, misa jajecznicy – ot i całe jego dzienne jedzenie. Ojciec Cybek puszczał mu krew665 kilkakrotnie, myśląc, że w ten sposób odciągnie mu gorączkę spod serca i wróci ochotę do jadła – ale i to nie pomogło.
Był jednak tak uradowany z darów dla bratanka, że w tej chwili czuł się zdrowszym, i gdy kupiec Amylej kazał dla uczczenia tak znakomitych gości przynieść do izby baryłkę z winem – zasiadł razem z nimi do kielicha. Poczęto rozmawiać o ocaleniu Zbyszka i o jego zrękowinach666 z Danuśką. Rycerze nie wątpili, iż Jurand ze Spychowa nie będzie się chciał sprzeciwić woli księżny, zwłaszcza jeśli Zbyszko pomści pamięć jej matki i ślubowane pawie czuby zdobędzie.
– Jeno667 co do Lichtensteina – rzekł Zawisza – nie wiemy, czy ci będzie chciał stanąć, gdyż jest zakonnik, a do tego i jeden ze starostów w Zakonie. Ba! powiadali ludzie z jego orszaku, że byle doczekał, to i wielkim mistrzem z czasem zostanie.
– Jeśli walki odmówi, to cześć utraci – ozwał się Lis z Targowiska.
– Nie – odpowiedział Zawisza – gdyż nie jest rycerz świecki, zakonnikom zaś nie wolno do pojedynczej walki668 stawać.
– A przecież często bywa, że stają.
– Bo się prawa w Zakonie popsowały. Różne oni składają śluby – i słyną z tego, że ku zgorszeniu całego chrześcijańskiego świata raz w raz je łamią. Ale do walki na śmierć może Krzyżak, a zwłaszcza komtur, nie stanąć.
– Ha! to go chyba na wojnie dostaniesz.
– Kiedy powiadają, że wojny nie będzie – rzekł Zbyszko – gdyż Krzyżacy boją się teraz naszego narodu.
Na to Zyndram z Maszkowic rzekł:
– Niedługo tego spokoju. Z wilkiem nie może być zgody, bo on musi cudzym żyć.
– A tymczasem może nam przyjdzie z Tymurem Kulawym669 za bary się wziąć – ozwał się Powała. – Książę Witold klęskę poniósł od Edygi670 – to już pewna.
– Pewna. I wojewoda Spytko nie wrócił – przywtórzył Paszko Złodziej z Biskupic.
– A kniaziów litewskich siła671 została na polu.
– Królowa nieboszczka przepowiadała, że tak będzie – rzekł pan z Taczewa.
– Ha! to może i przyjdzie nam na Tymura wyruszyć.
Tu rozmowa zwróciła się na litewską wyprawę przeciw Tatarom. Nie było już żadnej wątpliwości, że książę Witold, wódz więcej porywczy niż biegły, poniósł straszliwą klęskę pod Worsklą672, w której legło mnóstwo bojarów673 litewskich, ruskich, a z nimi razem garść posiłkowych rycerzy polskich, a nawet i krzyżackich. Zebrani u Amyleja biadali szczególnie nad losem młodego Spytka z Melsztyna674, największego pana w Królestwie, który pociągnął na wyprawę jako ochotnik i po bitwie przepadł bez wieści. Wynoszono też pod niebo jego prawdziwie rycerski postępek, że dostawszy od wodza nieprzyjaciół kołpak675 ochronny, nie chciał takowego w czasie bitwy wdziać, przekładając śmierć sławną nad życie z łaski pogańskiego władcy. Nie było jednak jeszcze pewności, czy zginął, czy popadł w niewolę. Z niewoli miał zresztą czym się wykupić, gdyż bogactwa jego były niezmierne, a w dodatku król Władysław puścił mu był w lenne posiadanie całe Podole.
