zrozumiał, jak bardzo naiwni są bracia Juriciowie. Mogli być dobrzy w bandyckim i przemytniczym procederze, ale nic nie rozumieli z polityki ani tym bardziej z działalności służb specjalnych. Wydawało im się, że złapali okazję, bo mają kontakty i pomysł, ale wkroczyli na niebezpieczny teren. Nagle stało się dla Luki oczywiste, że wkrótce Mosad albo CIA wpadną na jego trop i wszystko ustalą, więc musiał jak najszybciej zatrzeć za sobą ślady. Nie miał czasu.
Zgubiła ich zwykła arogancja. Jakie to żałosne – pomyślał i schylił się powoli, jakby chciał poprawić spodnie.
Sięgnął ręką do buta. Wyczuł podłużny kształt noża i wyciągnął go, kryjąc w dłoni. Przysunął się do Petara, który chwilę wcześniej przysiadł się do niego na kanapie, i odbezpieczył nóż.
Usłyszeli tylko metaliczne kliknięcie. Luka jednym ruchem podciął grube gardło Petara i nim któryś z braci połapał się, co zaszło, wybił się z całej siły i skoczył przez stół.
Josip zdążył wyciągnąć rękę w stronę pistoletu, który leżał obok, ale Luka spadł na niego okrakiem i szybkim pchnięciem wbił mu ostrze w pierś aż po rękojeść. Josip zamarł w bezruchu, z szeroko otwartymi oczami i ustami, jakby chciał coś powiedzieć. I wtedy Luka gwałtownie obrócił nożem.
Wstał. Petar jeszcze charczał, trzymając się za gardło i przewracając oczami, a spod jego dłoni kaskada krwi wylewała się na pierś.
– Duży jest, dużo krwi – wyszeptał Luka, wycierając zakrwawiony nóż i dłoń o kanapę. – Coś mnie tknęło, żeby go wziąć – powiedział głośniej i zapalił papierosa.
Przysiadł na oparciu i pomyślał, że łatwo poszło, ale to dopiero połowa roboty. Musiał zniszczyć nagrania z monitoringu i została jeszcze Mila.
W rogu kaverny stało biurko, a na nim komputer. Luka usiadł na krześle, uderzył w klawisz i ekran ożył. Tak jak się spodziewał, pojawiły się na nim sekwencje z ośmiu kamer. Na jednym z obrazów Mila stała za barem, paliła papierosa i rozmawiała przez telefon. Pijaków już nie było.
Petar charczał coraz ciszej, ale cygaro w jego dłoni wciąż się tliło. Luka miał nadzieję, że spali mu palce.
8
Monika wróciła z jogi o piętnastej i postanowiła najpierw zrobić sobie tosty z serem, wziąć prysznic, a dopiero potem obejrzeć wiadomości. Do spotkania zostały trzy godziny. Na gołe ciało włożyła biały szlafrok frotté i z talerzykiem zaległa przed telewizorem.
Tego wieczoru Ela i Witek mieli wolne. Z Krakowa przyjechała mama Eli i zajęła się małym Julianem, więc młodzi zorganizowali wyjście EksSekcji, jak teraz się nazywali, do pubu Zielona Gęś. Lutek i Ewa zapowiedzieli, że też przyjdą.
Dima początkowo obiecywał niewyraźnie, że wpadnie, ale Monika czuła, że nie ma nastroju na spotkanie. Próbował się wykręcić pod jakimś mało przekonującym pretekstem i nawet specjalnie się nie wysilał, żeby zabrzmieć wiarygodnie. Ela i Witek trwali jednak przy swoim, kusząc go niespodzianką, jaką przygotowali, aż Dima w końcu przyrzekł, że przyjdzie. Monika też nic nie wiedziała o niespodziance. Kiedy jednak próbowała zmienić miejsce spotkania, bo w Zielonej Gęsi nigdy nie była, Witek odparł zdecydowanie, że tylko tam niespodzianka ma swoją moc. Brzmiał na tyle tajemniczo i sympatycznie, że przestała oponować.
