Роберт Гэлбрейт

Niespokojna krew


Скачать книгу

się tym stresował.

      – A to dlaczego? – spytał Strike.

      – Bo przecież to on przepisywał benki, których ten człowiek nadużywał, no nie?

      Ku zaskoczeniu Robin po twarzy Strike’a przemknął uśmiech.

      – Ale nie chodziło tylko o Applethorpe’a – ciągnęła Janice, która chyba nie zauważyła niczego dziwnego w reakcji Strike’a. – Byli jeszcze…

      – Och, cała masa ludzi zarzekała się, że coś słyszała albo miała przeczucie, bla, bla, bla – powiedziała Irene, przewracając oczami – a poza tym, państwo rozumieją, byliśmy jeszcze my, osoby bezpośrednio zaangażowane. To było okropne, tylko… Przepraszam – powiedziała nagle, przykładając dłoń do brzucha. – Muszę pędzić do… Przepraszam.

      Irene wyszła z pokoju z pewnym pośpiechem. Janice odprowadziła ją wzrokiem i patrząc na jej wesołą z natury twarz, trudno było stwierdzić, czy jest zatroskana, czy raczej rozbawiona.

      – Nic jej nie będzie – powiedziała cicho do Strike’a i Robin. – Mówię jej, że ta doktorka pewnie ma rację, kiedy każe jej odstawić pikantne jedzenie, ale wczoraj wieczorem Irene naszła ochota na curry… Czasami czuje się samotna. Dzwoni, żebym wpadła. Nocowałam u niej. Eddie zmarł zaledwie rok temu. Miał prawie dziewięćdziesiąt lat, niech mu ziemia lekką będzie. Uwielbiał Irene i dziewczynki. Ona potwornie za nim tęskni.

      – Próbowała nam pani powiedzieć, że jeszcze ktoś twierdził, że wie, co się stało z Margot? – podpowiedział delikatnie Strike.

      – Co? A, tak… Charlie Ramage. – Handlował jacuzzi i saunami. Bogacz, więc chyba miałby lepsze rzeczy do roboty niż zmyślanie historyjek, ale kto go tam wie, ludzie są dziwni.

      – Co mówił? – spytała Robin.

      – No, pomyślmy. Pasjonował się motocyklami. Miał ich pełno i urządzał sobie długie przejażdżki po całym kraju. Kiedyś miał paskudny wypadek i leżał w domu z połamanymi nogami, więc wpadałam do niego kilka razy w tygodniu… będzie dobre dwa lata po zniknięciu Margot. No i ten Charlie lubił sobie pogadać i któregoś dnia ni z gruszki, ni z pietruszki zaczął się zarzekać, że jakiś tydzień po zaginięciu Margot spotkał ją w Leamington Spa. Ale sami państwo wiecie – zastrzegła Janice, kręcąc głową. – Nie potraktowałam tego zbyt poważnie. Uroczy człowiek, tylko że, jak mówię, lubił sobie pogadać.

      – Co dokładnie pani powiedział? – spytała Robin.

      – Mówił, że jak był na jednej z tych swoich wypraw motocyklowych na północ, zatrzymał się przed takim dużym kościołem w Leamington Spa, a kiedy stał oparty o ścianę, popijając herbatę i jedząc kanapkę, zauważył kobietę, która chodziła po cmentarzu po drugiej stronie torów i patrzyła na groby. Nie jakby była w żałobie czy coś, po prostu z zaciekawieniem. Czarne włosy, tak powiedział Charlie. Zawołał do niej: „Ładnie tu, no nie?”, a wtedy się odwróciła i… No, zarzekał się, że to była przefarbowana Margot Bamborough. Podobno jej powiedział, że wygląda znajomo, a wtedy jakby się zdenerwowała i szybko sobie poszła.

      – I twierdził, że to się stało tydzień po jej zniknięciu? – spytała Robin.

      – No, powiedział, że ją rozpoznał, bo w gazetach cały czas przewijało się jej zdjęcie. No więc mu mówię: „Charlie, a zawiadomiłeś o tym policję?”. A on mi na to: „No, zawiadomiłem”. Powiedział, że kumplował się z jakimś policjantem, gość był na dosyć wysokim stanowisku, i że to jemu powiedział. Ale potem nigdy nic na ten temat nie czytałam ani nie słyszałam, więc sami państwo rozumiecie…

      – Ramage powiedział pani o tym w siedemdziesiątym szóstym? – spytał Strike, zapisując to w notesie.

