Cyckami. Podobno zawsze marzył o posiadaniu „własnej wagi osobowej i tysiąca trucizn w słoikach” oraz „amfor szklanych, napełnionych kolorowym płynem”. Praktycznie „znał całe Zakopane i wszystkich przyjezdnych”. Jego pasją był taniec, a w jej realizacji nie przeszkadzał mu nawet bardzo niski wzrost.
„Dostarczał lekarstw możnym i dziadom, zbijał forsę i tańczył na dansingach na umór – wspominał Malczewski. – Z kim on nie tańczył! Ministrowe, żony szarych eminencji, gwiazdy sportu, sceny dramatycznej i opery, baletu, panie z wielkiego i małego świata i półświatka, literatki i poetki, malarki, kobiety poważne i skądinąd rozsądne, szalone lub zgoła wariatki, spokojne, dostojne damy i podlotki, sławne i niesławne – wszystkie słaniały się w ramionach Bodzia, który niejednej ministrowej sięgał do pasa”84.
Pod Giewontem nawet rabusie działali w specyficzny sposób, o czym osobiście przekonał się dyrektor miejscowego szpitala klimatycznego, Gustaw Nowotny. Późnym wieczorem wrócił z pracy do domu na zboczach Gubałówki, akurat był 6 grudnia.
„Odezwał się dzwonek wejściowy – opowiadał Malczewski. – Nowotny otworzył drzwi i zobaczył św. Mikołaja, anioła i diabła, co było zupełnie normalne ze względu na datę dnia. Oczywiście, że wpuścił ich do środka, by ugościć i obdarować forsą. Anioł nie namyślał się długo i wyciągnął spluwę spod skrzydła. Obrabowali chirurga, z czego się dało, po czym uszli, śpiewając kolędy”85.
Tatrzańskie imprezy
Znakomitą renomą cieszyły się miejscowe dansingi, podczas których grały modne zespoły jazzowe. Szczególne uznanie wzbudzały występy pionierów polskiego jazzu – zespołu Kantaszka i Karasińskiego. Zresztą inni wiele im nie ustępowali, w efekcie zakopiańskie imprezy taneczne uchodziły za wyjątkowo udane. Bawiono się nawet w biały dzień – w lokalu U Karpowicza dansing zaczynał się w południe (!), a jego uczestnicy często pojawiali się tam w sportowych strojach i z nartami.
„Świt. Pary nie chcą przestać, tańczą, choć milknie muzyka – wspominał po latach Witold Gombrowicz. – Więc znowu muzyka zaczyna da capo! (…) Takiej zabawy, jaka czasem wybuchała nad ranem w zakopiańskich lokalach, nie zdarzyło mi się nigdy oglądać gdzie indziej”86.
Większość imprez sportowych i towarzyskich pod Giewontem odbywała się pod protektoratem Mariana Dąbrowskiego, właściciela prężnego koncernu prasowego (oprócz „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” wydawał również „Światowida”, „Tempo Dnia”, „Raz, Dwa, Trzy”, „Tajnego Detektywa” i „Asa”). A największą imprezą towarzyską sezonu był coroczny bal prasy w sali pensjonatu Bristol, „na który przyjeżdżały tłumy ludzi z Krakowa”.
Niełaska Dąbrowskiego – jednej z najważniejszych postaci w polskich mediach – mogła poważnie utrudnić życie, o czym przekonała się Magdalena Samozwaniec, gdy w swych felietonach złośliwie odmalowała stosunki panujące w redakcji IKAC-a. Ale akurat takiej reakcji mogła się spodziewać – zadarła bowiem z potężnym magnatem, dla którego nawet specjalnie układano rozkład pociągów, by poranne wydanie „Kuriera” docierało do czytelników przed rządową „Gazetą Polską”.
Swoich zwolenników miał w Zakopanem również hazard i z myślą o nich organizowano wyścigi konne na Równi Krupowej. Nagrody były wysokie (osobiście fundował je Dąbrowski), a widzowie obstawiali swoje typy.
„Kobiety piękne, w bogatych futrach zarzuconych na ramionach – komentował Malczewski – stały na mokrych ławkach i klaskały mocno, gdy jakiś ułan przelatywał im przed nosem. Dąbrowski w beżowym płaszczu, czasem Dobija z cygarem w zębach. Jamontt, prezes Związku Właścicieli Hoteli i Pensjonatów, burmistrz i inni wielcy obijacze mieszali się z tłumem pomniejszych widzów”87.
Dla wczasowiczów organizowano biegi i zjazdy narciarskie, ale największą popularnością cieszył się coroczny samochodowy wyścig tatrzański. Szczególnie lubili go miejscowi górale interesujący się nowinkami technicznymi. Był to czas, gdy w Zakopanem pojawiły się taksówki, a inni przewoźnicy na gwałt unowocześniali swoje pojazdy.
„Kogo nie było stać na cały samochód, kupował pneumatyki i nimi opatrywał fiakierskie koła. Tak samo zmieniły się nazwy koni do zaprzęgu i do roboty na polu. Coraz mniej było Basiek, Kub, Franków czy Gniadych. Z kozłów rozlegał się krzyk: »Wio, Bugatti, wio, Lancia, Alfa Romeo lub Hispano-Suiza«”88.
Rzeźba, rower i alkohol
„August Zamoyski, rzeźbiarz i oszalały narciarz – wspominał Malczewski – biega po Skibówkach, gdzie wówczas posiadał własny domek, w łowickich portkach. Z daleka widać go zziajanego i rozkrzyczanego, gdy pędzi z pagóra pasiasty jak pomarańczowo-zielona liszka lub wcina »Wiener Schnitzel« u Karpowicza, przerykując jazgot orkiestry, szum potoku i śpiewy pijanych woźniców. Do miasta, czyli do Trzaski, gdzie zbierał się tak zwany świat artystyczny, chodzi, podpierając się zielono pomalowanym kosturem”89.
August Zamoyski pochodził z bocznej linii zasłużonego dla Polski rodu, od dzieciństwa wykazywał zdolności plastyczne, jednak w karierze malarskiej przeszkodziła mu wrodzona wada wzroku (był daltonistą). W efekcie zajął się rzeźbą, i to ze znakomitymi efektami.
Przebywał głównie we Francji, jednak każdego roku na kilka miesięcy przyjeżdżał do Zakopanego, gdzie miał pracownię. Poza sztuką i alkoholem pasjonował się sportem i w 1925 roku przebył rowerem trasę z Paryża do Zakopanego! Liczyła ona blisko 3 tysiące kilometrów i prowadziła przez Szwajcarię, Włochy, Karyntię, dolinę Wagu oraz Poprad. Dzielnemu cykliście zajęło to trzy tygodnie (dziennie pokonywał około 130 kilometrów), a pod Giewontem przyjęto go jak bohatera.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.