Włączyła NTV24. Od razu trafiła na panel dyskusyjny dziennikarzy i politologów w sprawie kryzysu w Zatoce Perskiej. Od kilku tygodni napięcie między Iranem i Arabią Saudyjską sięgało zenitu. Stany Zjednoczone ściągały wojska do Afganistanu i Iraku, gdzie oddziały Kata’ib Hezbollah coraz intensywniej atakowały amerykańskich żołnierzy. VII Flota stała już na Oceanie Indyjskim, a z Teheranu dochodziły coraz ostrzejsze wypowiedzi ajatollahów i przez miasto przetaczały się ogromne antyamerykańskie i antyizraelskie demonstracje. Moskwa i Pekin wydały pod adresem Waszyngtonu bardzo ostre ostrzeżenia, które nie pozostawiały złudzeń, po czyjej stronie się opowiedzą, i przyspieszyły dostawy broni. Bruksela również wzywała Stany Zjednoczone do powstrzymania się od agresywnych działań. Przedwyborcze notowania prezydenta USA, które dotąd spadały, nagle zatrzymały się i zaczęły gwałtownie rosnąć. Nikt nie mógł zrozumieć tego amerykańskiego fenomenu politycznego, ale wszyscy byli zgodni, że nie skończy się to dobrze i że wojna, a w efekcie wielki światowy kryzys ekonomiczny, wisi w powietrzu.
Monika od samego początku śledziła z uwagą wydarzenia. Była oficerem operacyjnym wywiadu, a nie analitykiem, ale doskonale zdawała sobie sprawę, co się dzieje i jakie konsekwencje spadną także na Polskę, na każdego jej obywatela. Wiedziała i widziała więcej niż inni, dlatego irytowały ją naiwne dyskusje specjalistów kreowane pod polityczne zapotrzebowanie i aktualne sympatie. Polskie społeczeństwo zajęte konsumpcją nie dopuszczało do siebie ponurej perspektywy, w czym skutecznie utwierdzał je premier Bolecki. Pięknymi oracjami przekonywał Polaków, że państwo jest sprawne, dobrze przygotowane, nic mu nie grozi i będzie wiernie stać u boku Stanów Zjednoczonych. Bagatelizował problem, unikał trudnych pytań. Wtórowały mu rządowe media, gloryfikując wcześniejszy udział Polski w wojnie w Iraku. Wyniki badań opinii publicznej wskazywały, że premierowi ufa przeważająca część społeczeństwa, i to doprowadzało Monikę, podobnie jak wszystkich pozostałych Eks, do największej wściekłości.
Rozmawiali o tym, spierając się i budując najróżniejsze scenariusze i hipotezy. Ale najbardziej martwiła się Ela, która była Iranką i miała rodzinę w Teheranie, a najmniej Dima, nieustannie powtarzający, że żadnej wojny nie będzie. Wszyscy jednak doskonale wiedzieli, że w efekcie zadecydują „nieznane czynniki”, czyli to, o czym opinia publiczna nigdy się nie dowie.
Monika słuchała rozmowy w studiu i nie dowiadywała się niczego nowego. Prowadząca odczytywała pytania z kartki, jakby nie panowała nad przebiegiem dyskusji.
Wieczorem w pubie znów będziemy o tym gadać – pomyślała Monika.
Sięgnęła po smartfon i napisała wiadomość: Uprzedzam! Jeżeli ktoś zacznie mówić o Iranie – wychodzę! Wysłała ją całej grupie. Po chwili wróciły do niej dwie łapki z wystawionym kciukiem i jeden emotikon. Z telefonem w dłoni czekała na odpowiedź od Dimy, ale on milczał. Po minucie zadzwoniła.
– Przyjdziesz dzisiaj? – zapytała ciepło, jakby chciała dać mu znać, że jej na tym zależy.
– Przyjdę… – odparł niepewnie. – Ale chyba tylko na chwilę, bo…
– Bo co? – Uniosła lekko głos. – Co masz takiego ważnego do roboty? Dostałeś mojego esemesa?
– Dostałem.
– To wiesz, że dzisiaj będzie miło i ciepło. Żadnej wojny, no i młodzi mają dla nas jakąś niespodziankę. Będzie fajnie, wyluzujemy trochę. Należy się nam, nie sądzisz? A poza tym co ty tak smęcisz od jakiegoś czasu? Gdzie jest Dimitrios Calderón?
– Daj spokój, Monika – przerwał jej Dima. – Nie bierz mnie pod włos. Przecież mówię, że przyjdę. Nic mi nie jest. Porządkuję dokumenty po przeprowadzce i takie tam…
– Ile ty już czasu porządkujesz te dokumenty? Pomóc ci może…
– No nie… nie trzeba! Widzimy się. Cześć!
– Cześć.
Monika była zadowolona, bo przycisnęła Dimę, a on nie stawiał oporu jak wcześniej. Był coraz bardziej otwarty, nie upierał się przy byle sprawie i dawał się przekonać.
Tak się Monice wydawało, bo Dima uważał, że to ona szuka w nim oparcia, i starał się jej pomóc. Poza tym odkąd przestali razem