wspaniałą przygodę. Co więcej, chociaż byłaś agencją cywilną, Twoi najsłynniejsi astronauci rekrutowali się spośród pilotów wojskowych, a było to w czasach, kiedy wojna cieszyła się coraz mniejszym poparciem.
W latach sześćdziesiątych XX wieku ruch praw obywatelskich był dla mnie z pewnością o wiele istotniejszy niż dla Ciebie. W końcu dopiero odgórne zarządzenie wiceprezydenta Johnsona z roku 1963 przymusiło Cię, byś w swoim prestiżowym Centrum Lotów Kosmicznych im. George’a Marshalla w Huntsville w Alabamie zatrudniła czarnych inżynierów. Znalazłem tę korespondencję w Twoich archiwach. Pamiętasz? Dyrektor NASA James Webb napisał list do niemieckiego pioniera techniki rakietowej Wernhera von Brauna, naczelnego inżyniera całego programu załogowych lotów w kosmos, który kierował tym ośrodkiem. W liście tym w stanowczych i dosadnych słowach dyrektor Webb nakazał von Braunowi zająć się kwestią „braku równych możliwości zatrudnienia dla Murzynów” w regionie, a także nawiązać współpracę z pobliskimi uniwersytetami Alabama A&M i Tuskegee Institute w celu wyszukiwania, kształcenia i pozyskiwania do rodziny NASA w Huntsville kompetentnych murzyńskich inżynierów.
W roku 1964 nie skończyliśmy oboje jeszcze sześciu lat, kiedy pod nowo wybudowanym osiedlem mieszkaniowym w Riverdale w Bronksie, do którego chcieli się wprowadzić moi rodzice, dostrzegłem zorganizowaną pikietę. Ludzie chcieli uniemożliwić murzyńskim rodzinom, w tym mojej, zamieszkanie w tej okolicy. Cieszę się, że im się to nie udało. Osiedle otrzymało nazwę, może proroczo, Skyview Apartments. To z dachu jednego z tych budynków, dwadzieścia dwa piętra ponad ulicami Bronxu, wycelowałem potem swój teleskop we wszechświat.
Mój ojciec działał aktywnie w ramach ruchu praw obywatelskich. Z polecenia burmistrza Nowego Jorku Johna Lindsaya pracował na rzecz zwiększenia możliwości zatrudnienia dla młodzieży z getta, jak wtedy nazywano ubogą część śródmieścia. Przez lata jego starania napotykały opór potężnych sił: słabe szkoły, kiepscy nauczyciele, mizerne fundusze, skrajny rasizm, mordowani przywódcy. Zatem kiedy Ty świętowałaś comiesięczne sukcesy w eksploracji kosmosu, od projektu Mercury przez Gemini aż po Apollo, ja obserwowałem, jak Ameryka robi wszystko, co w jej mocy, by zepchnąć na margines ludzi takich jak ja i ich życiowe pragnienia.
Spoglądałem ku Tobie w poszukiwaniu rady, wizji, którą mógłbym przyjąć jako własną i która posłużyłaby za paliwo do realizacji moich ambicji. Ale Ty niczego takiego mi nie zaoferowałaś. Oczywiście nie powinienem winić Cię za niedoskonałość społeczeństwa. Twoje działania były emanacją przyzwyczajeń Ameryki, a nie ich przyczyną. Zdawałem sobie z tego sprawę. Ale mimo to powinnaś wiedzieć, że wśród moich kolegów po fachu jestem jednym z bardzo niewielu przedstawicieli swojego pokolenia, którzy zostali astrofizykami pomimo Twoich osiągnięć, a nie dzięki nim. Nie znalazłszy inspiracji w Tobie, zwróciłem się ku bibliotekom, znalezionym na wyprzedaży książkom o kosmosie, mojemu teleskopowi na dachu i Planetarium Haydena. Po burzliwych latach edukacji szkolnej, kiedy to moje aspiracje zdawały się spotykać z ogromnym oporem wrogo do mnie nastawionego społeczeństwa, zostałem zawodowym naukowcem. Zostałem astrofizykiem.
