tego przywykł i takie mu to było miłe, że gdy teraz począł o tym myśleć, zaraz się zapamiętał i całkiem zapomniał, że w długą drogę aż na Mazury jedzie, a natomiast stanęła mu w oczach ta chwila, gdy Jagienka dała mu pomoc w lesie, gdy się z niedźwiedziem borykał1177. I zdało mu się, że to było wczoraj, jak również że wczoraj chodzili na bobry do Odstajanego jeziorka. Nie widział jej przecie wówczas, gdy się wpław po bobra puściła, a teraz zdało mu się, że ją widzi – i zaraz poczęły go brać takie same ciągoty1178, jakie brały go parę tygodni temu, gdy wiatr nazbyt z Jagienkową suknią poswawolił. Potem zaś przypomniał sobie, jak jechała wspaniale przybrana do kościoła w Krześni i jak się dziwił, że taka prosta dziewczyna naraz wydała mu się niby dwornie jadące wysokiego rodu paniątko1179. Wszystko to sprawiło, że koło serca zaczęło mu się czynić jakoś bałamutnie1180, zarazem błogo i smutno, i pożądliwie, a gdy jeszcze pomyślał, że byłby z nią mógł uczynić, co chciał, i jak ją też ku niemu ciągnęło, jak mu patrzyła w oczy i jak się do niego garnęła, to ledwie że na koniu mógł usiedzieć. „Niechbym jej był gdzie dopadł i choć pożegnał, a objął na drogę – mówił sobie – może by mnie było popuściło” – ale wnet uczuł, że to nieprawda i że nie byłoby go popuściło, gdyż na samą myśl o takim pożegnaniu poczęły mu skry po skórze chodzić, chociaż na świecie był przymrozek.
Aż wreszcie przestraszył się owych wspomnień nazbyt do żądz podobnych i strząsnął je z duszy jak suchy śnieg z opończy1181.
– Do Danuśki jadę, do mojej najmilejszej! – rzekł sobie.
I wraz zmiarkował, że to jest inne kochanie, jakby pobożniejsze i mniej po kościach chodzące. Powoli też, w miarę jak w strzemionach marzły mu nogi, a chłodny wiatr studził mu krew, wszystkie myśli jego poleciały ku Danusi Jurandównie. Tej – to był naprawdę powinien. Gdyby nie ona, dawno by jego głowa była spadła na krakowskim rynku. Przecie gdy wyrzekła wobec rycerzy i mieszczan: „Mój ci jest” – to go przez to samo katom z rąk odjęła – i od tej pory on tak należy do niej jak niewolnik do pana. Nie on ją brał, ale ona jego wzięła; na to żadne sprzeciwianie się Jurandowe nie poradzi. Ona jedna mogłaby go odpędzić, jako pani może sługę odpędzić, chociaż on i wówczas nie poszedłby daleko, bo go i własne ślubowanie wiąże. Pomyślał jednak, że ona go nie odpędzi, że raczej pójdzie za nim z mazowieckiego dworu choćby na kraj świata – i pomyślawszy to, począł ją wysławiać w duszy ze szkodą Jagienki, jakby to była wyłącznie jej wina, że go napastowały pokusy i że dwoiło się w nim serce. Nie przyszło mu do głowy teraz, że Jagienka wygoiła starego Maćka, a prócz tego, że bez jej pomocy byłby mu może niedźwiedź obdarł owej nocy ze skóry głowę – i burzył się1182 przeciw Jagience rozmyślnie, sądząc, że tym sposobem Danusi się zasłuży i we własnych oczach się usprawiedliwi.
A wtem nadjechał Czech Hlawa wysłany przez Jagienkę – prowadząc ze sobą jucznego konia.
– Pochwalony! – rzekł, kłaniając się nisko.
Zbyszko widział go raz lub dwa razy w Zgorzelicach, ale go nie poznał, więc ozwał się:
– Pochwalony na wieki wieków. A coś za jeden?
– Wasz pachołek, slowutny1183 panie.
– Jak to mój pachołek? Tamci moi pachołcy – rzekł, ukazując na dwóch Turczynków, podarowanych mu przez Sulimczyka Zawiszę1184, i na dwóch tęgich parobków, którzy siedząc na mierzynach1185, prowadzili rycerskie ogiery – tamci moi – a ciebie kto przysłał?