      – No, jakoś tak – powiedziała Janice, marszcząc brwi z wysiłku, żeby to sobie przypomnieć. Do salonu wróciła Irene. – Bo wtedy już dopadli Creeda. I dlatego ten temat wypłynął. Charlie czytał o procesie w gazetach, a potem powiedział, jak gdyby nigdy nic: „Jakoś mi się nie wydaje, żeby ten typ zrobił krzywdę Margot Bamborough, bo chyba ją widziałem po tym, jak zaginęła”.

      – Czy z tego, co pani wiadomo, Margot miała jakieś powiązania z Leamington Spa? – spytała Robin.

      – Że co? – spytała ostro Irene.

      – Nic – powiedziała Janice. – To tylko taka głupia historyjka, którą usłyszałam od jednego pacjenta. Margot na cmentarzu z ufarbowanymi włosami. No wiesz!

      – W Leamington Spa? – powiedziała Irene z niezadowoloną miną. Robin miała wrażenie, że jest bardzo rozżalona, że zostawiła Janice w świetle jupiterów, a sama musiała znowu biec do łazienki. – Nigdy mi o tym nie mówiłaś. Dlaczego mi o tym nie mówiłaś?

      – Och… no, wiesz, to było w siedemdziesiątym szóstym – powiedziała Janice z lekko przestraszoną miną. – Pewnie właśnie urodziłaś Sharon. Miałaś ważniejsze sprawy na głowie niż te dyrdymały, które wygadywał Charlie Ramage.

      Irene poczęstowała się następnym herbatnikiem, lekko marszcząc brwi.

      – Chciałbym teraz porozmawiać o samej przychodni – powiedział Strike. – Jaka była Margot w roli…

      – W roli koleżanki z pracy? – podchwyciła głośno Irene, która najwyraźniej uznała, że skoro ominęło ją kilka minut zainteresowania ze strony Strike’a, teraz przyszła jej kolej. – No cóż, mówiąc osobiście… – Zawiesiła głos jak smakosz delektujący się perspektywą rychłej przyjemności. – …jeśli mam być totalnie szczera, należała do tych osób, które myślą, że wszystko wiedzą najlepiej. Mówiła ludziom, jak mają żyć, jak prowadzić dokumentację, jak parzyć herbatę, bla, bla, bla…

      – Och, Irene, Margot nie była aż taka zła – wymamrotała Janice. – Lubiłam…

      – Jan, daj spokój – powiedziała wyniośle Irene. – Nigdy nie zapomniała, że była najbystrzejsza w rodzinie, i myślała, że cała reszta nas jest ciemna jak tabaka w rogu! No, może o tobie miała lepsze zdanie – dodała Irene, przewracając oczami, gdy jej przyjaciółka pokręciła głową – ale o mnie nie. Traktowała mnie jak idiotkę. Protekcjonalnie, tak to się nazywa. Ale wcale jej nie nie lubiłam! – zastrzegła szybko. – O nie. Tylko że była czepialska. Baaardzo zadowolona z siebie. Zapomniało się, że się dorastało w jakiejś klitce w Stepney, że tak to ujmę.

      – A co pani o niej sądziła? – spytała Robin, zwracając się do Janice.

      – No… – zaczęła Janice, ale Irene ją zagłuszyła.

      – Snobka. Jan, sama powiedz. Wyszła za bogatego lekarza specjalistę. Ten dom w Ham to już nie była żadna klitka! Oczy wychodziły na wierzch, jak człowiek widział, w co się wżeniła, a ona miała czelność przychodzić do pracy i pouczać resztę z nas o wyzwolonym życiu: małżeństwo to nie wszystko, nie rezygnujcie z kariery, bla, bla, bla. I ciągle się czepiała.

      – Czego się…?

      – Tego, jak się odbiera telefony, jak się rozmawia z pacjentami, a nawet jak się człowiek ubiera… „Irene, nie wydaje mi się, żeby ta bluzka była odpowiednia do pracy”. Przecież była króliczkiem Playboya, do cholery! Ta jej hipokryzja! Nie nie lubiłam jej – upierała się Irene. – Naprawdę, próbuję tylko odmalować pełny… A, i nie chciała, żebyśmy przygotowywały jej ciepłe napoje, prawda, Jan? Żaden z pozostałych dwóch lekarzy nigdy się nie poskarżył, że nie wiemy, jak się obchodzić z torebką herbaty.

      – To nie dlatego… – zaczęła Janice.

      – Jan, daj spokój, przecież pamiętasz, jaką zrobiła aferę…

      – Dlaczego według pani wolała