czy wielorybów. Gdyby mózg małpy mógł osiągnąć rozmiary ludzkiego, jego kora byłaby taka sama jak nasza. Słonie mają znacznie więcej kory niż my, ale ludzki mózg powiększony do rozmiarów słoniowego miałby jej tyle samo.
Wielkość naszej kory mózgowej nie jest więc ewolucyjną nowinką i nie wymaga żadnych dodatkowych wyjaśnień. Jej rozmiar nie mówi także nic o racjonalności danego gatunku (gdyby tak było, najsłynniejszymi filozofami zostaliby Horton, Słoń Benjamin i Dumbo). Zachodni uczeni i intelektualiści spreparowali ideę wielkiej, racjonalnej kory mózgowej i przez lata ją podsycali. Prawdziwa historia jest inna – w procesie ewolucji mutacje pojawiające się w niektórych genach sprawiały, że pewne etapy kształtowania się mózgu u jednych zwierząt trwały krócej, a u innych dłużej, co pociągnęło za sobą powstanie proporcjonalnie większych lub mniejszych części mózgu.
Nikt z nas nie ma więc wewnętrznego jaszczurczego czy zwierzęco emocjonalnego mózgu. Nie ma czegoś takiego jak rządzący emocjami układ limbiczny18, błędnie nazwana zaś „kora nowa” wcale nie jest nowa: u wielu innych kręgowców także wykształcają się tego typu neurony, a u niektórych z nich – jeśli kluczowe etapy trwają wystarczająco długo – organizują się one w korę. Jeśli gdzieś czytacie lub słyszycie, że ludzka kora nowa, kora w ogóle czy też kora przedczołowa są źródłem naszej racjonalności albo że płat czołowy reguluje pracę obszarów składających się na tak zwany mózg emocjonalny, żeby kontrolować nasze irracjonalne zachowania, oznacza to tyle, że ktoś dysponuje przestarzałą lub żałośnie niekompletną wiedzą. Trójdzielny mózg z jego epicką bitwą między emocjami, instynktem a racjonalnością to nic innego jak współczesny mit19.
Żeby było jasne: nie twierdzę, że nasz duży mózg nie ma żadnych zalet (z kolejnych lekcji dowiemy się, jaką daje nam przewagę). Zobaczymy jednak, że choć rzeczywiście jesteśmy jedynymi zwierzętami zdolnymi zbudować drapacze chmur i wymyślić frytki, umiejętności tych nie zawdzięczamy wyłącznie wielkiemu mózgowi. Co więcej, niektóre zwierzęta wykształciły zdolności, które czasem znacząco przewyższają nasze. Nie mamy skrzydeł. Nie potrafimy podnieść czegoś, co waży 50 razy tyle co my. Nie odrastają nam odcięte części ciała. Tego typu możliwości, z naszego punktu widzenia absolutne supermoce, dla wielu rzekomo niższych stworzeń nie są niczym niezwykłym. W pewnych kwestiach – na przykład w radzeniu sobie w trudnych, mało znanych środowiskach, takich jak przestrzeń kosmiczna czy wnętrze naszych jelit – nawet bakterie są bardziej utalentowane od nas.
Celem doboru naturalnego nie było stworzenie akurat nas – jesteśmy po prostu kolejnym interesującym zwierzęciem20, które dzięki pewnym szczególnym adaptacjom jest zdolne przetrwać i rozmnażać się w określonym typie środowiska. Inne zwierzęta nie są gorsze niż my. Są w unikalny i efektywny sposób przystosowane do swojego otoczenia. Nasz mózg nie wyewoluował bardziej niż mózg szczura czy jaszczurki – wyewoluował inaczej.
Jeśli to prawda, to dlaczego mit trójdzielnego mózgu wciąż jest tak żywy? Dlaczego w podręcznikach akademickich nadal natykamy się na ilustracje przedstawiające układ limbiczny człowieka wraz z wyjaśnieniem, że jest on kontrolowany przez korę mózgową? Dlaczego na kosztownych szkoleniach dla kadry kierowniczej dyrektorzy generalni uczą się, jak zarządzać swoim gadzim mózgiem, skoro specjaliści zajmujący się ewolucją tego narządu porzucili takie pomysły całe dziesięciolecia temu? Częściowo dlatego, że specjalistom tym przydałby się lepszy dział PR, w głównej mierze jednak ponieważ hipoteza trójdzielnego mózgu ma grupę własnych zagorzałych kibiców. Dzięki naszej unikalnej umiejętności racjonalnego myślenia, jak mówi legenda, udało nam się zapanować nad naszą zwierzęcą naturą i teraz rządzimy światem. Wiara w teorię o trójdzielnym mózgu jest jak przyznanie sobie pucharu za pierwsze miejsce w kategorii Najlepszy Gatunek.
