href="#ue4d63b3f-693f-5f50-9941-0d95a02b79e2">Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37
11 CZĘŚĆ TRZECIA Rozdział 38 Rozdział 39 Rozdział 40
12 Przypisy
Benowi Sevierowi,
wydawcy i przyjacielowi.
Dwanaście książek – i na tym nie koniec…
„North Jersey Gazette”, 18 kwietnia 1986
ODNALEZIONY W LESIE, PORZUCONY PRZEZ BLISKICH „MAŁY DZIKUS”
Jak udało się trafić na ślad „prawdziwego Mowgliego”?
Westville, New Jersey. W Stanowym Parku Krajobrazowym Ramapo Mountain, niedaleko Westville, natrafiono na żyjącego samotnie w lesie zarośniętego małego chłopca, którego wiek ocenia się na sześć do ośmiu lat. Co jeszcze bardziej zaskakujące, władze nie są w stanie ustalić jego tożsamości i nie wiedzą, jak długo tam przebywał.
„Jest niczym Mowgli z Księgi dżungli”, powiedział funkcjonariusz policji z Westville, Oren Carmichael.
Chłopca – który mówi i rozumie po angielsku, ale nie wie, jak się nazywa – dostrzegli jako pierwsi turyści z Clifton, Don i Leslie Katzowie. „Sprzątając po pikniku, usłyszeliśmy nagle szelest w zaroślach – opowiada pan Katz. – W pierwszej chwili przestraszyłem się, że to niedźwiedź, ale potem rzucił się do ucieczki i zobaczyliśmy go całkiem wyraźnie”.
Trzy godziny później wychudłego, obszarpanego chłopca odnaleźli w prowizorycznym obozowisku strażnicy parku i funkcjonariusze miejscowej policji. „Na tę chwilę nie wiemy, jak długo przebywał w lesie i jak się tam dostał – mówi komendant straży parku Ramapo Mountain, Tony Aurigemma. – Chłopiec nie pamięta rodziców ani żadnych dorosłych. Jesteśmy w kontakcie z innymi służbami, ale jak na razie nie mamy żadnych informacji o zaginionych dzieciach w podobnym wieku i o podobnym wyglądzie”.
W minionym roku wędrujący po parku turyści kilkakrotnie wspominali o „zdziczałym chłopcu” albo, jak to określali, „małym Tarzanie”, którego widzieli w lesie, lecz opowieści o nim uważano za element miejscowej legendy.
„Wygląda to tak, jakby ktoś go urodził i zostawił w leśnej głuszy”, mówi turysta z Morristown, James Mignone.
„To najdziwniejszy przypadek przetrwania na łonie natury, z jakim kiedykolwiek się zetknęliśmy – stwierdził komendant Aurigemma. – Nie wiemy, czy chłopak był tam przez kilka dni, kilka tygodni, miesięcy czy nawet lat”.
Osoby, które mogłyby udzielić jakichkolwiek informacji na temat chłopca, proszone są o kontakt z policją w Westville.
„Ktoś musi coś wiedzieć – mówi funkcjonariusz Carmichael. – Mały nie spadł tam przecież z nieba”.
Rozdział 1
23 kwietnia 2020
Jak udaje jej się przetrwać?
Jak jest w stanie codziennie znosić tę udrękę?
Dzień po dniu. Tydzień po tygodniu. Rok po roku.
Siedzi w szkolnej auli z utkwionym w ścianie, niewidzącym wzrokiem. Jej twarz jest kamienną maską. Nie mruga i nie zerka w lewo ani w prawo. W ogóle się nie porusza.
Patrzy tylko prosto przed siebie.
Otaczają ją koledzy i koleżanki z klasy, wśród nich Matthew, ale ona na nikogo nie spogląda. I do nikogo się nie odzywa, choć im nie przeszkadza to odzywać się do niej. Chłopcy – Ryan, Crash (owszem, naprawdę tak ma na imię), Trevor, Carter – wciąż ją przezywają, szepczą paskudne rzeczy, szydzą z niej i stroją sobie żarty. Rzucają w nią drucianymi spinaczami i gumkami. Pstrykają smarkami z nosa. Żują w ustach skrawki papieru, robią z nich kulki i ciskają w jej stronę. Kiedy kulka przyklei się do jej włosów, śmieją się do rozpuku.
Dziewczyna – ma na imię Naomi – siedzi bez ruchu. Nie próbuje ściągać z włosów zaślinionych kulek. Patrzy prosto przed siebie. Ma suche oczy. Matthew pamięta, jak dwa albo trzy lata wcześniej, w trakcie tej nieprzerwanej codziennej udręki, zalśniły w nich łzy.
Ale teraz to się nie zdarza.
Matthew patrzy. Patrzy i nic nie robi.
Nauczyciele już dawno przestali zwracać na to uwagę.
– No dobrze, Crash, dosyć tego – mówi znużonym głosem jeden z nich, ale ani Crash, ani inni w ogóle się tym nie przejmują.
A Naomi musi to znosić.
Matthew powinien coś zrobić, powinien to powstrzymać, ale nic nie robi. Już nie. Kiedyś spróbował.
Nie skończyło się to dobrze.
Próbuje sobie przypomnieć, kiedy zaczęły się kłopoty Naomi. W podstawówce była pogodnym dzieckiem. Zawsze się uśmiechała, tak to pamięta. Owszem, nosiła używane ubrania i niezbyt często myła włosy. Część dziewcząt trochę się z niej nabijała. Ale wszystko było w porządku aż do pewnego dnia, kiedy na zajęciach u pani Walsh, w czwartej klasie, zrobiło jej się nagle niedobrze i zwymiotowała na linoleum. Brązowe odpryski rzygowin poleciały na Kim Rogers i Taylora Russella, a smród był tak okropny, że pani Walsh musiała wyprosić z sali lekcyjnej wszystkie dzieci, wśród nich i Matthew, i posłać je na boisko, gdzie trzymając się za nosy, powtarzały „Fuj, fuj”.
Po tym epizodzie sytuacja Naomi diametralnie się zmieniła.
Matthew często się nad tym zastanawiał. Czy czuła się źle od samego rana? Czy jej ojciec – matka zniknęła już wtedy z pola widzenia – zmusił ją, by poszła do szkoły? Czy gdyby Naomi została tamtego dnia w domu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy to, że zwymiotowała, było jakimś punktem zwrotnym, czy może i tak znalazłaby się na tej mrocznej, ciernistej, pełnej udręki ścieżce?
Kolejna zaśliniona kulka papieru przykleja się jej do włosów. Naomi słyszy kolejne wyzwiska. Kolejne okrutne kpiny.
Siedzi i czeka, aż to się skończy.
Przynajmniej na razie. Przynajmniej tego dnia. Musi wiedzieć, że nigdy nie skończy się na dobre. Nękanie nigdy nie ustaje na długo. Towarzyszy jej przez cały czas.
Jak udaje jej się przetrwać?
W niektóre dni, tak jak dzisiaj, Matthew bacznie to obserwuje i ma ochotę coś zrobić.
Na ogół jednak aż tak bardzo się nie przejmuje. Dręczą ją i w inne dni, ale dzieje się to tak często, jest takie powtarzalne, że staje się czymś w rodzaju odległego szumu. Matthew poznał już straszną prawdę: można się uodpornić na okrucieństwo. Można uznać, że jest normą. Można je zaakceptować i robić swoje.
Czy Naomi też je zaakceptowała? Czy się na nie uodporniła?