W kolejnych dziesięcioleciach udało Ci się wiele osiągnąć. Jeśli jest jeszcze ktoś, kto nie docenia wartości tej przygody dla przyszłości naszego Narodu, wkrótce zmieni zdanie, kiedy reszta rozwiniętego i rozwijającego się świata wyprzedzi nas pod każdym względem technicznym i gospodarczym. Do tego obecnie o wiele bardziej przypominasz Amerykę – od kadry zarządzającej najwyższego szczebla po najbardziej odznaczonych astronautów. Gratulacje. Teraz należysz do wszystkich obywateli. Dowodów na to jest mnóstwo, ale mnie najbardziej zapadł w pamięć czas, kiedy społeczeństwo przejęło kontrolę nad teleskopem Hubble’a, Twoją najukochańszą misją bezzałogową. W roku 2004 zabrało zdecydowanie głos i ostatecznie zażegnało groźbę odwołania czwartej misji naprawczej, co wydłużyło życie teleskopu o kolejne dziesięć lat. Niesamowite zdjęcia kosmosu wykonane przez Hubble’a przemówiły do wszystkich, podobnie jak sylwetki astronautów z promu kosmicznego, którzy wynieśli teleskop na orbitę i potem go serwisowali, a także naukowców, którzy korzystali z przesyłanych na Ziemię danych.
Ale to nie koniec: dołączyłem nawet do grona Twoich najbardziej zaufanych współpracowników i sumiennie wypełniałem obowiązki członka Twojej prestiżowej rady doradczej. Dostrzegłem, że kiedy jesteś w najlepszej formie, nic innego nie potrafi lepiej pobudzać marzeń całego narodu – marzeń zasilanych przez rzesze ambitnych studentów, palących się do zostania naukowcami, inżynierami i technikami w służbie najwspanialszej misji, jaka kiedykolwiek istniała. Wyrosłaś na jeden z podstawowych elementów tożsamości Ameryki – nie tylko w jej własnych oczach, ale też w oczach świata.
Zatem w roku naszych sześćdziesiątych urodzin, kiedy oboje rozpoczynamy sześćdziesiątą pierwszą podróż wokół Słońca, chciałbym, żebyś wiedziała, że rozumiem Twoje troski, ale też cieszę się Twoimi sukcesami. I mam nadzieję zobaczyć Cię ponownie na Księżycu. Ale nie poprzestawaj na tym. Wzywa nas Mars, a także to, co znajduje się poza nim.
Współjubilatko, nawet jeśli nie zawsze nim byłem, teraz już jestem i pozostanę Twoim uniżonym sługą.
Neil deGrasse Tyson
Nowy Jork
I. Etos
Rozdział 1
NADZIEJA
Tylko ona nam zostaje, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nie mamy pełnej kontroli nad rezultatem naszych działań. Lecz bez niej – jakżebyśmy sobie poradzili z wyzwaniami rzucanymi przez życie?
Śpiączka
niedziela, 25 lutego 2007 r.
Szanowny Panie Tysonie,
od dawna podejrzewałam, że żyjemy we wszechświecie, który chce nas zabić, zatem nie zdziwiło mnie to w Pana wystąpieniach, ale gdzie jest nadzieja, czy też może żadnej nadziei nie ma?
W roku 2001 spędziłam trzynaście dni w śpiączce, po czym cudownie się wybudziłam, by dalej żyć u boku mojego ukochanego męża. Śpiewał mi piosenkę miłosną i zachęcał do powrotu, a ja wtedy otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do niego. Niemniej ogrom informacji, z którymi wróciłam z tamtej strony, zmienił mnie na zawsze. I wiele z tych informacji nie było dobrych. Czy Pana zdaniem rzeczy „niedobre” stanowią większość tego, co nas tam czeka? Jeśli tak, to jak udaje się Panu cieszyć życiem, czy też może nie cieszy się nim Pan wcale?
Z wyrazami szacunku
Sheila Van Houten
~
Szanowna Pani Van Houten,
rozróżniam dwa rodzaje nadziei. Jeden z nich ma charakter religijny; człowiek modli się lub odprawia rytuał kulturowy, żeby sprawy uległy poprawie.
Ale jest też drugi rodzaj nadziei – to wyzwanie polegające na poznawaniu prawdziwego świata i wykorzystywaniu inteligencji, by zmieniać świat na lepszy. W ten sposób to człowiek ma moc dawania nadziei światu.
Zatem owszem, wszechświat chce nas zabić. My z kolei wszyscy pragniemy żyć. Znajdźmy więc wspólnie sposób na zmienienie kursu asteroid zagrażających Ziemi, opracowanie leku na kolejny śmiercionośny wirus, ograniczenie skutków huraganów, tsunami, wybuchów wulkanów i tak dalej. Możemy to osiągnąć wyłącznie poprzez wspólny wysiłek społeczeństwa zaznajomionego ze zdobyczami nauki i techniki.
W tym kryje się dla Ziemi nadzieja o wiele większa niż ta pokładana w modlitwie czy introspekcji.
Z poważaniem
Neil deGrasse Tyson
Strach
niedziela, 5 lipca 2009 r.
Szanowny Panie Tysonie,
właśnie widziałam Pana w telewizji publicznej. Podziwiam Pana za to, co