W kulturze Zachodu platońska wojna, z racjonalnością przeciwstawiającą się emocjom i popędom, długo stanowiła najlepsze wyjaśnienie naszych zachowań. Jeśli zdołamy odpowiednio zapanować nad swoimi uczuciami i instynktami, nasze działanie będzie odbierane jako racjonalne i odpowiedzialne. Jeśli świadomie wybierzemy nieracjonalne działanie, nasze zachowanie może zostać nazwane niemoralnym, jeśli zaś w ogóle nie jesteśmy w stanie funkcjonować racjonalnie, zostaniemy uznani za chorych psychicznie.
Ale czym właściwie jest to racjonalne zachowanie? Tradycyjnie rozumie się je jako działanie pozbawione emocji. Myślenie jest uważane za racjonalne, podczas gdy czucie – za rzekomo nieracjonalne. Ale niekoniecznie tak jest. Czasem emocje są jak najbardziej racjonalne – jak wtedy, gdy odczuwamy strach, ponieważ znajdujemy się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. Innym razem nieracjonalne bywa myślenie: na przykład kiedy godzinami przeglądamy media społecznościowe, wmawiając sobie, że na pewno natrafimy na coś istotnego.
Być może racjonalność lepiej będzie zdefiniować w kategoriach najważniejszego zadania naszego mózgu: prowadzenia budżetu naszego ciała – zarządzania całą tą wodą, solą, glukozą i innymi zasobami, które zużywamy każdego dnia. Z tej perspektywy racjonalność oznacza korzystanie z zapasów lub gromadzenie ich w taki sposób, żeby dobrze sobie radzić w swoim najbliższym otoczeniu. Powiedzmy, że jesteśmy w sytuacji stanowiącej dla nas fizyczne niebezpieczeństwo i nasz mózg przygotowuje nas do ucieczki. Wysyła sygnał do znajdujących się tuż przy nerkach nadnerczy, które wpuszczają w nasz krwiobieg masę kortyzolu, hormonu zapewniającego szybki przypływ energii. Z punktu widzenia trójdzielnego mózgu wyrzut kortyzolu jest instynktowny, nieracjonalny, jednak z punktu widzenia budżetu ciała jest odwrotnie: uwolnienie hormonu stresu jest rozsądną inwestycją naszego mózgu w przetrwanie i pojawienie się potencjalnych potomków.
A gdyby ciało przygotowywało się do ucieczki mimo braku niebezpieczeństwa? Czy byłoby to zachowanie nieracjonalne? To zależy. Przypuśćmy, że jesteśmy żołnierzami na froncie, gdzie różnego typu zagrożenia pojawiają się regularnie. Nasz mózg powinien często przewidywać niebezpieczeństwo – czasem może się zdarzyć, że zrobi to na wyrost i zaleje nas kortyzolem przez pomyłkę, kiedy nic nam nie grozi. Tego typu fałszywy alarm można by uznać za niepotrzebne wykorzystanie zasobów, które mogłyby okazać się przydatne później – a więc działanie w pewnym sensie nieracjonalne. Ale biorąc pod uwagę allostazę, tego rodzaju postawienie w stan gotowości w strefie działań wojennych może być jak najbardziej uzasadnione. Owszem, straciliśmy nieco glukozy i innych rezerw, ale na dłuższą metę mamy większą szansę przetrwać.
Jednak nawet bezzasadne sygnały alarmowe wysyłane przez nasz mózg już po tym, jak wróciliśmy z wojny i znaleźliśmy się w bezpiecznym otoczeniu – jak dzieje się to na przykład w zespole stresu pourazowego – wciąż można uznać za racjonalne. Mózg chroni nas przed zagrożeniami, które według niego na nas czyhają, i to mimo że takie postępowanie mocno nadszarpuje budżet naszego ciała. Problemem jest to, jak nasz mózg ocenia sytuację – jego przeświadczenia nie odpowiadają realiom nowego środowiska, do których jeszcze nie zdążył się przystosować. Być może to, co nazywamy chorobami psychicznymi, jest racjonalnym krótkoterminowym planowaniem budżetu ciała niedostosowanym do bezpośredniego otoczenia, potrzeb innych ludzi i naszych przyszłych interesów.
Racjonalne zachowanie oznacza zatem właściwe inwestowanie zasobów ciała w danej sytuacji. Energiczne ćwiczenia mogą powodować wyrzut kortyzolu do krwiobiegu i związane z nim nieprzyjemne odczucia, ale uważamy je za rozsądne, ponieważ korzystnie wpływają na stan naszego zdrowia w przyszłości. Zastrzyk kortyzolu wywołany krytyką ze strony współpracownika także może być racjonalny, ponieważ uwalnia dodatkowe zasoby glukozy, które ułatwiają przyswojenie nowych wiadomości.
Tego typu spostrzeżenia, jeśli zostaną potraktowane poważnie, mogą wstrząsnąć