– Panna Jagienka Zychówna ze Zgorzelic.
– Panna Jagienka?
Zbyszko dopiero co właśnie burzył się był przeciw niej i serce jego pełne było jeszcze niechęci, więc rzekł:
– Wróćże do dom i podziękuj pannie za łaskę, bo cię nie chcę.
Lecz Czech potrząsnął głową.
– Nie wrócę, panie. Mnie wam podarowali, a prócz tego ja zaprzysiągł do śmierci wam służyć.
– Jeśli mi cię podarowali, toś mój sługa.
– Wasz, panie.
– Więc rozkazujęć wrócić.
– Ja zaprzysiągł, a choć ja jeniec spod Bolesławca i chudy pachołek, ale włodyczka1186…
A Zbyszko rozgniewał się:
– Ruszaj precz! Jakże to! Będziesz mi zaś przeciw mojej woli służył czy co? Ruszaj, bo każę kuszę napiąć.
Czech zaś odtroczył1187 spokojnie sukienną opończę podbitą wilkami, oddał ją Zbyszkowi i rzekł:
– Panna Jagienka i to wam przysłała, panie.
– Chcesz, abych ci kości połomił1188? – zapytał Zbyszko, biorąc drzewce z rąk parobka.
– A jest i trzosik na wasze rozkazanie – odrzekł Czech.
Zbyszko zamierzył się drzewcem, lecz wspomniał, że pachołek, chociaż jeniec, jest jednakże z rodu włodyką, któren1189 widocznie dlatego tylko został u Zycha, że nie miał się za co wykupić – więc opuścił ratyszcze1190.
Czech zaś pochylił mu się do strzemienia i rzekł:
– Nie gniewajcie się, panie. Nie każecie mi ze sobą jechać, to pojadę za wami o stajanie1191 albo o dwa, ale pojadę, bom to na zbawienie duszy mojej zaprzysiągł.
– A jak cię każę ubić albo związać?
– Jak mnie każecie ubić, to nie będzie mój grzech, a jak mnie każecie związać, to ostanę, póki mnie dobrzy ludzie nie rozwiążą alibo wilcy nie zjedzą.
Zbyszko nie odpowiedział – ruszył jeno1192 koniem przed siebie, a za nim ruszyli jego ludzie. Czech z kuszą za plecami i z toporem na ramieniu wlókł się z tyłu zatulając się w kosmatą skórę żubrzą, albowiem począł dąć ostry wiatr, niosący krupki śniegowe.
Nawałnica wzmagała się nawet z każdą chwilą. Turczynkowie, lubo w tołubach1193, kostnieli od niej, parobcy Zbyszkowi poczęli „zabijać” ręce, a on sam, będąc również przybrany nie dość ciepło, rzucił raz i drugi oczyma na wilczą opończę przywiezioną przez Hlawę i po chwili rzekł do Turczynka, aby mu ją podał.
I owinąwszy się w nią szczelnie, wkrótce poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele. Wygodny był szczególnie kaptur, który osłaniał mu oczy i znaczną część twarzy, tak iż wicher przestał mu prawie dokuczać. Wówczas mimo woli pomyślał, że Jagienka to jednak poczciwa z kościami1194 dziewka – i wstrzymał nieco konia, albowiem wzięła go chęć wypytać Czecha o nią i o wszystko, co się w Zgorzelicach działo.
Więc skinąwszy na pachołka, rzekł:
– Zali stary Zych wie, że cię panna do mnie wysłała?
– Wie – odpowiedział Hlawa.
– I nie przeciwił się?
– Przeciwił.
– Powiadajże, jako było.
– Pan chodził po izbie, a panna za nim. On krzyczał, a panienka nic – jeno co się ku niej nawrócił, to ona mu do kolan. I ani słowa. Powiada wreszcie panisko: „Czyś ogłuchła, że nic nie mówisz na moje przyczyny1195? Przemów, bo wreszcie pozwolę, a jak pozwolę, to mi opat łeb urwie!”
Dopieroż panna pomiarkowała1196, że już na swoim postawi, i nuż z płaczem dziękować. Pan jej wymawiał, że go pozbadła1197, i narzekał, że we wszystkim musi być jej wola, w końcu zaś rzekł: „Przyrzecz mi, że chyłkiem nie wyskoczysz