Lecz klęska Litwinów mogła być groźną i dla całego Jagiełłowego państwa, nikt bowiem dobrze nie wiedział, czy Tatarzy zachęceni zwycięstwem nad Witoldem nie rzucą się na ziemie i grody przynależne do W. Księstwa. W takim razie zostałoby wciągnięte do wojny i Królestwo. Wielu też rycerzy, którzy jak Zawisza, Farurej, Dobko, a nawet i Powała, przywykli byli szukać przygód i bitew na dworach zagranicznych, nie opuszczało umyślnie Krakowa nie wiedząc, co niedaleka przyszłość przyniesie. Gdyby Tamerlan, pan dwudziestu siedmiu królestw, poruszył cały świat mongolski, wówczas niebezpieczeństwo mogło być straszne. Otóż byli ludzie, którzy przewidywali, że to nastąpi.
– Jeżeli będzie potrzeba, to się i z samym Kulawcem zmierzymy. Nie pójdzie mu tak łatwo z naszym narodem, jako poszło z tymi wszystkimi, które wytracił i podbił. A przecie inni książęta chrześcijańscy przyjdą nam w pomoc.
Na to Zyndram z Maszkowic, który płonął szczególną nienawiścią przeciw Zakonowi, odrzekł z goryczą:
– Książęta – nie wiem, ale Krzyżacy gotowi z Tatarami się pokumać i na nas z drugiej strony uderzyć.
– To i będzie wojna! – zawołał Zbyszko – ja przeciw Krzyżakom!
Lecz inni rycerze zaczęli zaprzeczać. Nie znają Krzyżacy bojaźni Bożej i swego dobra tylko patrzą, ale przecie poganom by przeciw chrześcijańskiemu narodowi nie pomagali. Zresztą Tymur daleko gdzieś w Azji wojuje, a wódz tatarski Edyga tyle ludzi w bitwie utracił676, że się podobno własnego zwycięstwa przeląkł. Książę Witold zaradny jest i pewno grody dobrze opatrzył677, a zresztą, chociaż nie udało się tym razem Litwinom, jednakże nie nowina im Tatarów zwyciężać.
– Nie z Tatarami nam, ale z Niemcami na śmierć i życie – rzekł Zyndram z Maszkowic – i jeśli ich nie zetrzem, od nich zguba przyjdzie.
Po czym zwrócił się do Zbyszka:
– A najpierw zginie Mazowsze. Znajdziesz tam zawsze robotę – nie bój się!
– Hej! żeby stryj był zdrów, zaraz bym tam pociągnął.
– Pomagaj ci Bóg! – rzekł Powała wznosząc kielich.
– Na zdrowie twoje i Danuśki!
– A na zatratę Niemcom! – dodał Zyndram z Maszkowic.
I poczęli go żegnać. A tymczasem wszedł dworzanin księżny z sokołem na ręku i skłoniwszy się obecnym rycerzom, zwrócił się z jakimś dziwnym uśmiechem do Zbyszka:
– Księżna678 pani kazała wam powiedzieć – rzekł – że przenocuje jeszcze w Krakowie, a w drogę ruszy jutro rano.
– To i dobrze – rzekł Zbyszko – ale czemu to? zali kto nie zachorzał?
– Nie. Jeno księżna ma gościa z Mazowsza.
– Samże książę przyjechał?
– Nie książę, jeno Jurand ze Spychowa – odrzekł dworzanin.
Usłyszawszy to, Zbyszko zmieszał się okrutnie i serce poczęło mu się tak tłuc w piersi jak wówczas, gdy mu czytano wyrok śmierci.
Rozdział ósmy
Księżna Anna679 nie zdziwiła się zbytnio przyjazdem Juranda ze Spychowa, zdarzało się bowiem często, że wśród ustawicznych pościgów, napadów i walk z sąsiednimi rycerzami niemieckimi porywała go nagła tęsknota za Danusią. Wówczas zjawiał się niespodzianie bądź w Warszawie, bądź w Ciechanowie lub gdziekolwiek czasowo